Jak czytamy na stronie stajci eNCA, sąd zdecydował w poniedziałek, że Polak zostanie warunkowo wypuszczony na wolność. Waluś odsiadywał od 29 lat wyrok dożywotniego pozbawienia wolności za zabójstwo Chrisa Haniego, lidera Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej.
Janusz Waluś urodził się w 1953 roku w Zakopanem, miał także południowoafrykańskie obywatelstwo. W 1981 roku wyemigrował do Republiki Południowej Afryki, gdzie dołączył do ojca i brata, którzy przebywali tam już od kilku lat.
Jak pisaliśmy w naTemat, rodzina Walusiów prowadziła tam niewielką hutę szkła, ale gdy biznes padł, ojciec wyjechał, jego brat znalazł inną pracę, a sam Janusz Waluś został kierowcą ciężarówki. W 1986 roku przyjął obywatelstwo i zaangażował się w działalność polityczną.
O Walusiu było głośno parę lat temu, gdy za sprawą reportażu Superwizjera okazało się, że stowarzyszenie Duma i Nowoczesność (to, które świętowało urodziny Hitlera i które zostało rozwiązane przez sąd) prowadzi zbiórkę na rzecz Walusia. Do tego zbiórka była zarejestrowana na Portalu Zbiórek Publicznych należącym do MSWiA.
W polityce w RPA Waluś odnalazł się bardzo szybko ze swoimi skrajnie prawicowymi poglądami. To był koniec lat 80. w kraju będącym w permanentnym kryzysie politycznym, który powoli wychodził z apartheidu.Waluś skakał między nacjonalistycznymi ruchami dosłownie z kwiatka na kwiatek. Był w rządzącej Partii Narodowej, potem w Partii Konserwatywnej, wreszcie trafił do Afrykanerskiego Ruchu Oporu. Po samych nazwach ugrupowań widać, że Waluś radykalizował się coraz bardziej. Momentem przełomowym był rok 1990, kiedy uwolniony został Nelson Mandela, a także zalegalizowano działalność największych stowarzyszeń opozycyjnych.
10 kwietnia 1993 roku Janusz Waluś zastrzelił Chrisa Haniego, czarnoskórego lidera partii komunistycznej. Zrobił to przed jego własnym domem. W efekcie na ulice wyszło 1,5 miliona ludzi, doszło niemal do wojny domowej, a sytuacja została cudem opanowana.
Polak stał się tam synonimem apartheidu, rasizmu i terroryzmu. Sam zainteresowany podkreślał po latach, że popełnił "grzech ciężki", ale nie wykazał skruchy.
Tak przed sądem mówił o zdarzeniu. "Wychodził ze swojego samochodu. Wsadziłem pistolet Z88 za pasek z tyłu moich spodni i podszedłem do niego. Nie chciałem strzelać w plecy, więc zawołałem: Mister Hani. Odwrócił się, a ja wyciągnąłem pistolet i strzeliłem w niego. Kiedy się przewracał, strzeliłem drugi raz. Tym razem w głowę. Kiedy upadł na ziemię, oddałem jeszcze dwa strzały w skroń. Zaraz potem wsiadłem do samochodu i odjechałem stamtąd najszybciej, jak to było możliwe".
Walusiowi w 1997 roku odmówiono amnestii. Niewiele brakowało, a wyszedłby warunkowo na wolność w 2016 roku, ale resort sprawiedliwości złożył apelację i Waluś pozostał za kartami. Poseł Kukiz'15 Tomasz Rzymkowski próbował sprowadzić Janusza Walusia do Polski, ale bezskutecznie.