nt_logo

Remis, który musi boleć. Polacy mogli wygrać pierwszy mecz w MŚ, ale zawiódł "Lewy"

Krzysztof Gaweł

22 listopada 2022, 18:56 · 4 minuty czytania
W sporcie jak w życiu, człowiek raz jest na wozie, a raz pod wozem i musi się podnosić. Polacy we wtorek w starciu z Meksykiem przeżywali ciężkie chwile, mieli rzut karny i mogli ten mecz wygrać, ale ostatecznie zremisowali 0:0 i mogą mówić o słodko-gorzkiej inauguracji mundialu w Katarze. Biało-Czerwoni mogli ten mecz wygrać, ale rzutu karnego nie wykorzystał ten, który nie zawodzi nigdy. Kapitan Robert Lewandowski wciąż nie może trafić na mundialu.


Remis, który musi boleć. Polacy mogli wygrać pierwszy mecz w MŚ, ale zawiódł "Lewy"

Krzysztof Gaweł
22 listopada 2022, 18:56 • 1 minuta czytania
W sporcie jak w życiu, człowiek raz jest na wozie, a raz pod wozem i musi się podnosić. Polacy we wtorek w starciu z Meksykiem przeżywali ciężkie chwile, mieli rzut karny i mogli ten mecz wygrać, ale ostatecznie zremisowali 0:0 i mogą mówić o słodko-gorzkiej inauguracji mundialu w Katarze. Biało-Czerwoni mogli ten mecz wygrać, ale rzutu karnego nie wykorzystał ten, który nie zawodzi nigdy. Kapitan Robert Lewandowski wciąż nie może trafić na mundialu.
Remis, który musi boleć. Polacy mogli wygrać pierwszy mecz w MŚ, ale zawiódł "Lewy" Fot. Voetbal International/East News
  • Reprezentacja Polski w swoim pierwszym meczu MŚ zagrała z Meksykiem
  • Biało-Czerwoni zremisowali pojedynek po bardzo ciężkiej walce
  • Rzutu karnego po zmianie stron nie wykorzystał Robert Lewandowski
  • Przed nami dwa kolejne starcia w grupie, z Arabią Saudyjską i Argentyną

Na ten dzień i na kolejny mecz reprezentacji Polski na mundialu czekaliśmy bardzo długo. Po fatalnym występie w Rosji cztery lata temu, po koszmarnym Euro 2020 przed rokiem, a potem udanych eliminacjach. Nasz zespół awansował na MŚ w Katarze i pokazał, że w eliminacjach potrafi radzić sobie z przeciwnościami. Ale teraz przyszedł czas na otwarcie wielkiej imprezy, a jak doskonale wiemy, te prawie nigdy nam się nie udają.

Dla jednych to była klątwa, dla innych słabość naszej piłki i naszej reprezentacji. We wtorek w Ad Dausze wszystko mogło się odwrócić, a nasi piłkarze mogli napisać historię na nowo. Wygrana z Meksykiem byłaby pierwszą w meczu otwarcia MŚ dla Biało-Czerwonych od 1974 roku. Trzeba było się więc zmierzyć nie tylko z groźną drużyną Azteków, ale też z legendą, która zdefiniowała naszą piłkę na lata. Ale dla Roberta Lewandowskiego i spółki to był ostatni moment, by napisać swoją legendę i zostawić zespół wyżej, niż kolejny raz w fazie grupowej.

Mecz rozpoczęliśmy bardzo spokojnie, bez forsowania się, bez większych wpadek. Ale w 5. minucie fatalnie zagrał na swojej połowie Jakub Kiwior, a Hirving Lozano zaraz pognał pod nasze pole karne, wrzucił piłkę i na szczęście nie opanował jej Alexis Vega. W odpowiedzi Robert Lewandowski na prawej flance uruchomił 20-letniego Jakuba Kamińskiego, a ten wpadł w pole karne rywali i wywalczył dla nas rzut rożny. A w zasadzie kolejne trzy.

Bramka nie padła, ale dobrze sobie radziliśmy po kwadransie gry. Meksykanie zagrozili naszej bramce raz, po wrzutce przed bramkę strzał głową oddał Hector Moreno, ale na nasze szczęście zrobił to bardzo źle. I znów Polska skontrowała, Nicola Zalewski zabrał piłkę rywalom, pognał na ich połowę, ale zbyt mocno podał do Roberta Lewandowskiego. I znów akcja przeniosła się pod naszą bramkę, w 26. minucie groźnie główkował Alexis Vega, ale chybił celu.

Meksykanie zyskali przewagę, korzystali z nerwów naszych obrońców, a gdy Wojtek Szczęsny minął się z piłką w polu karnym, było bardzo groźne, ale na szczęście piłkę Jesusowi Gallardo wybił przytomnie Jakub Kamiński. Biało-Czerwoni odsunęli grę od własnej połowy, zyskali rzut wolny i chwilę oddechu dla Wojtka Szczęsnego. Nasz bramkarz jeszcze dwa razy łapał groźne wrzutki przed swoją bramką i pracował na wysoką notę.

Niestety rywale zupełnie wyłączyli nam Roberta Lewandowskiego, który samotnie czekał na jakieś podania na połowie boiska i w ogóle go w tym meczu nie było. Sporo roboty mieli obrońcy, harowali pomocnicy, a kapitan był odcięty od podań tak samo, jak przez cały rok. Rywale zamknęli nas na naszej połowie pod koniec pierwszej odsłony, atakowali raz za razem, ale gola nie zdobyli. Polacy tak samo, choć sami nie kwapili się do ataku. I to trzeba było po przerwie zmienić jak najszybciej.

Po zmianie stron nasz zespół zmienił ustawienie, a za zdenerwowanego w debiucie na wielkiej imprezię Nicolę Zalewskiego wszedł inny debiutant, Krystian Bielik. Polacy nieco odważniej ruszyli na połowę Azteków, a w 49. minucie mieli nawet rzut wolny, który został fatalnie wykonany przez Piotra Zielińskiego. Guillermo Ochoa nudził się jak mops, ale musiał zachować do końca meczu pełną koncentrację, bo to nie było ostatnie słowo naszej kadry.

Biało-Czerwoni odważniej ruszyli do przodu, a w 54. minucie Robert Lewandowski starł się w polu karnym rywali z Hectorem Moreno i padł na murawę. Nasz kapitan był ostro zatrzymywany przez rywala, sędziowie zaraz wykonali analizę VAR, aż pan Christopher James Beath ruszył do monitora i po chwili podyktował rzut karny dla reprezentacji Polski. Po niemal godzinie męczarni mieliśmy szansę odwrócić ten mecz, piłkę wziął "Lewy" i ruszył uderzać z "wapna".

Niestety, strzał z rzutu karnego naszego kapitana kapitalnie odbił Guillermo Ochoa, który rozszyfrował intencje strzelca, rzucił się na prawo i odbił piłkę. Robert Lewandowski tylko szpetnie zaklął, ale musiał żyć dalej z tym zmarnowanym karnym. Zwłaszcza że rywale rzucili się na naszych i zaczęli raz po raz budować akcje w ofensywie. W 64. minucie potężne kropnął na naszą bramkę Edson Alvarez i skórę uratował nam Wojciech Szczęsny, który zachował wspaniały refleks i odbił piłkę do boku.

Meksykanie znów zaczęli odważniej atakować, a nasz zespół okrzepł po sytuacji z jedenastką i dobrze się bronił. Udało się nam też kilka razy ciekawie skontrować, jak w 74. minucie, gdy płasko w pole karne zagrał Przemysław Frankowski. Do groźnej sytuacji bramkowej było jednak daleko, ale nasz zespół grał już inaczej niż na początku, odważniej i z większą wiarą w to, że może wygrać to spotkanie. Sęk w tym, że nadal brakowało nam jednego: bramki.

Końcówka meczu to była twarda walka, a momentami też kopanina z obu stron. Czesław Michniewcz wpuścił jeszcze Arkadiusza Milika i zezwolił piłkarzom na odważny atak na połowie rywali. Szukał podaniem Roberta Lewandowskiego Grzegorz Krychowiak, który świetnie wrzucił piłkę w 88. minucie meczu, ale szybszy był bramkarz Azteków. I jeszcze raz ruszyli nasi, a role się odwróciły: Polacy atakowali, a piłkarze El Tri grali z kontrataku.

Sędzia z Australii doliczył siedem minut do czasu gry i tyle zostało nam nadziei na zwycięstwo w meczu otwarcia MŚ w Katarze. Próbowaliśmy do końca, aktywny był Arkadiusz Milik, ale selekcjoner znów dał mu za mało czasu, by mógł pokazać coś ekstra. Rywale kontrowali chaotycznie, aż rozjemca sięgnął po gwizdek i zakończył spotkanie w Ad Dausze.

W drugiej kolejce zmagań w grupie C w sobotę 26 listopada czekają nas dwa bardzo ciekawe starcia. Najpierw reprezentacja Polski na Education City Stadium w Ar Rajjan stawi czoła Arabii Saudyjskiej (początek o 14:00), a potem Meksykanie zmierzą się z Argentyną na Lusail Stadium. Ten mecz rozpocznie się o godzinie 20:00 czasu polskiego. I co ważne, każda z drużyn wciąż ma szansę na awans do 1/8 finału i swój los we własnych rękach.

Meksyk – Polska 0:0 Żółte kartki: Jorge Sánchez, Héctor Moreno – Przemysław Frankowski Sędziował: Christopher James Beath (Australia) Widzów: ok. 40 000

Meksyk: Guillermo Ochoa – Jorge Sánchez, Cesar Montes, Héctor Moreno, Jesus Gallardo – Héctor Herrera (71. Carlos Rodriguez), Edson Álvarez, Luis Chávez – Hirving Lozano, Henry Martin (71. Raul Jimenez), Alexis Vega (84. Uriel Antuna) Polska: Wojciech Szczęsny – Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Jakub Kiwior, Matty Cash – Jakub Kamiński, Grzegorz Krychowiak, Sebastian Szymański (72. Przemysław Frankowski), Piotr Zieliński (87. Arkadiusz Milik), Nicola Zalewski (46. Krystian Bielik) – Robert Lewandowski.