Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego uchyliła decyzję Izby Dyscyplinarnej o zawieszeniu Igora Tuleyi. To oznacza, że znany sędzia może wrócić do pracy. Co więcej, organ nie wyraził zgody na przymusowe doprowadzenie go do prokuratury.
O tym, co oznacza decyzja Sądu Najwyższego, w rozmowie z TVN24 powiedziała przedstawicielka Wolnych Sądów Maria Ejchart-Dubois. – Izba z urzędu orzekła, że zawieszenie sędziego i uchylenie immunitetu było niesłuszne. Sędzia Tuleya nie popełnił żadnego przestępstwa – powiedziała.
– Kwestia zatrzymania i obniżenia wynagrodzenia to kwestie wtórne. Żadnego zatrzymania nie ma. Uchylono również decyzję Izby Dyscyplinarnej dotyczącą obniżenia wynagrodzenia – dodała.
Igor Tuleya po 740 dniach nieorzekania może wrócić do sądu, a także należy mu się pełne wynagrodzenie za te wszystkie dni, gdy nie mógł pełnić obowiązków. Warto jednak podkreślić, że to kolejna już próba przywrócenia Tuleyi do pracy.
Ostatni raz – w sierpniu 2022 roku – sąd pracy nakazał dopuszczenie go do realizowania obowiązków. Do orzeczenia zastosowała się przełożona Tuleyi, jednak do akcji prędko wkroczył prezes Sądu Apelacyjnego Piotr Schab.
Igor Tuleya "działał w granicach i na podstawie prawa"
Chodzi o śledztwo w sprawie obrad w Sali Kolumnowej Sejmu z 16 grudnia 2016 roku. Sędzia Tuleya uchylił decyzję prokuratury o pierwszym umorzeniu śledztwa. Umożliwił także mediom zarejestrowanie ustnego uzasadnienia decyzji, co według prokuratury naraziło dalszy przebieg śledztwa.
"Sędzia działał w granicach i na podstawie prawa. Nie może być mowy, że w tej sprawie zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienia czynu zabronionego" – uzasadniła sędzia Małgorzata Wąsek-Wiaderek.
Przypomnijmy, że Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego za sprawą opcji rządzącej zastąpiła Izbę Dyscyplinarną, która była jednym z powodów zablokowania wypłat środków z Krajowego Planu Odbudowy dla Polski.
Także odstąpienie od represjonowania sędziów było jednym z warunków Komisji Europejskiej, by skierować do Warszawy miliardy euro.
Tuleya od początku nie uznawał Izby Dyscyplinarnej, stwierdzając, że ta nie jest sądem. Prawnik wielokrotnie zwracał także uwagę na upolitycznienie organu.