Były inspektor urzędu skarbowego Andrzej Żydek podpalił się przed kancelarią premiera 23 września 2011 roku. Był to niezwykle desperacki akt protestu, wobec umorzenia śledztwa ws. nieprawidłowości w praskiej skarbówce. Dziś okazuje się, że Andrzej Żydek miał rację.
Tę sprawę porównywało się do podpalenia się Ryszarda Siwca na Stadionie Dziesięciolecia w 1968 roku. Andrzej Żydek przez trzy lata walczył z nieprawidłowościami w warszawskiej skarbówce, w której pracował. Warszawska prokuratura umorzyła jednak śledztwo w tej sprawie.
Po ponad roku śledczy przyznali jednak, że nieprawidłowości faktycznie miały miejsce, a tym samym Żydek miał rację. Tyle tylko, że czyny te kwalifikują się do postępowania dyscyplinarnego, a nie do postawienia komukolwiek zarzutów karnych - informuje "Dziennik" powołujący się na Polską Agencję Prasową.
Były inspektor, który przebywa obecnie na emeryturze, nie czuje jednak zadowolenia. W rozmowie z "Rzeczpospolitą" komentuje:
Czyli prokuratura uznała, że winni nieprawidłowościom są niewinni. A co ze stratami budżetu państwa, który na tym procederze tracił? CZYTAJ WIĘCEJ