nt_logo

Czekali na to zwycięstwo 24 lata. Maroko zawstydziło potęgę i walczy o historyczny awans

Krzysztof Gaweł

27 listopada 2022, 15:57 · 4 minuty czytania
Reprezentacja Maroka sprawcą kolejnej sensacji na mundialu. Lwy Atlasu po wspaniałej walce i dwóch golach w końcówce pokonały faworyzowanych Belgów 2:0 (0:0) i będą walczyć o awans do fazy pucharowej MŚ. A Czerwone Diabły na własne życzenie mogą znaleźć się w piekle, czeka je twarda walka o miejsce w najlepszej szesnastce MŚ.


Czekali na to zwycięstwo 24 lata. Maroko zawstydziło potęgę i walczy o historyczny awans

Krzysztof Gaweł
27 listopada 2022, 15:57 • 1 minuta czytania
Reprezentacja Maroka sprawcą kolejnej sensacji na mundialu. Lwy Atlasu po wspaniałej walce i dwóch golach w końcówce pokonały faworyzowanych Belgów 2:0 (0:0) i będą walczyć o awans do fazy pucharowej MŚ. A Czerwone Diabły na własne życzenie mogą znaleźć się w piekle, czeka je twarda walka o miejsce w najlepszej szesnastce MŚ.
Fot. Frank Augstein/Associated Press/East News
  • Maroko wygrało swój pierwszy mecz w finałach MŚ od 1998 roku
  • Lwy Atlasu pokonały Belgów, którzy są teraz w ciężkim położeniu
  • Walka o awans do 1/8 finału z grupy F zapowiada się pasjonująco

Czerwone Diabły, jak zwykło się nazywać reprezentację Belgii, to trzecia drużyna ostatnich MŚ i jeden z faworytów tegorocznych. Pierwszy mecz piłkarze Roberto Martineza wygrali z trudem z Kanadą 1:0, ale wzięli trzy punkty i wygraną z Marokiem mogli sobie zapewnić występ w fazie pucharowej turnieju. Oba kraje mają szczególne relacje, a mniejszość marokańska w Belgii jest bardzo duża, więc dla Lwów Atlasu to był wyjątkowy mecz.

Także dlatego, że po remisie 0:0 z Chorwacją apetyty w afrykańskiej drużynie były spore. Ale tym razem trzeba było stawić czoła drużynie zdecydowanie lepiej zorganizowanej, groźniejszej w ofensywie oraz bardzo doświadczonej. Belgowie, choć bez Romelu Lukaku, byli zdecydowanym faworytem. Ale na trzy "oczka" musieli ciężko zapracować na murawie. Tuż przed meczem Maroko doznało poważnego osłabienia, przez uraz do gry wyjść nie mógł bramkarz Yassine Bounou.

I od początku jego zmiennik Munir Mohand Mohamedi nie mógł się nudzić, bo Belgowie nacierali i robili to bardzo sprawnie. W 6. minucie Michy Batshuayi powinien się wpisać na listę strzelców, ale zatrzymał go golkiper rywali. W 11. minucie urwał się na prawej flance Kevin De Bruyne i w ostatniej chwili zdążył go powalić na murawę Romain Saiss. A chwilę później piłkę wymieniali bracia Eden i Thorgan Hazardowie.

Belgia atakowała, ale nie forsowała tempa, przez co brakowało elementu zaskoczenia i miejsca na murawie. Dobrze ustawiała się defensywa Lwów Atlasu, a gdy była okazja, odgryzali się faworytom piłkarze z Afryki. Jak Hakim Ziyech, który próbował szczęścia z dystansu. Albo Achraf Hakimi, który w 35. minucie wpadł w pole karne i uderzył wysoko nad bramką. Minimalizm Belgów mógł się na nich zemścić jeszcze przed przerwą.

W doliczonym czasie gry Marokańczycy oszaleli z radości. Z rzutu wolnego piłkę wrzucił w pole karne Hakim Ziyech, próbowali ją uderzać Romain Saiss i Achraf Hakimi, ale ta minęła obu piłkarzy i zaskoczyła golkipera Belgów. Sensacja, prowadzenie Lwów Atlasu. Ale ekipa VAR zaraz zgłosiła wątpliwości, a César Arturo Ramos ruszył obejrzeć powtórki całej sytuacji. I uznał, że gola nie przyzna Maroku, bo Saiss i Hakimi byli na pozycji spalonej. Wściekli piłkarze ruszyli na przerwę.

Na drugą odsłonę Belgowie wyszli zdecydowanie bardziej nastawieni defensywnie, jakby chcieli zachęcić rywali do śmielszej gry na ich połowie, a potem bez litości skontrować i wygrać mecz. Czerwone Diabły nie zachwycały, a Hakim Ziyech uderzył w 50. minucie wprost w ręce Thibauta Courtoisa. W opowiedzi Eden Hazard oderwał się od rywala, kropnął tuż przy słupku, ale Munir Mohand Mohamedi odbił piłkę w porę.

Marokańczycy mieli jednak coraz większą przewagę, a akcje Belgów były schematyczne, wolne i pozbawione iskry. Brakowało elementu zaskoczenia, brakowało wykończenia akcji, brakowało przede wszystkim gola. Próbował rezerwowy Dries Mertens, ale znów bramkarz Lwów Atlasu był na posterunku. Szczęścia nie miał za to Sofiane Boufal, który kąśliwym strzałem chciał dać prowadzenie swojej ekipie, jednak chybił celu.

I wtedy nadeszła 73. minuta meczu, Maroko miało rzut wolny z boku pola karnego, dokładnie tak samo, jak w końcówce pierwszej połowy meczu. Abdelhamid Sabiri wrzucił piłkę przed bramkę, a tam wyskoczył w porę Romain Saiss i zmylił kompletnie Thibauta Curtoisa, który wpuścił piłkę pod pachą do bramki. Saiss jej nie dotknął, sędziowie trafienie zapisali na konto piłkarza Sampdorii Genua i Maroko zmierzało po swój pierwszy triumf w MŚ od 1998 roku.

Belgowie rzucili się do walki, ale rywale nie pozwalali im na rozwinięcie skrzydeł i znakomicie bronili. Biegali, walczyli, nie odpuszczali nawet na krok. A trener Roberto Martinez w akcie desperacji posłał do gry Romelu Lukaku, który wraca dopiero do zdrowia po urazie nogi. Rosły snajper dostał szansę od 81. minuty meczu, ale niewiele pomógł drużynie. Ataki nie dawały efektów, a jeszcze Abderrazak Hamdallah mógł wykończyć kontrę golem.

Lwy Atlasu zadały jeszcze drugi cios w tym meczu, a Belgowie sami są sobie winni. Koszmarnie zagrał we własnym polu karnym Axel Witsel, piłkę zabrał mu Hakim Ziyech i pognał do boku, a potem wyłożył piłkę jak na tacy do Zakarii Aboukhlala, a ten pięknym strzałem zdobył gola. A po chwili wreszcie sędzia zakończył mecz, kolejna sensacja w turnieju stała się faktem.

Belgowie przegrali swój pierwszy mecz w finałach mistrzostw świata w Katarze, więc muszą teraz zerkać na to, co zrobią ich rywale w grupie F. Już o godzinie 17:00 czasu polskiego na murawę Khalifa International Stadium w Ad Dausze wyjdą jedenastki Chorwacji oraz Kanady, które powalczą o zwycięstwo i być może pozycję lidera przed ostatnią kolejką rywalizacji. Walka o 1/8 finału mistrzostw świata zapowiada się w tej stawce pasjonująco.

Belgia – Maroko 0:2 (0:0) Bramki: Abdelhamid Sabiri (73), Zakaria Aboukhlal (90+2) Żółta kartka: Amadou Onana – Abdelhamid Sabiri Sędziował: César Arturo Ramos (Meksyk) Widzów: ok. 44 000