Jeśli sądzisz, że sianko pod obrusem to symbol betlejemskiej stajenki, a wolne miejsce przy stole przeznaczone jest dla zagubionego wędrowca, jesteś w błędzie. Dr Dorota Angutek, etnolog, w rozmowie z naTemat tłumaczy nam, jak wiele świątecznych tradycji ma prastare, pogańskie korzenie.
Dlaczego polscy chłopi wieszali choinki pod sufitem? Czym była podłaźniczka? Dlaczego w Wigilię nie można używać ostrych narzędzi? Kim był czarny i biały Mikołaj? Na te wszystkie pytania odpowiada dr Dorota Angutek, antropolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
W dzisiejszych czasach wszystkie dzieci z utęsknieniem czekają na Świętego Mikołaja, który przynosi im bożonarodzeniowe prezenty. Czy w ludowych wierzeniach ta postać także była obecna?
Tak, zwłaszcza na wschodzie Polski wierzono, że to właśnie Święty Mikołaj przynosi dzieciom podarunki. Ale np. w południowej Wielkopolsce owa legenda występowała w innej wersji. Tamtejsza ludność wierzyła w istnienie dwóch Mikołajów – czarnego i białego. Jeden reprezentował dobro, drugi miał raczej groźne oblicze. Z kolei w Małopolsce popularne było przekonanie, że podarunki są dziełem anioła. Jeszcze inne wierzenia występowały na Kaszubach, skąd pochodzę. W tym regionie prezenty dzieciom przynosił Gwiazdor.
Na Kaszubach za Gwiazdora przebierali się młodzieńcy. Wyglądem przypominali postać chochoła: mieli stroje obszyte “warkoczami” splecionymi ze słomy i słomiane maski uwieńczone niewymłóconymi kłosami. Wyglądali więc naprawdę fantastycznie.
Proszę powiedzieć, czy wiadomo, skąd wzięły się polskie zwyczaje wigilijne w takim kształcie, w jakim znamy je dzisiaj?
Uważa się, że mają one trzy źródła. Prasłowiańskie, antyczne, wywodzące się jeszcze z Grecji i Rzymu oraz chrześcijańskie. Co prawda Kościół starał się zwalczać pogańskie tradycje, albo tłumaczyć je ludziom na modłę chrześcijańską, ale wyobraźnie ludowa ma to do siebie, że chętniej łączy sprzeczne elementy, niż jakichś definitywnie się pozbywa. Dlatego też wierzenia ludowe jeszcze do pierwszej połowy XX wieku były magiczno-religijne. Mieszały się w nich wpływy wywodzące się z zupełnie różnych tradycji. Dobrym przykładem mogą być jabłka wieszane na choince – z jednej strony symbolizowały owoc z rajskiego drzewa poznania dobra i zła, z drugiej były wyrazem słowiańskiego kultu wegetacji i urodzaju. Podobnie choinkowe łańcuchy – ozdoby, które odwoływały się jednocześnie do postaci biblijnego węża.
Proszę powiedzieć więcej o tych tradycyjnych, słowiańskich wierzeniach.
Sięgają one jeszcze czasów prasłowiańskich, a ich najważniejsze elementy to symbolika wegetacji, płodności, kult słońca oraz przodków.
Dlaczego akurat taki zestaw?
Pamiętajmy, że były to społeczności rolnicze, więc kwestia wegetacji była dla nich bardzo ważna w codziennym życiu. Dużą rolę odgrywała też ziemia, która rodziła plony, ale w której składano także ciała zmarłych. No i słońce. Nasi przodkowie mieli świadomość tego, kiedy występują przesilenia i równonoce i w tych właśnie dniach oddawali cześć przodkom oraz odprawiali obrzędy wegetacyjne.
Chodzi o obrzęd Dziadów, tak?
To nie jest coś, co wymyślił Mickiewicz. Dziady obchodzono kilka razy w roku, m.in. w okresie Bożego Narodzenia. Ludzie zanosili wtedy na cmentarze jedzenie i picie, aby symbolicznie podzielić się nim ze zmarłymi. Wylewano wtedy na mogiły odrobinę wódki oraz kruszono jadło, opowiadano też zmarłym o tym, co się wydarzyło w świecie żywych.
Czy te tradycje przetrwały w jakiejś formie w zwyczajach wigilijnych?
Tak, jak najbardziej. Kiedy Kościół zakazał ucztowania na grobach, w ramach podkreślenia związków ze zmarłymi zaczęto przynosić do domów trawę rosnącą na mogiłach. To właśnie stąd wziął się polski zwyczaj wkładania sianka pod obrus.
Czyli sianko nie ma nic wspólnego z betlejemską stajenką?
Zupełnie nie. Podobnie pogańskie korzenie ma zwyczaj zostawiania wolnego miejsca przy stole. Jak wspominałam, w prasłowiańskich wierzeniach zimowe przesilenie uważano za czas, kiedy można kontaktować się z duszami przodków. Wolne miejsce przy wigilijnej wieczerzy pozostawiano właśnie dla nich. Dlatego kiedy ktoś chciał usiąść na takim krześle, musiał najpierw dmuchnąć, aby duszę przegonić. W trosce o niewidzialne dusze obecne wśród żywych, w Wigilię nie można było też używać ostrych narzędzi, ani krzyczeć.
Aby nie wystraszyć zmarłych, tak?
Tak. Ale troska o nich sięgała jeszcze dalej. Np. na Mazowszu robiono duszom “łaźnie”. W tym celu obok domu, od strony cmentarza rozwieszano mokre prześcieradła. Wierzono też, że przyjazne duchy nawet po wieczerzy pozostają w izbie, a konkretnie pod stołem. Aby obudzić ich czujność, pukano od spodu w blat stołu i stąd właśnie wziął się funkcjonujący do dziś przesąd odpukiwania w niemalowane drewno.
A jak jest z potrawami wigilijnymi, czy one także mają jakiś związek z pogańskimi wierzeniami?
Tak. Takie dania, jak np. groch z kapustą, faworki, bliny, matwiełki, kutia w przeszłości były pokarmami jedzonymi właśnie na grobach bliskich. Później Kościół walczył z takimi praktykami i stąd np. wzięła się wielkanocna święconka, która zastąpiła ofiarne kosze z jedzeniem.
Wygląda więc na to, że większość świątecznych zwyczajów ma źródła prasłowiańskie. Chciałbym więc zapytać o te, które mają czysto chrześcijański charakter.
Przykładem może być łamanie się opłatkiem, które ma stricte religijny rodowód. Ale warto pamiętać, że są jeszcze antyczne źródła naszych zwyczajów, choć są one związane bliżej z karnawałem, niż Bożym Narodzeniem. Z antycznego Rzymu wywodzi się np. zwyczaj wieszania w domach jemioły. Ale Rzym ma też coś wspólnego z samą Wigilią – zwyczaj jedzenia na Święta orzechów włoskich to również tradycja związana ze starożytnością. W czasach rzymskich w ostatnim dniu roku, kiedy rozwiązywano różne umowy łączące np. panów i niewolników, zamiast pieniędzy rozliczano się za pomocą orzechów. Później orzechy dotarły także w nasz rejon Europy, stając się symbolem zdrowia i pomyślności.
A skąd wziął się zwyczaj strojenia choinki w polskich domach?
Na przełomie XVIII i XIX wieku spopularyzował się wśród polskiej szlachty, przejęty od polskich i niemieckich protestantów. W XIX i na początku XX wieku spopularyzował się jednak także w domach innych warstw społecznych. Co ciekawe, początkowo chłopi wieszali choinkę za czubek pod sufitem.
Dlaczego?
Ponieważ wcześniej w ten sam sposób wieszali w domach podłaźniczkę, czyli przyozdobiony czubek jodły, świerka lub sosnową gałązkę. Podłaźniczka była symbolem życia, ale i lasu, który w tym wyjątkowym dniu wstępował niejako do świata ludzi.
Już w czasach pogańskich wierzono, że przesilenie zimowe to wyjątkowy moment, kiedy zacierają się granice między żywymi i umarłymi, sacrum i profanum, wsią a lasem lub też wsią i cmentarzem. Tego dnia byty o odmiennej naturze swobodnie przepływały między różnymi sferami rzeczywistości. To dlatego uważano, że właśnie w Wigilię zwierzęta mogą mówić ludzkim głosem, ponieważ w tym jednym dniu zdobywają niezwykłą, magiczną moc.
W dzisiejszych czasach pradawne zwyczaje stopniowo odchodzą w zapomnienie. Czy jesteśmy skazani na ich zupełne wymarcie?
Symbol żyje tak długo, jak wierzymy w jego prawdziwość, więc niestety tak, te zwyczaje prędzej czy później znikną. W magii nie ma miejsca na żadną dowolność, a my żyjemy w czasach wolności myśli i wolności w ogóle. Myślę też, że tradycję bardzo silnie wypiera komercja. Spójrzmy tylko na Świętego Mikołaja, który zamiast biskupa w ornacie i mitrze jest dziś raczej grubym, nieco głupawym krasnalem.
A czy lokalne jarmarki świąteczne nie są jakimś wyrazem naszej tęsknoty za tradycją?
To prawda, ale pamiętajmy, że cała “ludowość”, jaką się tam oferuje, to tylko swoiste gadżety, a nie symbole realnych sił, w które wierzymy.