Dla jednych "pop-katolik", który rozwadnia i trywializuje prawdziwą naukę Kościoła, dla innych wytrwały popularyzator nowoczesnej wiary. Tak czy inaczej, Szymon Hołownia nie traci impetu: jego najnowsza książka sprzedaje się świetnie. W czym tkwi tajemnica sukcesu katolickiego publicysty?
Okazuje się jednak, że całkiem sporo osób dostało od Mikołaja książkę ze, zdawałoby się, znacznie mniej popularnej dziedziny – religii. “Last minute. 24 h chrześcijaństwa na świecie” Szymona Hołowni znajduje się na 22. miejscu listy najchętniej kupowanych książek Empiku. Jaka jest recepta na sukces tego wzbudzającego sporo kontrowersji autora?
Wiele osób powie, że książki Hołowni sprzedają się tak dobrze tylko ze względu na jego medialną popularność. Jednak z całą pewnością publicyście nie można odmówić literackiego talentu. Świeży, “młody” język jego książek przyciąga wiele osób, które odstręcza podniosły, poważny sposób mówienia o Bogu i wierze przez wielu polskich duchownych. Jednocześnie jego książki uważane są za bardzo przystępne i atrakcyjne. Ostatnia z nich, będąca zbiorem reportaży i rozmów z chrześcijanami na całym świecie, ma także podróżniczy sznyt, który dodatkowo przyciąga czytelników.
Jednak nie wszystkim podoba się lekki ton, jakim Hołownia mówi i pisze o religii, nie do końca się podoba:
O pisarstwie Szymona Hołowni i co stoi za jego sukcesem, rozmawiamy z Haliną Bortnowska, katolicką publicystką, filozofką i teolożką, znaną animatorką przedsięwzięć społecznych, uczestniczką ruchu ekumenicznego.
Jak skomentuje pani fakt, że książka poświęcona chrześcijaństwu tak dobrze radzi sobie w czytelniczym zestawieniu?
Halina Bortnowska: Wydaje mi się, że jest to dowód na to, iż wbrew opinii wielu osób zainteresowanie problematyką religijną wcale nie wygasło. Nie sprawdza się powtarzane czasem złośliwe powiedzenie, że “z religii wyrasta się tak, jak z krótkich spodenek”.
Czego czytelnicy poszukują w takich książkach, jak “Last minute. 24 h chrześcijaństwa na świecie”?
Przypuszczam, że przede wszystkim pewnej otuchy. Ludzie nie chcą być osamotnieni w niełatwej próbie religijnego spojrzenia na świat, potrzebują towarzysza w tej wędrówce. Świadectwo znanej, popularnej osoby, takiej jak Hołownia, sprawia, że przekonują się, że katolicyzm to nie jest powód do odczuwania intelektualnego wstydu. Dzięki takim książkom łatwiej jest zdjąć z religii odium ignorancji i zacofania.
Hołownię niektórzy nazywają “Terlikowskim w wersji light”. Czym kierują się ludzie, którzy skłaniają się ku jednemu lub drugiemu z podejść prezentowanych przez tych katolickich publicystów?
Radykalizm poglądów, jakie prezentuje Tomasz Terlikowski, bywa pociągający, ale nie dla wszystkich. Natomiast Hołownia jest bardziej “stonowany”, więc łatwiej się z nim zgodzić. Ale nie chcę przez to powiedzieć, że tajemnicą jego popularności jest “wygodnictwo” niektórych katolików. Chodzi też o troskę moralną – poglądy Hołowni nie są tak odległe od etycznych intuicji wielu osób, jak opinie Terlikowskiego.
No właśnie, wiele osób krytykuje Hołownię za to, że jego katolicyzm jest zbyt wygodny, za mało radykalny, zbyt daleki od ortodoksji....
Wyraźnie widać, że taka wizja religii katolickiej dobrze odpowiada realnej potrzebie. W jego książkach katolicy znajdują coś, co pozwala im dalej iść za swoją tożsamością. Ja sama popieram jego intencje i ze swojej strony staram się działać podobnie, natomiast przyznam, że rzeczywiście nie jestem pewna, czy jego styl i jego odpowiedzi nie są momentami zbyt beztroskie, poniekąd powierzchowne.
Osobiście odczuwam pewien dystans wobec niektórych tez Hołowni. Ostatecznie uważam jednak, że to dobrze, że niektórzy znajdują w jego książkach coś dla siebie i nie chcę ich osądzać. Nie można lekceważyć ludzi, którzy poszukują duchowości akurat w tego typu “lżejszych” interpretacjach. Żyjemy w takim bezmiarze problemów, że dobry jest każdy przejaw zmierzenia się z nimi – także ten, który proponuje Szymon Hołownia.
Rynek zaś pokazał, że na ten kierunek myślenia w mediach i w Kościele zwyczajnie nie ma zapotrzebowania. Katolicy potrzebują mediów tożsamościowych, umacniających ich w zasadach, walczących o prawdę i wiarę, a niekiedy mocno krytycznych wobec instytucji. Nie są nam natomiast potrzebne media miękkie, niezdecydowane, często bez wyraźnej tożsamości lub skupiono nie tyle na obronie religii, ile na wspólnym z laicyzatorami krytykami fundamentalizmu religijnego. CZYTAJ WIĘCEJ