Mateusz Morawiecki odpowiedział na pytania dziennikarzy ws. nowych ustaleń dotyczących przyczyn tragedii w Przewodowe. Premier zdradził, że toku śledztwa analizowane są nagrania z kamer Straży Granicznej oraz, ale nie pokazują one ze 100-proc. pewnością, z której strony wystrzelono pocisk.
Reklama.
Reklama.
Premier Mateusz Morawiecki zdradził, że w śledztwie ws. tragedii w Przewodowie bierze udział NATO, zgodzono się również na udział ekspertów ze strony ukraińskiej
Głównym dowodem jest jak na razie nagranie z kamer Straży Granicznej, ale nie można stwierdzić, z której strony został wystrzelony pocisk
Nowe ustalenia ws. tragedii w Przewodowie
W niedzielę premier Mateusz Morawieckispotkał się z premier Finlandii Sanną Marin. Szef polskiego rządu na konferencji prasowejodpowiedział m.in. na pytania o postępy w śledztwie ws. wtorkowej tragedii w Przewodowie. Dziennikarze zapytali, czy strona ukraińska przyznała się, że to był ich pocisk.
- Jeszcze tego nie wiemy. Pozwólmy pracować nad tym specjalistom i prokuratorom. Do śledztwa zaprosiliśmy ekspertów ze strony ukraińskiej, ekspertów międzynarodowych, NAT-owskich i amerykańskich - odparł premier.
Morawiecki dodał, że śledczy dysponują "materiałami dowodowymi w postaci filmów z kamer Straży Granicznej, ale nie pokazują one ze stuprocentową pewnością, skąd został wystrzelony pocisk". - Musimy nadal zbierać dowody, śledztwo jeszcze trochę potrwa - zaznaczył.
Mateusz Morawiecki zapewnił, że Polska pragnie zachować pełną transparentność w dochodzeniu. - W szczególności chcemy, aby nasi ukraińscy przyjaciele i partnerzy zostali przekonani, że wynik śledztwa będzie pewny. Dlatego zaprosiliśmy ich do śledztwa - oznajmił.
Strona ukraińska nie zgadza się dotychczasowymi ustaleniami
Przypomnijmy, że do tragedii w Przewodowie doszło we wtorek 8 listopada na terenie suszarni zbóż około godz. 15.40. Dwie osoby poniosły śmierć na miejscu, co potwierdził rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Hrubieszowie, starszy kapitan Marcin Lebiedowicz.
Jedną z wersji wydarzeń, było to, że ukraińska obrona zestrzeliła rakietę i ta zmieniła tor lotu. Natomiast druga hipoteza zakładała, że Rosjanie źle wprowadzili dane, przez co rakieta spadła na ciągnik. Jak na razie Polska i Stany Zjednoczone stoją na stanowisku, że prawdopodobnie to nieszczęśliwy wypadek.
– Wciąż zbieramy informacje, ale nie widzieliśmy nic, co przeczy wstępnej ocenie prezydenta Dudy, że ten wybuch był najprawdopodobniej wynikiem niefortunnego lądowania w Polsce ukraińskiego pocisku obrony powietrznej – powiedział Lloyd Austin na konferencji po wirtualnym spotkaniu Grupy Kontaktowej ds. Obrony Ukrainy.
Jak podkreślił szef Pentagonu, "jakiekolwiek będą końcowe wnioski, świat wie, że Rosja ponosi ostateczną odpowiedzialność za ten incydent". Strona ukraińska uważa jednak, że rakieta, nie należała do nich.
– Niech eksperci określą na podstawie tych odłamków, które tam są, czy rzeczywiście była to rakieta rosyjska czy ukraińska, czy były to odłamki obu rakiet, które mogą zostać znalezione na miejscu. Trzeba poczekać, niech zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski – powiedział Ihnat, cytowany przez portal ukraińskiej telewizji publicznej Suspilne.
Najbardziej twarde stanowisko w tej sprawie ma prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który podkreślał, że nie ma wątpliwości, "że to była nie nasza rakieta, albo nie nasze uderzenie rakietowe". Jak dodał, oczekuje w tej sprawie "wyjaśnień od swoich zachodnich partnerów".