Minął już prawie rok od śmierci Kamila Durczoka. Przy okazji dnia Wszystkich Świętych swoim wspomnieniem o dziennikarzu podzielił się z portalem Wirtualnemedia.pl dyrektor informacji Radia ZET Marek Czyż, który pracował z Durczokiem w wielu redakcjach.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przyczyną jego śmierci było zaostrzenie się przewlekłej choroby, na którą cierpiał dziennikarz
Jego przyjaciel, Marek Czyż podzielił się wspomnieniem o dziennikarzu z Wirtualnymi Mediami
Kamil Durczok zmarł 16 listopada 2021 roku nad ranem w szpitalu w Katowicach. Na początku te informacje potwierdziła rodzina zmarłego. Jak powiedziała Pudelkowi była żona dziennikarza, Marianna Dufek, zmarł on po długiej chorobie.
Zanim otrzymaliśmy oficjalny komunikat szpitala w tej sprawie, w rozmowie z naTemat rzeczniczka Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, Agata Pustułka, powiedziała, że przyczyną śmierci było zaostrzenie przewlekłej choroby u dziennikarza.
W końcu o przyczynach śmierci Kamila Durczoka poinformował też w oficjalnym komunikacie szpital. Potwierdzono informacje o tym, że dziennikarz "zmarł 16 listopada o godzinie 4:23 w wyniku zaostrzenia przewlekłej choroby i zatrzymania krążenia".
Na Izbę Przyjęć szpitala trafił w poniedziałek o godz. 13:45. "Został potem przekazany na oddział Chorób Wewnętrznych, Autoimmunologicznych i Metabolicznych, a następnie przekazany na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego im.prof. K. Gibińskiego SUM w Katowicach" – podano.
Stan Kamila Durczoka był wtedy bardzo ciężki. Niestety ostatecznie dziennikarza nie udało się uratować. "Łączymy się myślami z rodziną w tym trudnym czasie oraz składamy najszczersze wyrazy współczucia" – poinformował szpital.
Kim był Kamil Durczok?
Kamil Durczok był polskim dziennikarzem telewizyjnym i radiowym oraz publicystą. Popularność zdobył dzięki pracy w telewizji, gdzie prowadził serwisy informacyjne. Od 1993 roku pracował w Telewizji Polskiej, natomiast w 2006 roku został dziennikarzem telewizji TVN. Kamil Durczok był redaktorem naczelnym i prowadzącym "Faktów" TVN.
W 2015 roku rozstał się ze stacją w atmosferze skandalu po tym, jak "Wprost" opublikował artykuł, w którym został poruszony temat mobbingu i molestowania seksualnego. 20 października 2016 r. rozpoczął współpracę z Polsat News, gdzie prowadził program "Brutalna prawda, Durczok ujawnia", który jesienią 2017 zmienił nazwę na "Durczokracja".
Kamil Durczok był laureatem wielu nagród branżowych, m.in. nagrody Grand Press dla dziennikarza roku (2000), Złotej Telekamery w kategorii Informacje (2008) oraz Wiktora dla najwyżej cenionego dziennikarza, komentatora i publicysty (2004).
"Trochę to w sobie wyparłem. W końcu czasem nie dzwoniliśmy do siebie całymi tygodniami, więc to tak, jakby po prostu nie dzwonił. Ciągle mam w telefonie jego SMS-y. Ciągle mam tam jego głos nagrany na sekretarce. Ale to nie jest głos redaktora Kamila Durczoka. To jest głos kumpla, przyjaciela, Pinia. Nie bardzo lubił, gdy mówiłem do niego Pinio. Tak, to ten Pinio z "Proszę słonia". Nie wiem dlaczego, ale ta ksywka jakoś do niego pasowała" – wyznał Czyż, który obecnie jest szefem informacji Radia ZET.
"Słucham czasem tych krótkich nagrań, kojarzę z kontekstem czasu i zdarzeń, których dotyczą. Naszych wspólnych porażek, sukcesów, jego planów, moich planów, jego ocen. Ale nie tylko. Pokazywał, jak się robi telewizyjne dziennikarstwo. Wspominam emocje, jakie wtedy nam towarzyszyły, próbuję dociec, z czego wtedy rechotaliśmy, co nas martwiło" – wspomina Czyż.
Jak przyznaje, te nagrania pochodziły z "czasów sławy i chwały" Durczoka. Gdy był "wszechmocnym szefem Faktów" i "wyznaczał standardy, pokazywał, jak się robi telewizyjne dziennikarstwo".
"Z czasów, gdy powstawało liczne grono jego krytyków, a potem wrogów. Tych, którzy potem mieli niestety prawo uznać, że mieli rację. Nie we wszystkim, ale w kilku miejscach mieli. I robili to z wręcz pornograficzną satysfakcją. Tyle że mnie to nie dotyczy. Mnie opuścił przyjaciel. Człowiek, który nie zawiódł, zawsze wsparł, pomagał wstać i szczerze bił brawo, gdy było za co" – wspomina dziennikarz.
Dodaje: "Nie polemizuję z tymi, którzy ciągle próbują wygoić rany i zadrapania po kontakcie z nim. Czasem prawdziwe, czasem nie. Mnie, jak mawia klasyk, proszę zamieść na inną stertę. Tam jest wspomnienie Przyjaciela. Kogoś, do kogo już nie będę mógł zadzwonić po radę, z kim już nie powspominam, jak prosta była droga z Katowic do Warszawy i jak kręta w drugą stronę".