Synoptyk IMGW o prognozach dot. opadów śniegu w Polsce: Niech to nie uśpi naszej czujności!
Wioleta Wasylów
09 listopada 2022, 15:10·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 09 listopada 2022, 15:10
Kiedy spadnie śnieg? Ostatnie prognozy mówią o tym, że już w połowie listopada w kilku miejscach w kraju powinny wystąpić pierwsze opady śniegu, a zima może przynieść znaczne spadki temperatur. Jest jednak jedno "ale". – Będą one raczej sporadyczne – wskazał w rozmowie z naTemat Grzegorz Walijewski, synoptyk i rzecznik IMGW. Podkreślał, że znaczne zmiany pogody "nie mogą uśpić naszej czujności", a każdej kolejnej zimy śniegu jest coraz mniej. Rozmawialiśmy o tym, co wpływa na występowanie opadów śniegu i dlaczego są one ważniejsze, niż nam się wydaje.
Reklama.
Reklama.
Śnieg późną jesienią i zimą w Polsce?Prognozy pogody wskazują, że może spaść jeszcze w listopadzie. Jednak w istocie z każdym rokiem biały puch jest coraz mniejszą oczywistością. Jak on się w ogóle się tworzy i od czego zależą jego opady?
O to zapytaliśmy Grzegorza Walijewskiego, synoptyka i hydrologa, rzecznika Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW-PIB), który jest też zastępcą dyrektora tamtejszego Centrum Hydrologicznej Osłony Kraju.
Kiedy spadnie śnieg? Jakie warunki pogodowe muszą zaistnieć?
Walijewski tłumaczył, że warunkami wystąpienia opadów śniegu, są "przesycone wilgotnością chmury" oraz ujemna temperatura powietrza w wyższych partiach.
Stąd zwrócił uwagę, że nawet jeśli bliżej gruntu są 2-3 stopnie Celsjusza na plusie, to może padać śnieg, tyle że szybko stopnieje. I analogicznie: jeśli temperatura wyżej jest dodatnia, a przy samym gruncie ujemna, to może padać marznący deszcz powodujący gołoledź.
– Wilgotność zawarta w chmurach zamienia się w kropelki wody, które przyklejają się do jąder kondensacji. Te pod wpływem ujemnej temperatury zaczynają zamarzać i formują w płatki śniegu. W takiej formie spadają na ziemię i mogą stworzyć pokrywę śnieżną – precyzował Walijewski.
– Czasem są to piękne płatki śniegu w postaci płytek lub płaskich gwiazdek, które znamy z obrazków, a czasem słupki lub kryształki. Przy tym każdy z nich jest inny i wyjątkowy pod względem kształtu i wielkości. Wszystkie mają jednak cechę wspólną, czyli sześć ramion lub kątów. To jest cecha wody i łączeń, które w niej są – dodał.
Skąd wiemy, kiedy spadnie śnieg? Jak je przewidzieć?
Synoptyk z IMGW przybliżył, jak tworzone są prognozy dot. opadów śniegu. Wskazał, że stacje meteorologiczne mierzą na bieżąco temperaturę 2 m nad poziomem gruntu (to ją się podaje normalnie w prognozach) i tuż przy gruncie, oraz obserwuje się układy baryczne.
– Mamy też aerologię, czyli sondujemy atmosferę w pionie: puszczamy wysoko balony i sprawdzamy, jak wygląda rozkład temperatury. Na tej podstawie możemy zobaczyć, jak się dany układ zmienia, jaki jest wilgotny, jak szybko się przemieszcza – kontynuował.
Okazuje się, że takie pomiary robione są po dwa razy na dobę w trzech miejscach w Polsce. Porównywane są w ramach współpracy międzynarodowej z liczniejszymi pomiarami w krajach sąsiednich.
Dodał, że potem są "tworzone specjalne mapy baryczne, dzięki którym widać, czy będzie padał deszcz, czy śnieg, czy zjawisko będzie gwałtowne, czy będzie to bardzo aktywy front".
– My synoptycy mamy do pomiarów narzędzia, modele, satelity, radary itd. Jednak dane może zobaczyć każdy, bo są dostępne w internecie. Jeśli ktoś chce zostać meteorologiem amatorem, to jak najbardziej może, ale trzeba poświęcić trochę czasu na naukę – dodał.
Jakie są więc prognozy na zimę? Kiedy i gdzie będzie śnieg w Polsce?
Ekspert zaznaczył, że najwyższą sprawdzalność rzędu 90-95 proc. mają prognozy na dwie doby do przodu. Z kolei między 3 a 7 dobą spada ona już do 70-75 proc. Synoptycy w IMGW przygotowują prognozy z tygodniowym wyprzedzeniem.
– Powyżej 7 dni to już nie są prognozy synoptyczne, tylko wtedy patrzymy na modele meteorologiczne, tj. wyliczenia matematyczne. Mają nieco niższą sprawdzalność, ale mogą już nam powiedzieć, jak ewentualnie będzie wyglądać sytuacja za np. 8-16 dni. Można dostrzec tam już jakiś trend, np. czy będzie coś chłodniejszego napływać, czy nie – zdradził.
Powiedział, że z tych modeli wynika, iż "w połowie listopada pojawi się dość mocno odczuwalne ochłodzenie z maksymalną temperaturą na południu, w obszarach podgórskich ok. -1 stopnia Celsjusza; na wschodzie – 2-3 st.; a w centrum – ok. 5-6 st.". Do tego lekkie mrozy mogą pojawiać się w nocy w przeważającej części południowej i wschodniej Polski.
– Jeśli powietrze będzie bardziej wilgotne i mroźne, to już ok. 14-15 listopada może pojawić się śnieg nie tylko w górach (gdzie już we wrześniu napadało 30 cm, po czym pozostały tylko płaty śniegu), ale też już w południowej części kraju i na Suwalszczyźnie. W tym okresie to nic nadzwyczajnego – dodał.
– Tego śniegu nie będzie dużo i będzie raczej symboliczny. Prognozy mówią, że mimo wszystko listopad ma być ze średnią temperaturą nieco powyżej normy, więc jeśli śnieg będzie się pojawiał, to szybko stopnieje. Nie stworzy pokrywy śnieżnej albo powstanie ona na chwilę – zwrócił uwagę.
Tak pogoda może wyglądać też zimą wg eksperymentalnych prognoz numerycznych na grudzień, styczeń i luty przygotowanych przez IMGW i amerykańskich naukowców.
– Wychodzi na to, że będzie to nieco cieplejszy okres, niż te ostatnie 30 zim, które były notowane w Polsce, ale to nie oznacza, że ciągle będzie dodatnia temperatura ok. 10 stopni. Prognozy nie wykluczają spadków nawet do -20 st. w całej Polsce, ale będą bardziej sporadyczne i krótkie – powiedział naTemat Walijewski.
– Jeśli wtedy śnieg miałby się pojawić, to pokrywa będzie cienka i nie będzie zalegała na długo (...). Bardziej konkretny i dłużej utrzymujący się śnieg będzie tylko w obszarach górskich i podgórskich. Na Kasprowym Wierchu może pojawić się nawet do 1,5 m śniegu, ale to nie jest coś nienormalnego – ocenił.
Jak zmiany klimatu wpływają na opady śniegu w Polsce? "Śnieg jest nam bardzo potrzebny"
Powstaje pytanie, w jak znaczącym stopniu ocieplenie klimatu wpływało dotychczas na ilość i jakość opadów śniegu w Polsce. Jak zaznaczył nasz rozmówca, zmiany klimatyczne szybko postępują, stąd widać coraz większy deficyt białego puchu.
– Choć w górach będzie można zjeżdżać z Kasprowego Wierchu jeszcze przez dobrych kilkadziesiąt lat, to w pozostałych częściach kraju śniegu jest wyraźnie coraz mniej. Jest coraz mniej dni z opadami śniegu, coraz krócej zalega pokrywa śnieżna, a jej grubość jest coraz mniejsza. Nawet na tzw. polskim biegunie zimna, czyli na Suwalszczyźnie. Dobrze widać to na danych z ostatnich 30 lat – odparł synoptyk.
Żeby zobrazować problem, zaczął wymieniać: "Były nawet takie zimy jak dwa lata temu, kiedy w Warszawie śnieg zalegał łącznie tylko przez 12 h, a w województwie lubuskim w niektórych miejscach w ogóle nie padał. W Suwałkach pokrywa śnieżna była tylko przez 9 dni, podczas kiedy normalnie powinna być ok. 55".
Zwrócił uwagę, że niektóre osoby wciąż powątpiewały w ocieplenie klimatu, bo rok temu podczas burz śnieżnych nasypało sporo puchu. Wyjaśnił, że takie burze to normalnie niezwykle rzadkie i groźne zjawisko, a ich częstsze występowanie to "też efekt ocieplenia klimatu".
– Zeszłej zimy zasypało śniegiem po kilkanaście czy kilkadziesiąt cm, także na Pomorzu. Tylko co z tego, skoro to się szybko roztopiło. W jednym momencie nawali śniegu, ale brakuje opadów, gdzie śnieg by prószył przez kilka dni i poprawiał sytuację hydrologiczną. Jest raczej jeden szybki, frontowy, gwałtowny opad, a potem jest dłuższy okres bez opadów. Niezwykle niedobry i niebezpieczny skutek postępujących zmian klimatu – wskazał ekspert.
Ocenił, że coraz cieplejsze, jeśli chodzi o średnią temperaturę, i mniej śnieżne zimy mogą cieszyć samorządowców ze względu na mniejsze koszty odśnieżania, a mieszkańców ze względu na nieco niższe rachunki za grzanie, ale ma to inne poważne konsekwencje dot. funkcjonowania ekosystemów. Jak tłumaczył:
Przy okazji Walijewski zaznaczył, że optymalna jest sytuacja, kiedy najpierw spadnie śnieg, a potem chwyci przy gruncie mróz. Po pierwsze biały puch chroniłby wtedy rośliny przed mrozem.
Po drugie, jeśli kolejność byłaby odwrotna, to śnieg topniejący na zamarzniętym gruncie spowodowałby spływ powierzchniowy, a więcej wody wpływałoby szybciej do rzek, zamiast przesiąkać najpierw do gleby. To z kolei mogłoby skutkować większymi podtopieniami.
Roztopy a podtopienia
Jak przyznał nasz rozmówca, przy roztopach zawsze istnieje zagrożenie wylania miejscami takich rzek jak szczególnie przepływające przez centrum kraju Bug, Narew, Noteć. Do podtopień może też dochodzić, kiedy topnieje bardzo dużo śniegu w górach, a późniejsze wezbrania przepływające głównymi rzekami napotkają po drodze zatory lodowe.
Zagrożenie wzrasta też, kiedy "zawartość wody w pokrywie śnieżnej jest duża, występują dodatkowo opady deszczu, a pokrywa topi się na mocno zmarzniętej glebie". W górach zmniejsza je natomiast ciepły i suchy wiatr halny, ponieważ "zamienia on śnieg od razu w parę wodną (sublimacja – przyp. red.)".
– Nie bójmy się jednak roztopów. To cecha naszych rzek. Po to są różnego rodzaju urządzenia hydrotechniczne, by nas chroniły. Może zabrzmi to dziwnie, ale chcielibyśmy roztopów, bo są istotne dla wielu procesów ekologicznych, a jest ich coraz mniej. Takich konkretnych nie było od ok. ośmiu lat. W niektórych miejscach jak na północnym zachodzie Polski w ogóle ich nie ma – alarmował synoptyk z IMGW.
"Niech to nie uśpi naszej uwagi"
Walijewski przypomniał, że ostatnia naprawdę konkretna zima zawitała do Polski w 2010 r. – Później były mniejsze lub większe epizody, ale słabe (...). Prognozy na najbliższe miesiące też mówią, że będzie raczej mało śniegu – tłumaczył.
Wskazał jednak, że "w przyszłości może się zdarzyć, że nad Polskę dotrze chłodniejsze powietrze, które utrzyma się przez miesiąc, dwa i doprowadzi do większych opadów śniegu oraz utrzymywania się pokrywy, bo to jest wpisane w nasz klimat".
– Klimatolodzy ostrzegają, żeby to nie uśpiło naszej czujności. To, że jest coraz cieplej, nie oznacza, że zawsze będzie tylko ciepło. Podobnie jak zimniejsze okresy nie znaczą, że nie ma globalnego ocieplenia – alarmował rzecznik IMGW.
– Nasi synoptycy mówią, że do 2100 r. śniegu w Polsce będzie coraz mniej, a temperatura średnia może wzrosnąć od 2 do 4 st. Celsjusza. W ostatnich 70 latach wzrosła już o 1,7 stopnia. To smutne i niedobre. Teraz robi się u nas taki klimat jak w miejscach, gdzie rosną winogrona i arbuzy. Szkoda, że niektórzy wciąż się nie reflektują – zakończył Walijewski.
W naszej szerokości geograficznej śnieg jest bardzo potrzebny, a jego brak może się odbić później np. w postaci problemów z dostępem do wody. Roztopy śniegu wiosną powinny być w całym kraju, a woda powinna przesiąkać do wód gruntowych. Ich poziom powinien się podwyższać. Wilgotność gleby byłaby wtedy większa, a ściółka leśna wilgotniejsza. Ta woda ostatecznie powinna dotrzeć do rzek i podwyższyć ich poziom itd. Niestety to wszystko nie występuje i wtedy mamy problem z suszą w okresie wiosennym i letnim