
"Cudze chwalicie, swego nie znacie" – to przysłowie z powodzeniem można odnieść do bogatego panteonu ludowych strachów, demonów i duchów, przed którymi drżeli nasi dziadowie. Dziś, w zalewie anglosaskich dyń, diabełków i czarownic, często zapominamy o tym, czym była strzyga, błędnik i niechrzczeniec.
W dzisiejszych czasach mało kto pamięta o mamunach. Wraz z rosnąca popularnością obchodów Halloween, coraz częściej zobaczyć możemy na polskich ulicach nie tylko przebranych ludzi, ale i towarzyszące anglosaskiemu świętu atrybuty i postacie dyń, wiedźm i strachów na wróble. Amerykańskie “uniwersum strachów” nie tylko wypiera częściowo tradycyjny, chrześcijański sposób świętowania Dnia Zadusznego, ale i zajmuje w masowej wyobraźni miejsce, które kiedyś należało do rdzennie polskich, słowiańskich widm, zmór i upiorów.
Na całej słowiańszczyźnie funkcjonował obrzęd dziadów. Zgodnie z nim kilka razy do roku należało ugościć dusze bliskich, powracające czasowo do świata żywych. W tym celu palono ogniska, świece, a na wschodzie przygotowywano duszom banię lub saunę.
– Jeden z funkcjonujących w antropologii podziałów wyróżnia w ludowych wierzeniach demony, pół-demony i strachy. Te pierwsze pochodzą z innego świata, drugie mają pewne związki z ludźmi, a trzecie to np. wiry, nocne ogniki i inne naturalne w gruncie rzeczy zjawiska – tłumaczy dr Angutek.
Więcej problemów sprawiały jednak ludziom demony, do których zaliczano m.in. boginki, rusałki, mamuny i południce. Co ciekawe, istoty te rzadko były jednoznacznie złe. Większość nadnaturalnych istot, w które wierzono, miało ambiwalentny charakter. Potrafiły człowiekowi zaszkodzić, ale i pomóc. Sztuka polegała na tym, aby umieć się z nimi obchodzić. – Rusałki miały postać pięknych, młodych kobiet. Były zawieszone między światami, bo nie dopełniły przed śmiercią obrzędu ślubu. Aby je sobie zjednać, składano w ofierze róże. To od łacińskiej nazwy tych kwiatów, “rosa”, pochodziło samo słowo “rusałka” – opowiada dr Dorota Angutek.
Wierzono, że aby mamuna oddała kobiecie jej prawdziwe dziecko, należało “podrzutka” wynieść przed dom i zbić, aby wzbudzić w mamunie litość i zmusić ją do zabrania tzw. “odmieńca”.
Wiele duchów i stworów wiązało swoje istnienie z konkretnym miejscem, najczęściej jakoś człowiekowi obcym i niezwykłym. – Mogły być to np. rozstajne drogi, samotne pagórki i bagna – wylicza prof. Grochowski. Wierzono także w istnienie różnych bóstw domowych.
Wywodząca się jeszcze z czasów pogańskich ludowa wiara w różnorakie demony, pół-demony i strachy przetrwała wieki kościelnych starań o jej wytępienie. Jak mówi dr Dorota Angutek, jeszcze w XIX wieku na polskich wiele zabobonów trzymało się mocno. Na wsiach wierzono np., że nie wolno wskazywać palcem na słońce, bo można mu “wybić oko”, co sprawi, że przestanie świecić.

