Na początku szło głównie o astmę. Teraz - o kolejne gierki, które podejmują norweskie biegaczki, by tylko pokonać Justynę Kowalczyk. W czasie wczorajszego sprintu jedna bez żadnego skrępowania, na oczach telewidzów, przepuściła drugą, by tamta w całym Tour de Ski mogła skuteczniej rywalizować z Kowalczyk. Swoje dokładają norweskie media, w których furorę robi nowy przydomek Polki. "Diesel Doris". To nic nowego. To po prostu kolejny odcinek sporu na linii Kowalczyk - norweskie biegaczki.
Jest pierwszy półfinał sprintu łyżwą w szwajcarskim Val Muestair. Końcówka, o drugie miejsce walczą dwie Norweżki. Nagle, tuż przed metą, Ingvild Oestberg robi wszystko, by przepuścić Kristin Steirę. Udaje się jej. Chwilę potem widzimy Oestberg ze łzami w oczach i Steirę, która ją pociesza, jednocześnie dziękując za pomoc. Ale to nie wszystko - kamery wychwyciły też, jak w czasie finiszu kierownik reprezentacji - Age Skinstad - pokazał swojej zawodniczce, co ma zrobić.
Gra drużynowa Norweżek
Sytuacja jest jasna - Norweżki postanowiły grać drużynowo. Steira znajdowała się wysoko w klasyfikacji całego Tour De Ski i w przypadku dobrego wyniku miała szansę w późniejszych biegach startować u boku Terese Johaug i gonić Justynę Kowalczyk. Fortel się udał, bo Steira w sprincie była piąta w finale i teraz w klasyfikacji cyklu jest trzecia. Kowalczyk do finału nie weszła, ale i tak zaprezentowała się dobrze - trasa była ułożona kompletnie nie pod nią. Nieszczęsna Oestberg może się jednak cieszyć, bo też awansowała do finału i później była w nim druga.
Tu zobaczysz "walkę" Norweżek (od 55:00):
Tego typu zagrywki to nic nowego. Od kilku lat układ sił w narciarstwie biegowym jest taki, że mamy Polkę i kilka Norweżek. Do tego czasem Szwedka Kalla, w sprintach Amerykanka Randall, czasem jakaś Finka, Niemka, Rosjanka. Norweżki nawet nie ukrywają, że wykorzystują to i, mierząc się z Kowalczyk, próbują sobie pomagać. Zdarzało się, że atakowały, rwały tempo, robiły wszystko, by Polkę zostawić.
Gdy w Holmenkollen w biegu na 30 km Marit Bjoergen dobiegała druga do mety, z jednej strony powinna być smutna, że nie wygrała. Z drugiej - to chyba ważniejsze - na jej twarzy dominowała radość, bo bieg wygrała rodaczka Johaug i udało się wspólnie pogrążyć Kowalczyk, która dobiegła trzecia. Kowalczyk, która nota bene przed tym biegiem przyznała w mediach, że wie, jak jest i raczej nie daje sobie większych szans na złoto.
Bjoergen dobiega druga, ale jest bardzo szczęśliwa:
Szopka, brak fair play, ale ... inni też tak robią
Polskie media jak jeden mąż krytykują wczorajsze zajście. Oczywiście mają rację, że zachowanie Norweżek jest zupełnie sprzeczne z wszelkimi regułami fair play i wystawia całej dyscyplinie bardzo złe świadectwo. "Takie szopki powinny być karane" - napisał jeden z komentatorów na stronie sport.pl. Mowa jest też o skandalu i wielkiej manipulacji. Kowalczyk po zawodach powiedziała tylko, że nie jest tym zaskoczona. Że już dawno zdążyła się przyzwyczaić.
Istnieją dyscypliny, gdzie podobne praktyki są na porządku dziennym. Chociażby Formuła 1, gdzie zdarza się przepuszczanie w czasie wyścigu kolegi z drużyny, który w klasyfikacji generalnej walczy o wyższe miejsce. W kolarstwie zdarza się, że uciekinier nie może sam odważnie jechać do mety, tylko musi poczekać, by pomóc koledze z drużyny walczącemu w klasyfikacji generalnej. Norweżki nie złamały szeroko pojętych zasad. Miały prawo tak zrobić. Ciężko karać je za fakt, że zrobiły to tak ostentacyjnie.
Kowalczyk - "Diesel Doris"
Norweska prasa całą sytuację uznaje za normalną. W tamtejszych mediach furorę robią słowa, które na swoim blogu napisał Pieter Northug. To czołowy biegacz, zawodnik, który w męskim Tour de Ski walczy o zwycięstwo. I który od lat jest kontrowersyjną postacią. Northug odniósł się do rywalizacji pań, nadając przy okazji oryginalny pseudonim Kowalczyk. "Diesel Doris wygląda, jakby była w formie i ma przewagę, ale wszystko może się zdarzyć" - napisał.
W Norwegii przydomek błyskawicznie się przyjął. Jednych po prostu bawi, inni biorą go na poważnie, pisząc, że siłowo biegająca Polka musi być na dopingu. W każdym razie udało się wywołać odpowiedni efekt. Zadziałać w myśl schematu: "jak Kowalczyk wygrywa, to trzeba po niej pojechać. Bo przecież ona wygrywa w naszym królewskim sporcie".
Kowalczyk, po wczorajszym sprincie:
Cóż, typowa taktyka. Na szczęście mnie takie rzeczy nie dotykają. Słyszałam, że Oestberg płakała po tym wszystkim. Przykre, ale na szczęście dla niej i tak weszła do finału. Norwegowie wykonują swoją pracę.. CZYTAJ WIĘCEJ
Pojawia się astma, pojawia się sukces
Właśnie. Norwegia to kraj, w którym królują biegi narciarskie, a zimą tysiące ludzi uprawiają uprawiają ten sport amatorsko. Kolejnymi zawodami interesują się media, a na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Holmenkollen na trybunach pojawił się nawet norweski następca tronu. Mógł obserwować, jak po złote medale sięgają Bjoergen i Johaug. Mógł też widzieć, jak jego rodaczki deklasują konkurencję w sztafecie. W norweskiej sztafecie startowały wtedy cztery astmatyczki, które otrzymały zgodę na stosowanie odpowiednich leków.
To właśnie podczas tamtych mistrzostw ukazał się w "Przeglądzie Sportowym" mocny wywiad z Kowalczyk, w którym Polka zwróciła uwagę na ciekawą sytuację. Wróciła do jeszcze wcześniejszych mistrzostw w czeskim Libercu, których była bohaterką. Norweżki poniosły wtedy klęskę - medal zdobyła tylko wspomniana Steira, a sztafeta w ogóle nie weszła na podium. To właśnie po tych zawodach wszystkie zachorowały na astmę. I to właśnie od tego czasu zaczęły osiągać coraz lepsze wyniki.
Kowalczyk, z wywiadu w ubiegłym roku:
Za duże pieniądze wchodzą w grę. I za dużo sportowców w różnych krajach ma z tym problem. Poza tym, są w sporcie naprawdę chorzy i ja w to wierzę. W każdej populacji jakiś procent jest chory. W sporcie też. Cała norweska sztafeta to astmatyczki. Zachorowały po MŚ w Libercu, gdzie medal zdobyła tylko Steira. Nawet w sztafecie nie były na podium. Nie wierzę sportowcom, którzy chorują przed wielkimi imprezami ,skąd przywożą później medale. CZYTAJ WIĘCEJ
Fragment wypowiedzi Kowalczyk z tamtego wywiadu: "Kiedy biegnę ostatni kilometr i czuję, że sapię jak lokomotywa, a mówią mi, że tych bardzo chorych nie słychać, to jest dla mnie jedno wielkie oszustwo. Przez to płakałam i przez to teraz łamie mi się głos".