
Są nowe informacje dotyczące makabrycznej zbrodni w Tarnowie. Jak się okazuje, zamordowana 41-latka krótko przed tragedią zgłosiła się do Centrum Usług Społecznych w Tarnowie. Miała też planować rozwód z mężem.
– Kilka tygodni temu pokrzywdzona Katarzyna O. zgłosiła w Centrum Usług Społecznych fakt znęcania się jej męża nad nią. Nie dochodziło tam do bicia, ale było takie ograniczanie w sferze psychicznej. Jednak to wszystko jeszcze ustalamy — potwierdził w rozmowie z "Faktem" Mieczysław Sienicki, rzecznik prokuratury okręgowej w Tarnowie.
– W rodzinie była prowadzona procedura niebieskiej karty. Grupa robocza podjęła wszelkie działania i czynności i zostały one w pełni dopełnione - powiedziała reporterowi stacji RMF FM Dorota Krakowska, dyrektor Centrum Usług Społecznych w Tarnowie.
Ponadto 41-latka prawdopodobnie chciała rozwieść się z mężem, o czym wcześniej nieoficjalnie informowała też RMF FM. – Tak, potwierdzam. Pozew rozwodowy wpłynął już do sądu okręgowego. Zwróciliśmy się więc do tego organu o wysłanie prokuraturze kserokopii wspomnianego dokumentu — dodał dla "Faktu" Sienicki.
Tragedia w Tarnowie
Przypomnijmy, że 21 października w domu jednorodzinnym przy ul. św. Marcina w Tarnowie znaleziono ciała czterech osób - 43-letniego Tomasza O., jego 41-letniej żony oraz ich dwójki małych córek w wieku trzech i sześciu lat. Wszyscy mieli podcięte gardła, a zginęli od wykrwawienia się. Policję na miejsce wezwała osoba spokrewniona z ofiarami.
To 43-latek miał zaatakować Katarzynę O. i ich dwie córki. Potem odebrał sobie życie. "Fakt" podkreśla, że przy ofiarach znaleziono dwa zakrwawione noże. Przy mężczyźnie leżała też podobno ubrudzona krwią szlifierka kątowa.
24 października prokuratura ujawniła wyniki sekcji zwłok rodziny z Tarnowa. – Na ciałach wszystkich ofiar były rany cięte. Na ciałach kobiety i dwójki dzieci także rany kłute. Tych ostatnich nie było na zwłokach Tomasza O. – powiedział krakowskiej "Gazecie Wyborczej" prokurator Mieczysław Sienicki. Służby nie znalazły w mieszkaniu śladów włamania, a prokuratura odrzuciła, póki co wersję o udziale osób trzecich.
Z ustaleń wynika również, że kobieta próbowała się bronić, szarpała się z atakującym ją mężem. Jak się okazało, również sześciolatka usiłowała stawić opór wobec ojca, dziewczynka miała ślady na rękach. Oznacza to zdaniem lekarzy, że zasłaniała się przed ciosami.
Jak wcześniej podawaliśmy, mężczyzna był zatrudniony w branży budowlanej jako operator koparki, a jego żona pracowała jako nauczycielka przedszkola.
Policjanci ujawniali też, jak wyglądała interwencja w domu przy ulicy św. Marcina. Na miejsce przybyła babcia dzieci (nie wiemy, czy była to matka zamordowanego mężczyzny, czy kobiety), bo była zaniepokojona tym, że przez tak długi czas nie było kontaktu z rodziną. Jednak służby miała wezwać "inna osoba prywatna".