Sędzia Igor Tuleya w "Faktach po Faktach" podtrzymał swoje słowa o tym, że działania organów ścigania w sprawie doktora Mirosława G budzą skojarzenia ze stalinizmem. Kontrowersje wywołał jednak sam udział sędziego w programie.
– Podtrzymałbym to, co powiedziałem – wyznał sędzia Igor Tuleya mówiąc o ostrym porównaniu działań CBA do metod służb z czasów stalinowskich, jakiego użył w uzasadnieniu ogłoszonego w piątek wyroku w sprawie doktora Mirosława G. Powiedział wtedy, że „taktyka organów ścigania w sprawie dr. Mirosława G. może budzić przerażenie. Budzi skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z czasów największego stalinizmu”. Właśnie to porównanie wzbudziło kontrowersje – ostro skrytykował je m.in. Janusz Wojciechowski.
Oliwy do ognia dolał jeszcze sam sędzia Tuleya, który zdecydował się wystąpić w programie “Fakty po Faktach” na antenie TVN 24. Pojawiły się głosy mówiące, że choć jest rzecznikiem Sądu Okręgowego w Warszawie, nie powinien komentować w mediach uzasadnienia wyroku.
Przeciwnego zdania był Krzysztof Kwiatkowski z PO, który w rozmowie z naTemat powiedział, że opinia publiczna ma prawo dokładnie poznać motywy wydania takiego, a nie innego wyroku: – Absolutnie uważam, że sędzia ma prawo wziąć udział w programie. Nie ma przeciwko temu żadnych przeciwwskazań. Oby było tak jak najczęściej – argumentował Kwiatkowski podkreślając, że warto, aby jak najwięcej osób mogło zapoznać się z uzasadnieniem wyroku.
Sam Tuleya w programie tłumaczył, że porównanie odwołujące się do stalinizmu dotyczylo konkretnie sposobu prowadzenia przesłuchań przez CBA. – To były wielogodzinne, nocne przesłuchania. To musi budzić skojarzenia z przesłuchaniami, które były na porządku dziennym w latach czterdziestych i początku lat pięćdziesiątych – mówił Tuleya. Przyznał jednocześnie, że nie ma żadnych dowodów na to, by w czasie działań CBA dochodziło do stosowania tortur fizycznych.
Czytaj też:Sędzia, który skazał doktora G., donosi na CBA za „stalinowskie metody”
Krytycznie o porównaniu do czasów stalinizmu wypowiedzieli się natomiast pozostali goście programu – Krzysztof Janik i Marek Jurek. Ten pierwszy przyznał, że sędzia powiedział “o jedno słowo za dużo”, z kolei Jurek nazwał wypowiedź sędziego “nieodpowiedzialną i oburzającą”.
Sędzia Tuleya wyjaśnił także motywy, które kierowały nim, gdy postanowił złożyć doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez agentów CBA – chodziło m.in. o składanie fałszywych zeznań: – Mieliśmy świadomość, że niektórzy świadkowie mijają się z faktami i z rzeczywistością – mówił. Potwierdzała to m.in. analiza dokumentacji bankowej, którą badał sąd.
Tuleya powiedział też, że nie boi się tego, iż stanie się obiektem ataków. – Sędzia musi się liczyć z konsekwencjami. Niezawisłość sędziowska polega na tym, że opiera się na Konstytucji i ustawach. Nie mogą kierować się reakcją mediów, czy opinii publicznej – twierdził. Dodał, że ataki na osobę sędziego “są wkalkulowane w wykonywany zawód”.
Mimo, że pan sędzia Tuleya nie sądził funkcjonariuszy CBA, tylko ściganego przez nich ordynatora, to jednak właśnie pod adresem funkcjonariuszy wygłosił publicznie najcięższe oskarżenie, w drastyczny sposób naruszając ich dobre imię i dobra osobiste. CZYTAJ WIĘCEJ
Tomasz Kalita
Sędzia Tuleya wydał słuszne uzasadnienie. Ale nie powinien teraz go komentować. Nawet jeśli jest rzecznikiem sądu. CZYTAJ WIĘCEJ