Mateusz Kusznierewicz zamiast Morawieckiego. Błąd Australijczyków viralem
Mateusz Kusznierewicz zamiast Morawieckiego. Błąd Australijczyków viralem Fot. Tomasz Jastrzebowski / REPORTER
Reklama.
  • Zamiast Mateusza Morawieckiego prezenterka w trakcie czytania informacji wymieniła Mateusza Kusznierewicza
  • Informacja padła przy okazji eksplozji, do której doszło przy granicy z Ukrainą
  • Mateusz Kusznierewicz odniósł się do wpadki, komentując ją w naTemat
  • Nie trzeba było długo czekać na to, żeby informacje dotyczące incydentu w Przewodowie zyskały ogólnoświatowy rozgłos. O tym, że na Polskę spadły rakiety rosyjskiej produkcji informowały nawet najbardziej odległe Polsce zakątki świata, również Australia.

    Podczas prezentowania wiadomości dotyczących wzmożonych ataków na infrastrukturę wojskową Ukrainy, w trakcie której prawdopodobnie doszło do przypadkowego trafienia w obiekt na terenie Polski, wymienione zostało stanowisko polskiego premiera. Australijska prezenterka popełniła jednak błąd w nazwisku.

    Kusznierewicz zamiast Morawieckiego

    Zamiast przeczytać, że polskim premierem jest Mateusz Morawiecki, nie wiedzieć czemu padło nazwisko Mateusza Kusznierewicza. Mowa o polskim żeglarzu, mistrzu olimpijskim i mistrzu świata z ostatniej dekady lat 90, a dziś biznesmenie, mentorze i mówcy publicznym.

    Pomyłkę doskonale słychać na poniższym nagraniu.

    Informację skomentował w naTemat sam Mateusz Kusznierewicz. Jak powiedział, ma ona swoje uzasadnienie, co zresztą bardzo go ucieszyło.

    "Informacja do mnie dotarła. W Australii mieszkałem przez półtora roku, przed Igrzyskami Olimpijskimi w 2000 roku, więc jest mi niezmiernie miło, że po 22 latach tamtejsze media pamiętają o mnie i poprawnie wymawiają moje nazwisko, które nie należy do najłatwiejszych" – skomentował dla naTemat Mateusz Kusznierewicz.

    logo

    Cały świat mówi o rakietach w Polsce

    Choć historia z Australii jest zabawna, sama sytuacja, do której doszło w Przewodowie do takich nie należy. Przypominamy, że na tamtejszą suszarnię zboża spadły wczoraj rakiety rosyjskiej produkcji, a w wyniku zdarzenia śmierć poniosły dwie osoby.

    Polski MSZ pociągnął do wyjaśnień ambasadora Rosji, którego kraj już wczoraj jasno odciął się od zdarzenia. W komunikacie wydanym przez Federację czytamy, że to między innymi próba prowokacji.

    Z ustaleń Amerykanów wynikało, że to jednak nie Rosja stoi za skierowaniem rakiet na terytorium Polski. Informacja wyszła z agencji AP News, która powołując się na anonimowych amerykańskich przedstawicieli, podała, że biorąc pod uwagę trajektorię lotu, rakiety nie zostały wystrzelone z terytorium Rosji.

    Wśród hipotez podawanych przez informatorów AP News pojawiła się ta, że pocisk lub pociski, które trafiły w suszarnię zboża w Przewodowie wysłano z Ukrainy. Tę informację potwierdził prezydent USA, a później również prezydent RP.

    "Joe Biden poinformował partnerów z państw G7 i NATO, że wybuch w Polsce został spowodowany przez ukraińską rakietę obrony powietrznej – przekazał w środę Reuters.

    W związku ze zmasowanymi atakami, które prowadzili Rosjanie, osaczeni Ukraińcy próbowali zestrzelić lecące w stronę ich kraju pociski. W tym celu mogli użyć broni jeszcze z dawnych zapasów, w tym produkowanych na terenie Związku Radzieckiego rakiet. To tłumaczyłoby pochodzenie pocisku, który spadł na Polskę i jednocześnie wskazywało na to, dlaczego pocisk, który nie został wysłany z Rosji, trafił do Polski.