Ciągle mamy do siebie wąty. Jasne, nie tylko kobiety, ale z racji z mojej płci właśnie do was będę ten tekst kierować. Bo was słyszę i obserwuję, rozmawiam z przyjaciółkami. Widzę, jak nieustannie krytykujemy same siebie, bijemy się po głowie (za wszystko), przepraszamy i się kajamy, wciągamy brzuchy i przeliczamy kalorie, nazywamy siebie głupimi, bo byłyśmy za wolne, za szybkie, za ciche, za głośne.
Nie martwcie się, ja mam tak samo.
Jestem empatyczna, ale nie do siebie. Życzliwa, ale nie do siebie. Wyrozumiała, ale nie do siebie. Do nikogo innego nie jestem tak ostra i wymagająca. W życiu nie nazwałabym nikogo "kretynką" i "grubą krową", ale do samej siebie rzucam tymi inwektywami na prawo i lewo. Nie jestem swoją własną przyjaciółką. Nawet nie dobrą koleżanką.
Wiem, że tak nie można, staram się być dla siebie miła. Mimo że mam z tym problem, przypominam o tym bliskim mi kobietom, gdy wyzywają siebie od idiotek, bo przypaliły ziemniaki, zjadły cały pięterko ptasiego mleczka na jednym posiedzeniu albo zapomniały umyć okna na święta.
Podobno pomaga patrzenie na swoje zdjęcie w dzieciństwie i zadanie sobie pytania: czy skrzywdziłabym tę niewinną, uroczą uśmiechniętą dziewczynkę? Mnie nie pomaga, dalej siebie krzywdzę.
To takie potwornie trudne.
W Nowy Rok większość z nas będzie planowała postanowienia noworoczne. Najpopularniejsze? Schudnąć, chodzić na siłownię. wziąć się za siebie, znaleźć lepszą pracę, więcej zarabiać, czytać dużo książek, znaleźć miłość życia, znowu schudnąć.
Bierzemy się za siebie, bo myślimy, że jeśli w końcu się ogarniemy, to nie tylko będziemy szczęśliwe i spełnione, ale damy sobie wreszcie spokój. Mam złą wiadomość: nie damy. Zawsze będzie coś nie tak.
Nie ma nic złego w postanowieniach, ogarnianiu swojego życia i ulepszaniu siebie. Sama próbuję! Ale ile z tego wszystkiego naprawdę pochodzi od nas samych (z naszych potrzeb i pragnień), a ile z myślenia, że tak po prostu trzeba i wypada, bo jesteśmy absolutnie beznadziejne? Przegrywy i przygłupy. Tym większe, kiedy nic z tych postanowień nie wyjdzie, a umówimy się: zwykle tak jest.
Dlatego na nowy rok życzę nam wszystkim tylko jednego: żebyśmy się od siebie odczepiły. Odwaliły. Odp***rzyły.
Życzę nam życzliwości do siebie. Wyrozumiałości, zrozumienia i empatii. Życzę abyśmy przestały patrzeć na siebie z pogardą i z niechęcią oraz traktować własne ciało jako pole bitwy. Życzę, abyśmy potrafiły odpocząć: nie tylko od pracy i od bliskich, ale również od własnych wymagań i pretensji.
Życzę, abyśmy dbały o swoje bezpieczeństwo, komfort i energię. Pamiętały o swoim zdrowiu, nie tylko fizycznym, ale również (przede wszystkim) tym psychicznym. Pilnowały swoich granic i nie pozwalały nikomu ich przekraczać (tak, sobie również nie). Abyśmy znały swoją wartość i nie tolerowały nikogo, kto nas depcze.
Życzę też, abyśmy uwzględniały swoje potrzeby i pragnienia. Umiały wsłuchać się w swoje emocje. Abyśmy nauczyły się mówić "nie" i zdały sobie sprawę, że nic się nie stanie, jeśli czasem odpuścimy i nie zrobimy czegoś z listy do zrobienia, odwołamy umówione spotkanie albo nie posprzątamy domu na tip-top. Dom się nie zawali, nasza rodzina się nie zawali, przyjaciele nie odejdą. Świat przetrwa.
Serio, dziewczyny, odwalmy się do siebie. Wróć: próbujmy odwalić się do siebie. To proces, czasem długi, w którym niekiedy będziemy potrzebowały pomocy. I nie wstydźmy się jej. Spokój wewnętrzny jest tego wart. Nie wiem, czy kiedykolwiek siebie polubicie albo pokochacie, ale warto zacząć od akceptacji. Ba, nawet jak się na niej zatrzymamy, to idealnie.
Może to właśnie będzie nasze główne postanowienie noworoczne na 2023 rok? Odczepić się od siebie? Być dla siebie miłą?
Bo przede wszystkim życzę nam, abyśmy pewnego dnia usiadły w fotelu i powiedziały: czuję się dobrze, wszystko jest ok, a ja jestem całkiem spoko. Tak, też o tym marzę.