Ofiara jezuity: Miał taką filozofię, że jak otworzę się fizycznie, otworzę się też duchowo
redakcja naTemat
14 listopada 2022, 19:29·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 listopada 2022, 19:29
Jezuita ojciec Maciej Sz. manipulował psychicznie i wykorzystywał seksualnie co najmniej trzy młode kobiety – wówczas nastolatki należące do prowadzonej przez niego wspólnoty. Mimo przeniesienia do innej miejscowości, po jakimś czasie wrócił do pracy z młodzieżą. Takie ustalenia opublikowano w reportażu na stronach internetowych katolickiego czasopisma "Więź".
Reklama.
Reklama.
Na portalu Więź.pl ukazała się pierwsza część reportażu autorstwa Pauliny Guzik
Dziennikarka dotarła do ofiar wykorzystywanych seksualnie przez jezuitę
Jak udało się ustalić, wśród ofiar była również osoba niepełnoletnia
Jezuita, ojciec Maciej Sz. odliczanie do końca zakazu pracy z młodzieżą postanowił uczcić popijawą z kumplami - również kapłanami. To od opisu imprezy rozpoczyna się tekst Pauliny Guzik, która dotarła zarówno do ofiar jezuity, jak i do jego przełożonych, którzy w swoim odczuciu dołożyli wszelkich starań, by uniemożliwić pracę Macieja Sz. z młodzieżą.
Tymczasem z ustaleń dziennikarki wynika, że ich obowiązkiem było wszczęcie w tej sprawie postępowania, jako że jedna z dziewcząt była nieletnia. Zdaniem zwierzchników nie zrobili tego, bo nie wiedzieli, jak ją odszukać. Dziennikarka podkreśla, że zadanie było banalnie proste.
Jedna z ofiar, bohaterka tekstu "Towarzystwo Maciejowe. Odc. 1: Nie pytać, nie szukać, nie wiedzieć" zgłosiła sprawę do współpracowników Macieja Sz., by chronić osobę, co do której podejrzewała, że też jest wykorzystywana i manipulowana przez jezuitę. W rozmowie z Pauliną Guzik, 32-letnia dziś kobieta nazwana w tekście imieniem Nina opowiedziała o mechanizmach manipulacyjnych, które stosował względem niej jezuita pełniący wówczas funkcję opiekuna grupy młodzieży.
Nina trafiła do wspólnoty "Magis" w Czechowicach-Dziedzicach po wyjeździe na katolickie zgromadzenie młodzieży Lednica 2000. Była wtedy w drugiej klasie liceum. Dopiero po latach terapii była w stanie w pełni zdać sobie sprawę z szeregu nadużyć i manipulacji ojca Macieja, za które długo czuła się winna.
Mechanizmy nadużyć seksualnych
Podobnie jak w wielu sprawach, w których starsza osoba wykorzystuje seksualnie młodszą, jezuita zaczął zbliżać się do nastolatki, która pochodziła z problemowego domu - jej ojciec był uzależniony od alkoholu i agresywny wobec rodziny.
Wedle relacji Niny Maciej Sz. regularnie zmniejszał dystans fizyczny z dziewczętami należącymi do wspólnoty - siadał tuż obok nich, nawet gdy w salce, z której korzystali, wszystkie miejsca były wolne.
Gdy Nina nie chciała wracać do domu ze względu na urodziny mamy, podczas których ojciec zwykł się upijać i wszczynać awantury, jezuita po raz pierwszy posunął się dalej.
"Tamtego dnia jednak po raz pierwszy mnie przytulił. Ja się rozpłakałam – i wtedy po raz pierwszy ojciec wziął mnie na kolana, zaczął mnie dotykać. Pytał mnie, jak się wtedy czuję. Ja byłam przerażona, ale z drugiej strony tak bardzo byłam sparaliżowana, że kompletnie nie wiedziałam, jak mam na to zareagować i ze strachu w tym trwałam i nie przerywałam tego" - wspomina 32-letnia dziś kobieta w rozmowie z Pauliną Guzik.
Stopniowo duchowny posuwał się coraz dalej, zacierając granice. "Ojciec miał taką filozofię, że jak się otworzę fizycznie, to otworzę się też duchowo" - wspominała Nina, która była przez niego coraz mocniej manipulowana i wykorzystywana - aż do pierwszego stosunku tuż pod olbrzymim krucyfiksem w pokoju jezuity znajdującym się tuż nad salką, w której odbywały się spotykania z młodzieżą.
„Patrzyłam cały czas na ten krzyż i czułam, że to nie dzieje się mnie, że ja stoję obok i na to wszystko patrzę” - mówiła w rozmowie z dziennikarką kobieta, która dopiero kilka lat później zdała sobie sprawę, że przeżywała tzw. dysocjację - rodzaj oddzielenia mentalnego od traumatycznego doświadczenia. To bardzo częsta u osób wykorzystywanych seksualnie reakcja psychiczna.
Czy 18-latka jest osobą dojrzałą emocjonalnie?
Nina wspomina, że chociaż w momencie pierwszego stosunku z ojcem Maciejem Sz. miała już ukończone 18 lat, trudno byłoby ją wówczas określić osobą dorosłą psychicznie. Nie rozumiała sytuacji, w której się znajdowała, a dziś sama o sobie mówi, że była "dzieciakiem".
Dziewczyna wspomina też, że ojciec Maciej powiedział jej, iż nie może mu nic zrobić, bo nie złamał prawa, skoro jest pełnoletnia. A jeśli zrobi aferę, to jego po prostu przeniosą, a ona zostanie w Czechowicach-Dziedzicach i będzie musiała się zmagać z konsekwencjami tego, że zdecydowała się powiedzieć głośno o tym, co między nimi zaszło.
Historia Niny to także seria manipulacji psychicznych i osaczania jej przez jezuitę. Od chwalenia i komplementowania przed grupą po "kary" polegające na izolowaniu jej i ostrym traktowaniu, czy przychodzenia do jej domu bez uprzedzenia na herbatę do rodziców.
Z czasem odsunęła się od rówieśników i była pod całkowitym wpływem ojca Macieja Sz., który namawiał ją na zostanie zakonnicą, jednocześnie regularnie wykorzystując ją seksualnie - na przykład podczas rekolekcji czy przy stole w jej domu w obecności rodziców.
Inni członkowie wspólnoty prowadzonej przez jezuitów w Czechowicach-Dziedzicach wspominają, że nosiła ona znamiona sekty. Młodzież uczestniczyła np. w wielogodzinnych warsztatach psychologicznych, podczas których każdy z nich musiał wymieniać wady i zalety kolegów, nawet jeśli nie miał na to ochoty.
"Dla mnie straszne było to, że ojciec z jednej strony duchowo mnie prowadził, był mentorem dla całej naszej grupy, a z drugiej strony łamał wszelkie sacrum, jakie miałam w głowie” - mówi Nina w reportażu. Dziewczyna prawdopodobnie uchroniła przed molestowaniem swoją ówczesną koleżankę, którą Maciej Sz. również przymuszał do siadania mu na kolanach - dziewczyny zaczęły wszędzie chodzić razem.
Inne ofiary jezuity
Gdy Nina była w klasie maturalnej, zostawiła telefon u koleżanki ze wspólnoty, która przeczytała jej wymianę wiadomości z ojcem Maciejem. Wtedy wyszło na jaw, że i ona była wykorzystywana przez niego seksualnie.
Nina zdecydowała się zgłosić sprawę dopiero, gdy wyjechała z miasta na studia i zerwała kontakty z jezuitą: „Była od nas młodsza o dwa lub trzy lata i ojciec trzymał ją za rękę. Poczułam się odpowiedzialna za tę dziewczynę i to był taki moment, gdy powiedziałam sobie, że już więcej na to nie pozwolę. Nie pozwolę, aby kolejna, młodsza dziewczyna przeżywała to, co myśmy przeżywały”.
Skontaktowała się ze współzałożycielem wspólnoty - Andrzejem Migaczem. Mimo że kontakt z nim wspomina dobrze i uznaje, że poważnie potraktował jej historię (w wyniku ich rozmowy ojciec Maciej został przeniesiony i odsunięty od pracy z młodzieżą), żaden z poinformowanych przełożonych nie zajął się dogłębnym zbadaniem sprawy.
"Myśmy się wtedy wszyscy uczyli, jak to robić, jak załatwiać te sprawy” - usłyszała od ojca Jakuba Kołacza, ówczesnego socjusza zakonu Paulina Guzik.
Co więcej, po przeniesieniu do innego ośrodka duszpasterskiego ojciec Maciej szybko wrócił do pracy z młodzieżą. Dziennikarce udało się także ustalić, że jezuita usiłował "zbliżyć się" do jednej z zakonnic związanej z ośrodkiem.
Przełożona siostry wskazuje na jej zły stan psychiczny i opowiada, że po stanowczym oporze zakonnicy ojciec Maciej zaczął ją tępić - był opryskliwy, a także omijał ją, gdy podawał wiernym komunię świętą.
Całość tekstu autorstwa Pauliny Guzik można przeczytać pod tym adresem. Wkrótce ukaże się druga część reportażu pokazująca nadużycia ojca Mateusza Sz., a także brak reakcji jego zwierzchników, którzy w większości nie mają sobie nic do zarzucenia. Wiadomo, że dziennikarce udało się dotrzeć do Wiktorii - kobiety, którą jezuita molestował seksualnie, gdy była osobą niepełnoletnią.