nt_logo

"Ile razy się onanizujesz?" Zapytałam ludzi o najgorsze wspomnienia ze spowiedzi

Aneta Olender

26 listopada 2022, 10:46 · 5 minut czytania
Nie taki jest jej cel – i na pewno nie w każdym konfesjonale dzieje się to samo – ale wielu osobom kojarzy się z wizytą na dywaniku w gabinecie dyrektorki. Niektórzy czują ulgę, gdy przyznają się do swoich grzechów, inni truchleją na samą myśl o spowiedzi. Ci drudzy zwykle mają ku temu powody. Kilka osób podzieliło się z nami swoimi doświadczeniami. Doświadczeniami nie najłatwiejszymi.


"Ile razy się onanizujesz?" Zapytałam ludzi o najgorsze wspomnienia ze spowiedzi

Aneta Olender
26 listopada 2022, 10:46 • 1 minuta czytania
Nie taki jest jej cel – i na pewno nie w każdym konfesjonale dzieje się to samo – ale wielu osobom kojarzy się z wizytą na dywaniku w gabinecie dyrektorki. Niektórzy czują ulgę, gdy przyznają się do swoich grzechów, inni truchleją na samą myśl o spowiedzi. Ci drudzy zwykle mają ku temu powody. Kilka osób podzieliło się z nami swoimi doświadczeniami. Doświadczeniami nie najłatwiejszymi.
Dla niektórych osób spowiedź była źródłem wstydu. Fot. Michał Dyjuk/REPORTER

Surowy spowiednik – brzmi godnie i nawet trochę dostojnie. Być może dlatego, że latami starano się nas przekonać, że za surowym z pewnością stoi sprawiedliwy, etyczny, mądry. Taki, który ma nas czegoś nauczyć.


Jednak w tym przypadku, w przypadku spowiedzi, gdy wiele osób szuka wsparcia i zrozumienia, efekty takiej nauki mogą być zgoła inne od oczekiwanych – ktoś zrugany przez księdza może nigdy więcej nie mieć ochoty na spotkania w konfesjonale.

"Jak was obraża spowiednik, krzyczy na was, to tak, wyjdźcie. Może się nauczy, że nie jest Bogiem" – napisał swego czasu na Facebooku jezuita Grzegorz Kramer.

Jednak to wyjście nie dla wszystkich jest takie łatwe i oczywiste. I właśnie o tym zgodzili się opowiedzieć rozmówcy naTemat.

Zanim te opowieści, przypomnijmy fragment listu, który pod koniec sierpnia dotarł do naszej redakcji.

Poczułam, że może to ten moment, kiedy na nowo znajdę swoje miejsce w Kościele, że może da się inaczej. Z tą myślą (i nadzieją) postanowiłam pójść do spowiedzi. Liczyłam na rozmowę, taką, po której wyjdę z inną energią, trochę lżejsza. Nie sądziłam, że będę głaskana po głowie, bo przecież zamierzałam szczerze przyznać, że nie byłam dawno w kościele, że czuję złość, że nie rozumiem wszystkiego. Jednak reakcja księdza była najgorsza. Zignorował wszystkie inne, wyznane przeze mnie grzechy. Zmarginalizował to, co dręczy mnie najbardziej, a dotyczy relacji w mojej rodzinie. Skupił się tylko i wyłącznie na kwestii praktyki religijnej — co właściwie rozumiem, bo taka jego rola, żeby przyciągać wiernych do Kościoła, żeby wskazywać błędy. Problem w tym, że zrugał mnie w okropny sposób.

Był arogancki, podnosił głos, mówił, że bardzo źle ze mną, że mam wziąć się za siebie, że moje życie to pustynia, że ja jestem pusta w środku. Zapytał, czy mam prawo jazdy, gdy odpowiedziałam, że tak, wściekły zaczął mówić, że w moim życiu pali się już światło pomarańczowe.

Co ciekawe, wcześniej mówił, że słyszy, że jestem inteligentna i widzi, "bo przecież wszyscy jesteśmy wzrokowcami", że jestem ładna... Teraz żałuję, że nie zareagowałam, że pozwoliłam mu na to wszystko.

Agata, 33 lata

Byłam u spowiedzi może z 15 razy w życiu. Zawsze były to dla mnie straszne katusze. Bolał mnie brzuch. Właściwie bałam się przez cały tydzień przed. Kilka razy nie podeszłam do konfesjonału, chociaż miałam to zrobić, i wracałam do domu zaryczana.

Dla mnie była to jakaś forma przemocy psychicznej. Nie mówię, że tak jest w ogóle, ale ja tak to odczuwałam.

Gdy zaczęłam się masturbować w wieku 15 lat, to bardzo chciałam się z tego wyspowiadać, choć w u spowiedzi nie byłam od jakichś 3 lat. Sądziłam, że bóg patrzy i drżałam, sądząc, że pójdę do piekła. Oczywiście to, że biłam siostrę, to nic, spoko, ale masturbacja? Piekło!

Kinga, 30 lat

Kiedy byłam w liceum, poszłam raz do spowiedzi do księdza z mojej parafii. Wcześniej zawsze go unikałam. Był stary, ostry i dużo krzyczał, ale to był ostatni dzwonek, żeby wyspowiadać się przed Wielkanocą (za co dostało mi się wówczas od mamy, według której nie powinno się tego zostawiać na ostatnią chwilę).

Według Kościoła masturbacja jest grzechem, a że wówczas byłam z nim jeszcze bardzo związana, to chciałam się z tego wyspowiadać. Miałam wówczas nadzieję, że zaprzestanę tego "niecnego procederu", bo czułam się, jak grzesznica.

Przy konfesjonale szybko powiedziałam, że "dopuściłam się czynów nieczystych, jak masturbacja" i poleciałam ze wstydu dalej, ale ksiądz mnie zatrzymał i zaczął wypytywać o szczegóły. A kiedy, a jak, a gdzie, a czy oglądałam sprośne filmy? Byłam mega zawstydzona i zażenowana, ale nie księdzem, tylko najgorsze, że samą mną. Czułam się grzesznicą i śmieciem, chociaż miałam też wrażenie, że może ksiądz nie powinien o to pytać.

Odpowiadałam zdawkowo, dostałam rozgrzeszenie i uciekłam cała czerwona od konfesjonału. Do tego księdza już nie wróciłam, nie uczestniczę w życiu Kościoła od kilku lat, chociaż ta sytuacja akurat się do tego nie przyczyniła.

Gdy potem rozmawiałam ze znajomymi, okazało się, że takie sytuacje były częste podczas spowiedzi, zresztą, o ile pamiętam, podobna scena miała miejsce w filmie "Pręgi".

Najgorsze, że czułam, że to moja wina, a dzisiaj nie dość, że uważam, że spowiadanie się ze swojego życia seksualnego jest bezsensowne i nie na miejscu, to wiem, że ten ksiądz po prostu przekroczył granicę. Jeśli wypytywał o to tylko po to, żeby samemu się podniecić, to chce mi się wymiotować. Miałam 17 lat.

Marek, 40 lat

To było dla mnie tak traumatyczne przeżycie, że je wyparłem. Nie pamiętam niemal nic ze spowiedzi. Kojarzę tylko jak przez mgłę, że te najbardziej wstydliwe grzechy starałem się wymamrotać pod nosem.

Mam w głowie głównie powidoki strasznego stresu i wstydu – musiałem obcemu mężczyźnie opowiadać o masturbacji, ale wiedziałem, że jak tego nie zrobię, to pójdę do piekła. A piekło nie było dla mnie teoretyczne, myślałem o nim bardzo często. Między innymi "dzięki" spowiedzi odszedłem z Kościoła.

Kinga, 35 lat

Pamiętam taką sytuację... Jednego roku, kiedy byłam mała, leżałam w szpitalu podczas świąt Wielkanocnych, więc siłą rzeczy nie poszłam do spowiedzi przed świętami. W szpitalu księdza akurat nie było.

Zdecydowałam, że zrobię to po Wielkanocy, gdy wrócę do domu. Do dziś pamiętam krzyk księdza w konfesjonale. Wrzeszczał, że nie da mi rozgrzeszenia, bo to ciężki grzech nie iść do spowiedzi w czasie świat. A miałam wtedy może z 11 lat. Żaneta, 33 lata

Spowiedź zawsze mnie stresowała, ale też zawsze chciałam być uczciwa, jeśli już mówiłam o swoich grzechach. Jednak jedna z dziwniejszych sytuacji, upokarzająca dla dziecka, wydarzyła się, gdy miałam może z 12 lat. A jakie grzechy może mieć ktoś w tym wieku? Raczej coś w stylu "byłam niegrzeczna dla rodziców", "kłóciłam się z siostrą", "jestem leniwa". Ale nie o grzechy tu chodziło...

Jestem z rodziny, w której w szafie zawsze musiało znaleźć się miejsce na "niedzielną, kościelną koszulę", w której buty, w których idzie się do kościoła, muszą być wypastowane i czyściutkie. Wtedy trampki na mszę nie wchodziły w grę.

Być może dlatego do dziś pamiętam kartkę, która wisiała w kościelnej gablocie z ogłoszeniami. Widniały na niej takie oto słowa: "W kościele ubiór raczej godny niż swobodny". Raczej brałam sobie to stwierdzenie do serca.

Jakież więc było moje zdziwienie, a raczej czułam wtedy wstyd, gdy podczas pierwszopiątkowej spowiedzi ksiądz powiedział mi, że jestem źle ubrana, że tak to "nie wchodzi się do świątyni". I było w tym coś pogardliwego, a na pewno besztającego.

Było mi strasznie głupio. A co miałam na sobie? Dżinsy, zieloną koszulkę w grochy i bluzę przewiązaną wokół pasa, którą zdjęłam, bo było ciepło. To ostatnie było właśnie tym niegodnym strojem.

Miłosz, 37 lat

Stary ksiądz proboszcz pytał mnie kiedyś: "Czy to ty jeździsz wkoło rynku, z szybami w dół i tak głośno muzyki słuchasz?", "Powiedz mi, czy się onanizujesz?", "Ile razy?". Z kolei dziewczyn – co było raczej powszechnie wiadome – pytał, czy mają chłopaka, a jeśli tak, to czy współżyją?

Był głuchy i stary, wiec na głos, na cały kościół dopytywał: "Czy współżyjecie?". Potrafił też zasnąć w trakcie i trzeba było o onanizmie i współżyciu mówić jeszcze raz.

Jaki człowiek, taki ksiądz

W obliczu takich opowieści stwierdzenie "u mnie, jak na spowiedzi" nabiera zupełnie innego znaczenia. Raczej nikt nie chciałby takiego powiernika. Ksiądz nie jest sędzią, choć na pewno nie brakuje kapłanów, którzy są wsparciem dla wiernych, ale też i tych, którzy boga szukają. Szkoda, że te negatywne historie rzutują na ich pracę i postawę, bo jeśli ktoś raz się sparzy, za drugim razem będzie omijał potencjalne źródło "zagrożenia". Poza tym trudno wierzyć w to, że ci groźni spowiednicy są kryształowi. "Jakim jesteś człowie­kiem, takim i spowiednikiem. Mało wrażliwi, wręcz grubiańscy księża mają przy kratce konfesjonału spore problemy z okaza­niem zrozumienia, i co za tym idzie, miłosierdzia. Łaska buduje na naturze – powtórzę za św. Tomaszem" - - zaznaczał wspomniany wcześniej salezjanin o. Grzegorz Kramer w rozmowie  z Łukaszem Wojtusikiem na jaksiespowiadac.pl

"I jeszcze jeden ważny czynnik: łatwiej jest księżom, którzy sami doświadczyli grze­chu i przebaczenia. Jeśli Pan Bóg mi wybaczył i sam sobie wybaczyłem dzięki niemu, potrafię współczuć z innymi. Wtedy nawet jeśli na co dzień jestem trudnym człowiekiem, wchodząc do kon­fesjonału, potrafię być dobry, potrafię słuchać" - dodał.