
Jeśli na przystanku we Wrocławiu czekają dwie matki z wózkami, to pewne jest, że jedna do pojazdu nie wsiądzie. Zgodnie z nowymi wytycznymi pracownicy MPK mają pilnować, ile wózków jedzie na raz autobusem lub tramwajem. Maksymalna liczba to jedna sztuka.
Po trwającej lata serii wykolejeń, które z MPK Wrocław zrobiły bohatera polskich memów, władze przewoźnika z Wrocławia znów wywołują ogólnopolskie zainteresowanie.
Lokalne media obiegła informacja, że do tramwajów wpuszczany jest jednorazowo tylko jeden wózek. Sprawa dotyczy zarówno osób poruszających się na wózku, jak i również matek, które w wózku przewożą dzieci.
Informacja wypłynęła przy okazji zatoru komunikacyjnego, który wyjątkowo nie był spowodowany wykolejeniem.
Jak się okazało, skrupulatne podejście do przepisów wywołał incydent, do którego doszło w jednym z tramwajów. Podczas ostrego hamowania matka, która stała z wózkiem wpadła na mężczyznę z niepełnosprawnością ruchową.
Film ze zdarzenia został zresztą opublikowany przez prezesa MPK Wrocław jako argument za skrupulatnym przestrzeganiem przepisów, które co prawda obowiązywały też wcześniej, ale nie były egzekwowane.
"Producent pojazdu zabrania"
Wprowadzenie zmiany spotkało się z falą krytyki, która na wrocławskie MPK spływa zresztą nie pierwszy raz. Głos w sprawie zabrała między innymi Akcja Miasto, czyli największy aktywistyczny ruch we Wrocławiu.
Jak zaznacza w rozmowie z naTemat jej szef, Jakub Nowotarski, działanie, które ogranicza możliwość korzystania z pojazdów osobom, które posiadają wózki, lub są zmuszone poruszać się przy ich użyciu, jest absurdalne.
– Wyobraźmy sobie, że na przystanku stoją dwie matki z dziećmi. Która z nich ma wejść do pojazdu? – stawia pytanie aktywista i jak widać po skargach pasażerów, nie jest to sytuacja wydumana, lecz powodująca realne utrudnienia.
Zobacz także
Ograniczenia w tramwajach winą MPK
Jak podkreślił w swoim wpisie prezes MPK Wrocław Krzysztof Balawejder, ograniczenia w liczbie przewożonych jednorazowo wózków są "określone przez producentów tramwajów i autobusów". Jednocześnie przy każdej możliwej okazji władze MPK podkreślają, że pojazdy, które jeżdżą po ulicach Wrocławia, są "szyte na miarę", czyli projektowane i budowane pod konkretne zamówienie.
Aktywista podnosi, że działania, których oczekuje od motorniczych i kierowców prezes MPK, nie wynikają z dbania o bezpieczeństwo pasażerów, lecz są wyłącznie zabezpieczeniem spółki.
– Te same ograniczenia, które mówią o liczbie wózków, mówią o liczbie pasażerów. Czy w sytuacji przeładowania pojazdów kierowca ma obowiązek ich przeliczyć? – zadaje pytanie aktywista i dodaje, że listę zagadnień w tej sprawie Akcja Miasto już wysłała do władz przewoźnika.
Długofalowe skutki decyzji MPK Wrocław
Zdaniem Jakuba Nowotarskiego, komunikacja miejska we Wrocławiu dotąd nie była konkurencyjna. Od tego momentu popularność przewoźnika spadnie jednak jeszcze bardziej.
– Jazda MPK Wrocław już jest ruletką, natomiast wprowadzenie przepisu to jest nic innego jak zachęcanie rodziców dzieci do korzystania z samochodów. Każdy, kto musi gdzieś dojechać, przy takich zasadach nie będzie podejmował ryzyka, co dodatkowo zwiększy korki na już zatkanych ulicach miasta – komentuje aktywista i dodaje, że wyobraża sobie szereg problemów, które wynikają z sytuacji, w której żadna osoba nie chce ustąpić, bo i na jakiej podstawie.
Akcja Miasto kontaktowała się z przedstawicielami innych miast w Polsce i żadne z nich nie wprowadziło podobnych ograniczeń.
Zobacz także
