Donald Tusk wyjaśniał, że odwołanie Krzysztofa Bondaryka, szefa ABW, nie jest niczym nagłym. Premier wyjaśniał, że rozmawiał z nim o tym już jesienią. Zapewnił jednak, że nadal będzie współpracował z Bondarykiem. Komentował też przedłużenie aresztu dla Piotra Staruchowicza, mówiąc, że nie ma żadnego wpływu na tę sprawę.
Donald Tusk musiał gęsto tłumaczyć się ze zdymisjonowania Krzysztofa Bondaryka, szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zapewniał, że to nic nagłego i dymisja jest wynikiem planowanych zmian w funkcjonowaniu służb specjalnych. – Będziemy oczekiwali pracy, która będzie wyprzedzała pewne wydarzenia – mówił premier. – To by oznaczało potrzebę ograniczenia zadań agencji do najważniejszych zagrożeń państwa – wyjaśniał. – Chodzi o to, by pomagała unikać takich zagrożeń, a nie tylko potrafiła kogoś złapać po fakcie – dodał. Zdaniem Tuska reforma to głębokie korekty, a nie zasadnicze zmiany.
Premier wyjaśniał, że Bondaryk znał koncepcję zmian od jesieni. – Powiedział wtedy, ze nie jest zadowolony z kierunku służb, więc powiedzieliśmy sobie, że nowy kształt będzie wymagał nowego kierownictwa – relacjonował szef rządu. Tłumaczył, że odchodzący szef ABW będzie nadal współpracował z rządem, ale w roli doradcy i że nie ma między nimi żadnego żalu ani złych emocji. Dodał, że nie wyobraża sobie, by komisja służb specjalnych nie zaopiniowała pozytywnie wniosku o dymisję.
Lider PO był pytany o kolejne przedłużenie aresztu dla Piotra Staruchowicza "Starucha", który przez prawicę uważany jest za więźnia politycznego. – Tak jak nie odpowiadam za wychowanie p. Staruchowicza, tak nie odpowiadam za jego areszt – mówił Tusk. Dodał, że to tylko i wyłącznie sprawa organu sprawiedliwości, a on nie zamierza w nią ingerować.
Premier powiedział również, że bardzo ceni Ludwika Sobolewskiego, zawieszonego prezesa Giełdy Papierów Wartościowych. Jednak w tak delikatnej dziedzinie jak obrót papierami wartościowymi potrzebne jest bezwarunkowe zaufanie.