Czytelnik odpowiada: Intelektualiści umierają, ale my żyjemy
Marcin Wójcik
08 stycznia 2013, 08:48·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 stycznia 2013, 08:48
Dlaczego mówimy o śmierci intelektualistów? Przecież sami jesteśmy sobie winni. Za dużo czasu poświęciliśmy wspominaniu, a za mało kreowaniu nowych intelektualistów. Jesteśmy młodzi, ale wypruci z energii. Nie mamy autorytetów, na których możemy się wzorować. Stajemy się klasą średnią, choć chcemy być czymś więcej.
Reklama.
Mamy swoje cele – kariera, rodzina i perspektywy. Chcemy mieć więcej niż mieli nasi rodzice. Chcemy osiągnąć więcej. Ale nawet, jeżeli na naszych kontach będzie dużo zer – nadal będziemy klasą średnią. Jesteśmy ubodzy kulturowo. Czy to nasza wina?
Urodziliśmy się w czasach, gdy mieliśmy wybór. Wybieraliśmy między kilkoma różnymi rodzajami cukierków, decydowaliśmy, jakie chcemy oglądać bajki, czy na którym placu zabaw się pobawić. Tak zostaliśmy wychowani, żeby wybierać. W szkole, sklepie, domu czy w pracy. Nasi rodzice chcieli dla nas jak najlepiej. Chcieli dać nam więcej niż sami mieli. Nie możemy ich za to winić.
W pewnym momencie zatraciliśmy się w szale wybierania. Teraz, żeby zrobić podstawowe zakupy spożywcze, musimy poświęcić nawet kilka godzin. To samo jest z kulturą. W księgarniach, w każdym dziale widzimy kilka, a nawet kilkadziesiąt książek w podobnym stylu. Niektóre różnią się tylko okładką, bo historia jest podobna. Nikt od nas nie wymaga, żebyśmy znali kanony. Bo po co? Czy komuś przydadzą się w życiu? Czy musimy znać twórczość Asnyka lub wiersze Baczyńskiego, żebyśmy byli dobrymi pracownikami? Czy naprawdę musimy wiedzieć, co działo się w grudniu 1981 roku? Nie musimy. Wymaga się od nas, żebyśmy wiedzieli. Ale nie mówi się nam, dlaczego.
Dostaliśmy szansę wyboru, ale nikt nie zadbał o to, żebyśmy potrafili wybrać dobrze. Przez wiele lat płakaliśmy nad wymarciem polskiej inteligencji, że zapomnieliśmy o kształtowaniu nowej. Postawcie się w sytuacji młodego człowieka. Wybieramy między tym, co proste i przyjemne a trudne, bolesne i mądre. Wybieramy zawsze to, co łatwiejsze.
Nie znamy podstaw, kanonów i kontekstów. Gubimy się w standardach. Nie mamy kapitału kulturowego. W szkole kończymy naukę historii na podstawowych informacjach o II Wojnie Światowej. Polską literaturę poznajemy po łebkach. Nikt nie uczy nas rozumienia tego, co mogłoby stanowić nasz potencjał kulturowy. Nie mamy też autorytetów. Słuchamy polityków i ludzi kultury, którzy są podzieleni. Mówią wieloma głosami, których czasem nie warto słuchać. Jak mamy nie zgubić się w takiej rzeczywistości?
Jesteśmy ubodzy, ale nie wszyscy jesteśmy średniakami. Tkwi w nas potencjał, żeby zostać wielkimi. Nie nauczono nas jak to robić, ale sami próbujemy się doskonalić. Korzystamy z kultury, dyskutujemy o niej, dokształcamy się. Nie na wszystko mamy czas, ale robimy ile się da. Szukamy swojego miejsca i dzielimy się kulturą.
Nie będziemy już intelektualistami, jakimi byli Szymborska czy Kołakowski. Jesteśmy kimś innym. Kierujemy się innymi wartościami. I możemy być intelektualistami naszych czasów. Nie klasą średnią, ale czymś więcej. Głosem dla innych. Możemy zadbać o to, żeby za nami poszli inni. Nadrobić to, co sami straciliśmy. Dać wybór, ale też pomóc w wyborze. Nie tylko mówić, ale też tłumaczyć. Dać szansę, żeby młodzież sama wytworzyła nowe standardy. Żeby sama kreowała kontekst i naszą rzeczywistość.
Autor tekstu jest twórcą bloga kulturalnego Koziolkuj.pl