Paris Saint Germain podpisało umowę sponsorską, która gwarantuje klubowi rocznie od 150 do 200 milionów euro, czyli co najmniej pięciokrotnie lepsze warunki, niż wiążące ze sponsorem FC Barcelonę. Idylla? Niekoniecznie. Do niedawna w podobnej sytuacji była hiszpańska Malaga, którą UEFA wykluczyła właśnie z europejskich pucharów.
W dniu swoich 31. urodzin katarski szejk Tamim bin Hamad al.-Thani kupił - poprzez firmę Quatar Sports Investments - 70 procent akcji Paris Saint Germain. Od momentu przejęcia zespołu właściciel przeznaczył gigantyczne kwoty na transfery i kontrakty. Coraz częściej taką strategię - przejąć, wzmocnić, zwyciężyć - stosuje się w klubach piłkarskich na świecie. Zdarza się nawet, że taka taktyka rzeczywiście prowadzi do sukcesu. Często stanowi on jednak szczyt możliwości, z którego kluby nie potrafią się stoczyć stromym zboczem - po prostu natychmiast spadają w przepaść. Bywa też tak, że witany z otwartymi ramionami właściciel pewnego dnia ma kaprys, zmienia hobby i porzuca klub, pozostawiając go samemu sobie. Z wysokimi kontraktami i wyrwą w budżecie.
UEFA, zaniepokojona problemami, a często i upadkami kolejnych klubów, wprowadziła Finansowe Fair Play. Założenie jest proste - zespoły nie mogą wydawać więcej, niż zarobią. Ale Finansowe Fair Play bardzo łatwo oszukać. Paris Saint Germain, będące w katarskich rękach, podpisało umowę sponsorską z Organizacją Turystyczną - a jakże - Kataru, która przez cztery sezony będzie przelewać na konto klubu od 150 do 200 milionów euro rocznie.
Dla porównania FC Barcelona otrzymuje 30 mln euro rocznie od Quatar Airlines. Od lipca 2013 roku na koszulkach Realu Madryt będzie widniało logo Fly Emirates, a od nowego sponsora Real będzie inkasował od 22 do 25 mln euro rocznie. Manchester United od sezonu 2014/2015 będzie sponsorowany przez General Motors. Na koszulkach znajdzie się marka Chevrolet, a klub będzie otrzymywał około 36 mln euro rocznie. Deutche Telkom przelewa każdego roku na konto Bayernu Monachium niemal 29 mln euro. Jak na takim tle traktować 150-200 mln euro od sponsora PSG? Zobaczymy, czy (i jak) UEFA zareaguje na tę umowę.
Tymczasem paryski klub kwitnie w najlepsze. Tuż po przejęciu go przez QSI do zespołu w roli dyrektora sportowego dołączył były trener Milanu i Interu - Leonardo. I natychmiast wybrał się na zakupy, mając w kieszeni złotą kartę - bez żadnego limitu. Zespół wzmacniali piłkarze z najlepszych klubów europejskich albo z mniejszych, ale których zawodnicy byli w orbicie zainteresowań wielu potęg w Europie, m.in.: Mohamed Sissoko z Juventusu, Jeremy Menez z Romy, Javier Pastore z Palermo, Maxwell z Barcelony, Alex z Chelsea i Thiago Motta z Interu. Nowym trenerem został Carlo Ancelotti. Zespół zakończył sezon jako wicemistrz Francji, co zapewniło mu awans do grupowej fazy Ligi Mistrzów. By zaistnieć w tych rozgrywkach właściciel znowu głęboko sięgnął do kieszeni. Do Paryża przeprowadzili się Thiago Silva i Zlatan Ibrahimovic. Co raz słychać o kolejnych transferach, m.in. ewentualnym pozyskaniu Cristiano Ronaldo i trenera Jose Mourinho.
Teoretycznie można się cieszyć, że kolejna europejska stolica ma mocny zespół. Londyn to kolebka klubów, by wymienić tylko Chelsea, Arsenal czy Tottenham. Madryt ma Real i Atletico (w obecnych okolicznościach chyba należałoby napisać Atletico i Real). Lizbona to Sporting i Benfica, we Rzymie gra Lazio i AS Roma. Wymieniać można długo, jedynym z nielicznych państw z najlepszych piłkarsko krajów Europy, które nie mają mocnej drużyny w stolicy, są Niemcy - Hertha i Union Berlin grają w drugiej lidze. Pytanie tylko, czy budowanie świetności poprzez gigantyczne pieniądze jest słuszne, zwłaszcza w sytuacji, gdy Barcelona miażdży rywali swoimi wychowankami.
PSG wydało tylko na Thiago Silvę i Ibrahimovica łącznie 65 mln euro. To ponad 260 mln złotych. W Polsce moglibyśmy zbudować za te pieniądze 7 hal widowisko-sportowych z basenami, 260 orlików albo kupić ponad dwa i pół miliona piłek. W cenie dwóch paryskich piłkarzy. Szacunkowy budżet PSG, 300 milionów euro, jest pięciokrotnie wyższy niż budżet broniącego tytułu mistrza Francji Montpellier. W porównaniu z klubami Wschodniej Europy (oczywiście z wyraźnymi wyjątkami, przede wszystkim w Rosji) budżet PSG wygląda jak żart. Legia Warszawa dysponuje 20 minionami euro. Czeska Victoria Pilzno ma budżet na poziomie 4,5 mln euro, rumuński Otelul Galati - 4 mln euro, białoruski BATE Borysow - 2 mln euro. Uposażenie Ibrahimovica wynosi 14 mln euro rocznie, czyli ten jednak piłkarz – owszem, genialny - zarabia więcej, niż wynoszą budżety trzech ostatnich klubów razem wzięte. A mówimy o klubach, które w ostatnich latach przebijały się do Ligi Mistrzów.
Piłkarze w Paryżu są przeszczęśliwi. Mnóstwo zarabiają, świetnie grają. Cieszą się zatem i kibice. PSG trzyma się w czołówce ligowej tabeli, z Valencią powalczy w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Idealnie, żyć nie umierać. Tylko jak będą wyglądały miny wszystkich tych ludzi, którym dobro klubu leży na sercu, gdy pewnego dnia właściciel spakuje walizki? Mrzonka? Hiszpańska Malaga, też przejęta swego czasu przez Katarczyków, właśnie została wykluczona z europejskich pucharów w jednym z czterech najbliższych sezonów (za zaległości w wypłatach dla zawodników i nieuregulowane podatki). Gdy walczyła w eliminacjach LM, tak naprawdę walczyła o przetrwanie - gdyby nie wpływy z tych rozgrywek, klub nie byłby w stanie funkcjonować. PSG, ale i dziesiątki innych klubów, które poszły tą drogą, skuszone przez hojnych „dobrodziei”, muszą się mieć na baczności. PSG szczególnie, bo UEFA może jeszcze ostatnią umowę sponsorską zakwestionować.