Firma Librus opublikowała wyniki badań, z których wynika, że aż 70 proc. polskich uczniów korzysta z korepetycji. Nie tylko dlatego, iż muszą. Dzisiejsza młodzież na dodatkowe lekcje chodzić chce sama. Jak twierdzą młodzi rozmówcy naTemat, przede wszystkim dlatego, że "korki" stały się modne.
Według Librus, rodzice uważają, że korepetycje to konieczność, bo system edukacji jest coraz słabszy i nie daje rady przygotować ich dzieci do dobrych studiów, a później zdobycia wymarzonej pracy. Przecież na politechnikach powszechne są zajęcia wyrównawcze z matematyki, a żaden pracodawca nie przyjmie nikogo do pracy nie sprawdzając wcześniej zdolności językowych. Dlatego na tradycyjnych tablicach ogłoszeń i w internecie mamy nie tysiące, a setki tysięcy ogłoszeń o korepetycjach. Z wszystkich dziedzin, dla uczniów w każdym wieku.
Wkrótce zacznie się zresztą najlepszy sezon dla korepetytorów. Wiosną nie tylko matury, testy gimnazjalne, ale i sprawdzenie umiejętności uczniów podstawówek. Kto dotąd nie chodził na korepetycje, teraz po prostu musi. Maturzyści, by dostać się na wymarzone studia, a gimnazjaliści mieć szanse na miejsce w najlepszym liceum. Dzieci z podstawówek mogą oblać test bez większych konsekwencji, ale ich rodzice nie chcą się przecież najeść się wstydu.
- Jeśli się już do tej branży wejdzie, ma stałych uczniów i zadowolonych klientów, którymi są dla nas w zasadzie rodzice, praca jest przez cały rok - mówi naTemat Mateusz, student i wzięty korepetytor. Dwa lata studiował zarządzanie na gdyńskiej Akademii Morskiej, więc może pomóc w podstawowym materiale z przedmiotów ścisłych. Później przeniósł się na prawo na Uniwersytecie Gdańskim, został mu rok do obrony, jest więc świetnym nauczycielem WOS-u, czy historii. Ostatnio pomaga młodszym kolegom także w łacinie.
Korepetytor przyznaje jednak, że zimą i wiosną nadchodzi najlepszy czas. - Gdy pracuje się po kilka godzin codziennie, można wyciągnąć nawet półtora tysiąca złotych miesięcznie. Mnie rodzice i uczniowie polecają już innym, więc jestem o poziom wyżej. Faktem jest natomiast, że przygotowania do matury i testów gimnazjalnych potrafią dać zarobek na skromne używane auto albo całkiem fajne wakacje - mówi Mateusz.
"Nie pamiętają uczenia się bez chodzenia na korki"
Skąd takie pieniądze, skoro ogłoszeń o korepetycjach jest tak wiele? Nad fenomenem popularności prywatnych lekcji jakiś czas temu pochyliła się też trójmiejska "Gazeta Wyborcza", której dziennikarze tłumaczyli, że w dużej mierze na "korki" po prostu zapanowała moda. Żaden uczeń nie chce czuć się w szkole wyobcowany, więc doszkalają się nawet ci, którzy z danego przedmiotu mają piątki i szóstki.
Ta moda zdaje się nie panować jednak tylko w Trójmieście. - Nawet nie wiesz jak bardzo to tylko kwestia mody na korepetycje - mówi Marta, licealistka z Wrocławia. Dziewczyna tłumaczy, że w jej szkole trudno znaleźć kogoś, kto nie chodziły na prywatne lekcje. - Nasze klasowe gwiazdeczki chyba nie pamiętają, by kiedyś uczyły się bez chodzenia na korki. Ludzie przechwalają się u kogo brali albo biorą lekcje. Ale mam wrażenie, że ich rodzice wywalają pieniądze w błoto. Bo najpopularniejsi są przystojni nauczyciele dorabiający na boku albo studentki prawa. Takie, o których wiadomo, że lubią młodszych i chłopaków przygotują do matury nie tylko z historii, ale i gratis podszkolą z anatomii - ironizuje.
Marta podkreśla też, iż bywa, że stygmatyzowani są ci, którzy na nic poza szkołą nie chodzą, bo ich na to nie stać. Są towarzysko mniej atrakcyjni, choćby mieli najlepsze oceny w szkole i nie musieli marnować wolnego czasu. - Ja chodzę na dodatkowy francuski tylko dlatego, że po wymianie we Francji zamarzyłam sobie, by po dostaniu się na studia wyjechać tam na Erazmusa - tłumaczy. Dziewczyna dodaje, że w przeciwieństwie do kolegów, którzy w tygodniu chodzą nawet na dodatkową matematykę, historię i język obcy, ona na swój francuski zarabia weekendami w jednej z sieci drogerii.
A 30 zł za godzinę, które za to płaci wygląda na cenę promocyjną. Wzięty korepetytor z przedmiotów humanistycznych przygotowuje do matury nawet za 60 zł za godzinę. Studenci gdańskiej politechniki ogłaszający się jako "pogotowie matematyczne" zarzekają się, że każdego uchronią przed zagrożeniem na półrocze albo powtarzaniem roku z matematyki i fizyki za 75 zł za godzinę. Jeden z nich pracuje z trudnym uczniem przez dwie godziny przez pięć dni z rzędu.
Polski rynek korepetycji funkcjonuje znakomicie. Do tego jest podobno wciąż otwarty na nowych graczy i na fali popularności pobierania dodatkowej nauki poza szkołą pozwala pracowitym korepetytorom zarobić około 1,5 tys. zł miesięcznie. Na rękę, bo mało kto w tej branży płaci podatek, a tym bardziej opłaca ubezpieczenie. Dlatego i Mateusz woli, by jego nazwisko znali rodzice uczniów, a nie poznali go urzędnicy skarbówki. - Polecają mnie, nie potrzebuję reklamy - mówi z lekkim uśmiechem.
Z jego doświadczenia wynika, że działalność gospodarczą rejestrują głównie korepetytorzy nauczyciele języków, którzy marzą o własnej szkole i jednoosobową firmę traktują jako świetny start. - Większość popularnych korepetytorów to jednak nauczyciele przedmiotu i studenci ostatnich lat z renomowanych uczelni. Niektórzy próbowali się rozliczać korzystając z karty podatkowej, ale wówczas dobijały ich ubezpieczenia. Trzeba więc korzystać póki jesteśmy na fali, odłożyć i po studiach spokojnie poszukać normalnej pracy - podsumowuje młody korepetytor.