nt_logo

Zapytałam 30-latków, czy chcieliby pójść do wojska. Czego się boją? Głównie atmosfery męskiej szatni

Helena Łygas

11 grudnia 2022, 06:53 · 5 minut czytania
Nastroje? Niezbyt szampańskie. 30-latkowie, którzy mogą zostać skierowani w przyszłym roku do wojska, perspektywą zachwyceni nie są. Główna obawa? Że w jednostce będzie panowała toksyczna atmosfera męskiej szatni.


Zapytałam 30-latków, czy chcieliby pójść do wojska. Czego się boją? Głównie atmosfery męskiej szatni

Helena Łygas
11 grudnia 2022, 06:53 • 1 minuta czytania
Nastroje? Niezbyt szampańskie. 30-latkowie, którzy mogą zostać skierowani w przyszłym roku do wojska, perspektywą zachwyceni nie są. Główna obawa? Że w jednostce będzie panowała toksyczna atmosfera męskiej szatni.
W 2023 rok nawet 200 tys. mężczyzn zostanie powołanych do wojska fot. Lukasz Szelemej / East News

Zapowiedź rekordowych powołań na szkolenia wojskowe w przyszłym roku zelektryzowała społeczeństwo. A już zwłaszcza pokolenie, które zasadnicza służba wojskowa ominęła. Ostatni pobór miał miejsce w 2008 roku. Nietrudno policzyć, że żaden mężczyzna poniżej 32. roku życia w wojsku nie był - a przynajmniej nie z własnej woli. 


Biorąc zaś pod uwagę upowszechnienie edukacji wyższej - było w nim w ogóle niewielu millenialsów (a choć to określenie wciąż funkcjonuje jako określenie młodych, najstarsi millenialsi przekroczyli już czterdziestkę). 

Co sądzi o pomyśle MON-u pokolenie facetów, dla których "kumple z wojska" to jakiś dziwaczny termin z wujowskich anegdot? Gdyby wujkowie posłuchali, dostaliby zawału, zaś przed osunięciem się na ziemię wysapaliby coś o robieniu mężczyzn z wymoczków. Co tam dom, syn i drzewo! Do woja ich! 

Tyle że ów woj (wujowie) kojarzy się bratankom i siostrzeńcom w pierwszej kolejności z falą i zamordyzmem.

Kuba: samotność

– Butowanie za krzywo pościelone łóżko? Mycie kibla językiem? Gwałt pod prysznicem? Cieszę się, że jednak nie ominie mnie smak tej wielkiej, męskiej przygody – ironizuje Kuba. 

Ale tak naprawdę twierdzi, że "dla niego spoko". 11 lat spędził w harcerstwie, więc klimaty musztr, wart, nocnego wstawania i chodzenia na azymut, nie są mu obce. 

– W zasadzie to chętnie nauczyłbym się obsługiwać broń i udzielać pomocy rannym. Czy się czegoś boję? Chyba najbardziej, że czułbym się samotny, bo trafiłbym między obcych typów, z którymi trudno byłoby mi się dogadać. Nie wiem, jakiejś izolacji w grupie, złej atmosfery w pokoju. Fajnie byłoby się zgadać z jakimś kolegą albo nawet kilkoma, chociaż wątpię, żeby było to możliwe – stwierdza.

Marcin: wegańskie obiady i krzywoprzysięstwo

Marcina obrzydza najbardziej idea przymusu, a już zwłaszcza, jeśli chodzi o przysięgę wojskową.

– No i co? Miałbym obiecać, że nie będę szczędził krwi w obronie ojczyzny? Oczywiście, że bym szczędził. Głupie bohaterstwo już przerabialiśmy. I w ogóle w idei przysięgania pod przymusem jest coś chorego – mówi.

Poza tym Marcina przeraża wyłącznie męskie towarzystwo, w którym wcześniej czy później zawsze dochodzi do jakiegoś rodzaju rywalizacji i podziału na "słabszych" i "silniejszych". Trochę jak w podstawówce, gdzie jak nie grasz dobrze w nogę, to jesteś frajerem.

Jest jeszcze kwestia powołań dla gejów. I faceci hetero boją się, że ćwiczenia wojskowe wiążą się z jakąś formą przemocy, a co mają powiedzieć osoby homoseksualne w homofobicznym kraju? Przecież nie wiadomo, na kogo trafią w jednostce. 

– Zastanawia mnie też, czy na przykład dzisiejsze wojsko oferuje w ogóle wyżywienie wegańskie. Dla wielu osób, w tym dla mnie, to kwestia moralna, bardzo daleka od mody i wymysłu sprowadzonego do żarcików z "latte na sojowym". Rozumiem, że w wojsku jest potrzebna dyscyplina. Ale czym innym jest zmuszanie ludzi do pobudki do 4 czy pastowania butów, a czym innym to porzucenia własnych ideałów – mowi.

Maciek: jak za dzieciaka

Maciek ma nadzieję, że zostanie wezwany na ćwiczenia. Powód jest prozaiczny - uważa, że to ciekawe doświadczenie i zawsze zazdrościł trochę kolegom, którzy odbywali zasadniczą służbę wojskową. Poza tym zawsze chciał nauczyć się strzelać. 

– Zabrzmię jak kretyn, ale mam wrażenie, że takie ćwiczenia mogą być jakiegoś rodzaju powrotem do dzieciństwa. Kto z nas nie bawił się w żołnierza? Staram się nie łączyć szkolenia bezpośrednio z wojną i o tym nie rozmyślać. Może też mam takie podejście, bo jestem z pokolenia, dla którego wojna to scenki z filmu, a całe te ćwiczenia kojarzą mi się z jakąś dziwaczną grą terenową – zaznacza.

Karol: gdzie tu równouprawnienie?

Z kolei Karolowi nie podoba się głównie, że kobiety nie zostaną objęte obowiązkiem szkolenia wojskowego. Bo i gdzie to równouprawnienie?

– Ja wiem, że kobiety są słabsze fizycznie, ale to nie praca w kopalni ani I wojna światowa. Nie walczy się na bagnety. A już np. taka celność nie zależy raczej od płci. Poza tym są różne funkcje. Nie chcę brzmieć tu incelsko - kilka moich koleżanek też zwróciło na to uwagę – mówi. 

Poza tym Karola frapuje kwestia tego, co zrobią masowe szkolenia z rynkiem pracy. A raczej - z rynkiem pracownika. Jasne, można ubiegać się o wyrównanie żołdu, ale co potem? Ile osób po trzymiesięcznej nieobecności dostanie wypowiedzenie, bo w międzyczasie trzeba było znaleźć kogoś na ich miejsce? 

Patryk: beka

Patryk śmieje się z tej ekscytacji i dyskusji wokół, bo jego zdaniem skala będzie bardzo mała.

 – PiS nie jest taki głupi, żeby powołać na ćwiczenia 200 tys. osób w roku wyborów. Przecież dla większości osób to będzie przymus, dodajmy do tego jeszcze partnerki tych facetów, które zapewne zadowolone nie będą, rodziców, pracodawców. Tak masowe powołania to utrata masy głosów – mówi.

Deklaruje, że jest pacyfistą, ale mimo to na ćwiczenia by się stawił. Ćwiczenia to jeszcze nie wojna, lepiej nie robić sobie problemów. 

– Natomiast, gdyby faktycznie wojna doszła i do Polski, to wyjechałbym za granicę. To znaczy, o ile byłoby to możliwe - z Ukrainy w pewnym momencie nie wypuszczano przecież mężczyzn w wieku poborowym. Sorry, ale jakoś bardziej zależy mi na swoim życiu niż na Polsce. Państwowość to idea. Na pewno wysłałbym natychmiast za granicę dziewczynę, siostrę i mamę – stwierdza.

Przemek: kumoterstwo

- Skoro jesteśmy w NATO i działa zawodowa armia, średnio godzę się na to, żeby wyciągali ludzi do przymusowych ćwiczeń, zwłaszcza że ustawa napisana jest tak, że chroni jej pomysłodawców, czyli polityków - trochę żenada. Poza tym uważam, że nasza sytuacja geopolityczna - mimo bliskości wojny na Wschodzie - nie wymaga mobilizacji. Przynajmniej ja w to wierzę – mówi.

I dodaje: – Oczywiście, jeśli takie szkolenie byłoby krótkie i nie wpłynęło znacząco na mój rytm pracy i życia, pewnie bym je odbębnił, być może okazałoby się nawet w jakiś sposób przydatne. Natomiast dziwne ruchy w kontekście polityki zagranicznej obecnej partii rządzącej, niezgodne z moimi poglądami strategie oraz stereotypy dotyczące służby w wojsku tylko zniechęcają do stawiania się w WKU.

Łukasz: faceci boją się innych facetów

– Ćwiczenia jak ćwiczenia, nawet bym spróbował. Paradoksalnie myślę, że w stosunku do mojej pracy mogłoby to być trochę jak wakacje. Mało odpowiedzialności - no bo co to jest za odpowiedzialność pościelić łóżko i robić pompki w porównaniu do tego, co każdy z nas ma na co dzień? – mówi.

– Z innymi facetami pewnie bym się dogadał, nigdy nie miałem z tym problemu. Zresztą też jak gadam z kolegami, to większość z nich obawia się tego, jaka byłaby w takich koszarach atmosfera, czy nie byłoby tam jakiejś przemocy, choćby słownej. A to są raczej tzw. męscy kolesie - siłownia, samochody, mecze. Może jesteśmy już trochę innym pokoleniem, mniej skłonnym do jakiejś formy agresji? – zastanawia się.

Większy problem Łukasz ma z - jego zdaniem jednak odległą - perspektywą wojny. Kiedyś, podobnie jak Patryk, myślał, że pierwsze co by zrobił to ucieczka z kraju. Nie chciałby nikogo zabić. Przeraża go to chyba nawet bardziej niż zagrożenie własnego życia. 

– Tylko wiesz, jak sobie myślę, że ja bym spierdo**ł, a na przykład mój 50-letni wujek i przyjaciele by zostali i nadstawiali karku, to czułbym się z tym paskudnie – zaznacza.

Grzesiek: pierdolnik

Grzesiek zaś przede wszystkim chciałby wiedzieć, jak te całe ćwiczenia miałyby wyglądać, ale szczegółowo - że obsługa broni i ćwiczenia sprawnościowe, to wie każdy. 

- Znając ten kraj i organizację, to będzie zwykłe marnowanie czasu. Zły program, pierdolnik za to z jakąś wymuszoną dyscypliną wobec poborowych. Myślę, że największy problem miałbym z ludźmi prowadzącymi te ćwiczenia. Znam kilku wojskowych - straszni zamordyści. I jeszcze ta pozycja przewagi na zasadzie "ja wiem wszystko, a wy nic" - puentuje.

Czytaj także: https://natemat.pl/452989,kim-byl-pacjent-0-z-aids-kiedy-odkryto-wirusa-hiv-i-skad-sie-wzial