Jarosław Kaczyński w niedzielę odwiedził Szczecin. Jego wizyta nie przebiegła bez incydentów. Dwóch mężczyzn – zdecydowanie niesympatyzujących z obozem władzy –weszło na zamknięte spotkanie. Jeden z nich krzyczał "hańba". Jak się okazuje, był to syn Bartosza Arłukowicza z PO. Chłopak wszedł na zamknięte zebranie, pokazując... plakietkę z koncertu rapera.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim w Szczecinie zostało przerwane przez dwóch mężczyzn. Okazuje się, że jednym z nich był Maksym Arłukowicz, syn europosła PO Bartosza Arłukowicza
Chłopak właśnie ujawnił, jak udało mu się wejść bez przepustki na zamknięte spotkanie z prezesem PiS
W rozmowie z naTemat.pl Arłukowicz-senior zdradziły, czy wiedział o pomyśle swojego syna
Syn Bartosza Arłukowicza wdarł się na spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim
Prezes PiS Jarosław Kaczyński w niedzielę wygłosił przemówienie do swoich zwolenników w Szczecinie. Miało to miejsce w auli Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Szczecińskiego. Media relacjonowały, że służby przygotowały się specjalnie, żeby spotkanie przebiegło w sposób spokojny.
Kaczyński na swojej wyborczej trasie spotyka się przecież z częstymi protestami Polaków przeciwnych rządom PiS. Jednak i tym razem nie udało się prezesowi uniknąć sytuacji, w której musi spotykać się także z tymi obywatelami, którzy nie wychwalają partii rządzącej.
Okazuje się, że był to Maksym Arłukowicz, czyli syn polityka PO Bartosza Arłukowicza. Chłopak na swoim Twitterze pochwalił się, jak udało mu się dostać na "zamknięte spotkanie z prezesem".
Zamiast dokumentu uprawniającego go do wejścia na zebranie, pokazał organizatorom... plakietę z sobotniego koncertu rapera Fukaja. Nikt widocznie nie sprawdził, czym dokładnie chłopak się legitymuje.
"Jak zobaczyli, że przyszedł jakiś młody, to dali mnie do 1. rzędu na wprost Prezesa" - wyjaśnił Maksym w poście. By dodać: "a jak powiedziałem mu, co myślę — wyrzucili". Wpis podsumował emoji klauna.
Na prośbę naszej radakcji Bartosz Arłukowicz skomentował tę sytuację, podkreślając, że nie namawiał do niej syna. – To jego solowa akcja. Zadzwonił dopiero po – stwierdzi europoseł w rozmowie z naTemat.pl.
Kaczyński: Za PO ludzie z biedy zbierali kartofle dla dzików
Jarosław Kaczyński w czasie swoich weekendowych spotkań wygłosił wiele zastanawiających stwierdzeń. Podzielił się także swoją opinią na temat stanu, w jakim rzekomo znajdowała się Polska w trakcie rządów koalicji PO-PSL.
Słowa wywołały zarazem oburzenie, jak i rozbawienie w mediach. "Jarek, ty się lecz. Opowiadanie, że za Tuska kartofle zasadzone dla dzików, ludzie z głodu wygrzebywali w lesie, to już nie jest nawet oszczerstwo" – skomentował na Twitterze były wicepremierRoman Giertych.
"Gazeta" Wyborcza" postanowiła ustalić, czy zgodnie z tym, co mówił prezes PiS,
ziemniaki faktycznie są sadzone po lasach dla dzików. Jeden ze szczecińskich myśliwych powiedział w rozmowie z dziennikiem, że być może Kaczyńskiemu chodziło o topinambur. Problem w tym, że nie ma dowodów na to, aby leśnicy skarżyli się na kradzieże tej rośliny.