Pamiętam pierwsze jazdy tym samochodem latem, po drogach Mazowsza. W nieprawdopodobnym upale, bo temperatura grubo przekraczała 30 stopni, na trasie testowej posypał mi się radar. Pomyślałem, że pech, może przedprodukcyjne auto, nie ma co robić robie opinii po godzinnej przejażdżce. No to mnie Bozia pokarała.
Reklama.
Reklama.
Na wstępie – to nie jest tak, że ja wtedy awarię radarów zignorowałem. Takie eventy rządzą się jednak swoimi prawami. Choć wtedy akurat Tonale już było chwilę na rynku i nawet pierwsi polscy klienci odebrali swoje auta, nie jest rzadkością sytuacja, że do testów trafiają egzemplarze przedprodukcyjne.
No, to teraz się przekonałem, że w Tonale z elektroniką jest po prostu coś nie tak. Ale o tym za chwilę.
Czytaj także:
Niby prawdziwa Alfa Romeo, ale jednak nie
Napisałem w tytule, że Tonale to prawdziwa włoska robota. Oczywiście to nawiązanie do wątpliwej reputacji marki przed laty w kwestii niezawodności. Włosi jednak z Tonale nie celują w fanów marki. Oni po prostu celują w rynek i jego potrzeby.
Alfa Romeo poprzez Tonale chce wrócić na ścieżkę rozwoju, bo ostatnie lata w przypadku tej marki to jednak regres. Cóż z tego, że Giulia i Stelvio to bardzo dobre auta, skoro jeden to niemodny sedan, a drugi to duży SUV klasy średniej? Takie auta nie zrobią wolumenu sprzedaży, a tego Włosi potrzebują.
Stąd pomysł na Tonale – małego SUV-a, który ma zainteresować nowych klientów i ściągnąć ich do marki, a nie starych fanów. Ci dalej naprawiają swoje Alfy Romeo 156 i narzekają na współczesną motoryzację.
Rzecz w tym, że Tonale jako produkt jest po prostu… trochę spóźniony. Samochód został zresztą pokazany już w 2019 roku. Nie koncept. Dokładnie takie auto, jak widzicie teraz. Dlaczego dopiero teraz trafił więc na rynek? Generalnie – nie pomogła raczej fuzja koncernów FCA i PSA w Stellantis, która wiele spraw przesunęła. I jak się okazało po fuzji – Tonale wymaga jednak wielu poprawek, w międzyczasie wybuchła pandemia, finalnie auto oglądamy dopiero teraz.
I choć tyle czasu poświęcono na poprawki, to w Tonale trudno nie odczuć, że – poza pięknym wizualnie projektem – to robota księgowych. Dość powiedzieć, że bazą dla tego auta jest platforma SCCS, która pamięta Jeepa Compassa.
Tego pierwszego. Z 2006 roku. Serio. A choćby wersja PHEV (nie ta, którą testowałem) bazuje na Compassie 4XE. Niby mocy jest więcej, a bateria też jest większa, ale generalnie – to składak.
Czytaj także:
I to czuć w aucie. Bo choć sam projekt Tonale jest obłędny (wg mnie to najładniejszy mały SUV na rynku, a w ogóle spójrzcie na te felgi "telefony"), samochód na drodze jest generyczny niemal do bólu. Jedyne co go wyróżnia, to dość pewne prowadzenie w zakrętach, ale o tym pisałem już przy okazji pierwszych jazd.
Long story short – za te pieniądze nie kupicie lepiej skręcającego SUV-a. Tonale prowadzi się w zakrętach bardzo pewnie i to w sumie niesamowite, że włoskim inżynierom (czy też inżynierom koncernu) udało się tyle wycisnąć z tak starej płyty podłogowej.
Zadziwia mnie tylko, że pomimo tylu lat na dopracowanie samochodu, to miejscami taka fuszerka. Jak wspomniałem w tytule, radary posypały się już zaraz po odbiorze samochodu. Nie zdążyłem nawet dojechać do domu, a to mniej niż 10 kilometrów. Radary padały zresztą przez cały tydzień co chwilę. Wystarczył nawet byle jaki deszczyk, aby system został "oślepiony". Spadł też w tym czasie śnieg – to sobie tylko wyobraźcie, co się działo.
Drugiego dnia współpracy odmówiła klapa bagażnika – na szczęście po jakimś czasie udało się ją otworzyć. A wieczorem padł system doświetlania zakrętów.
Że mam pecha? Niestety, ale nie – przejrzałem konkurencję i w zasadzie to miałem sporo szczęścia. Innym zdarzały się błędy układu kierowniczego, skrzyni biegów czy systemu zmiany trybów jazdy (DNA).
Mnie na szczęście nie spotkał żaden błąd, który wiązałby się z wezwaniem lawety, dlatego test finalnie przeprowadziłem do końca. Moje wrażenia po tygodniu z grubsza jednak zgadzają się z tymi, które miałem po pierwszej jeździe.
Generalnie – silnik benzynowy 1.5 (to miękka hybryda) nie daje rady. W mieście jeszcze można w miarę sprawnie się poruszać, ale w trasie strach wyprzedzać. Czy zdecydujecie się na 130-konną wersję, czy na dopłatę do 160-konnej, mocy po prostu brakuje. Na dodatek Tonale z tym silnikiem dostępne jest jedynie z napędem na przód. Chcesz mieć napędzane obie osie? Potrzebujesz hybrydy PHEV.
Silnik też dość opornie współpracuje ze skrzynią biegów. Siedmiobiegowy automat lubi się "zamyślić". I działo się tu coś, czego się kompletnie nie spodziewałem. Przy wyjeździe z hali garażowej pod moim blokiem (pod górę, ale wcale nie jakoś stromo) na zimnym silniku Tonale robiła… żabki. Jak kursant podczas nauki jazdy. Objeździłem w życiu kilkaset aut i nie widziałem czegoś takiego w nowym, niezajechanym samochodzie.
A jeśli nie chcesz w ogóle benzyny? Jest jeszcze… 130-konny diesel. Podejrzewam, że nie powala osiągami, ale pewnie pali tyle co nic.
No właśnie – spalanie wypada normalnie. Na ekspresówce przyda się 8 litrów benzyny, na autostradzie 10, a w mieście około 9.
Chętni pewnie się znajdą
Czy to wszystko oznacza, że Tonale jest złym samochodem? W zasadzie to… nie. Nie spełniło moich oczekiwań, ale dla wielu klientów jego design będzie wystarczający. Zakładam, że po kilku uciążliwych wizytach w serwisie błędy elektroniki będzie można w końcu wyeliminować.
I wreszcie samochód powinien spodobać się tym, którzy Alfy nigdy nie mieli. Włoski styl Tonale jest zupełnie bezdyskusyjny. Na tle niemieckiej konkurencji (czy wewnątrzkoncertowej, a więc np. francuskiej) wygląda jak dzieło sztuki. Ludzie mogą to kupić.
Zresztą – na rynku jest takie ssanie na małe SUV-y, że klient weźmie wszystko i nie twierdzę przez to, że wezmą to auto z łaski. Ale faktem jest, że pierwsze partie Tonale Polacy kupowali w ciemno. Zastanawiam się, czy po tym teście ktoś mógłby przemyśleć swoją decyzję...
Dodajmy jeszcze, że to po prostu praktyczne auto. W środku jest sporo miejsca, ergonomii nic nie można zarzucić, bagażnik ma słuszne 500 litrów.
Włoski SUV nie wypada też źle cenowo. Koncern wycenił Tonale na co najmniej 159 700 zł, a taka wersja jak na zdjęciach – Speciale, oferowana tylko na start produkcji – to co najmniej 180 tysięcy. Włosi widzą Tonale jako gracza w segmencie premium, a takie Volvo XC40 to co najmniej 213 400 zł.
Audi Q3 startuje niby od 146 700 zł, ale auto wyposażone podobnie do Tonale będzie ZNACZNIE droższe. Zresztą ten model ze swoim rynkowym stażem przy Tonale lekko trąci myszką. Przykłady można mnożyć.
Chociaż ja poczekałbym na lifting. Może coś zrobią z elektroniką.