Bogna Sworowska w samotności płakała po nocach. Dorota Gardias podaje rękę mężczyznom z wielką ostrożnością. Nie raz usłyszała, że w pracy zaszła tak daleko dzięki urodzie. Sylwia Gruchała ma dwa medale olimpijskie. Zanim je zdobyła, czytała: "za ładna na sukces". Podobne rzeczy słyszała minister sportu Joanna Mucha. Uroda szczęścia nie daje?
Ładnym łatwiej o pracę. Ładne są lepiej przyjmowane w towarzystwie. Ładne więcej zarabiają. Szybciej znajdują mężów – lista stereotypów dotyczących pięknych kobiet jest długa i ugruntowana. I choć te twierdzenia wydają się logiczne, bo przecież ludzie są wzrokowcami, co innego mają na ten temat do powiedzenia najpiękniejsze kobiety w Polsce. Sylwia Gruchała, Dorota Gardias i Bogna Sworowska przyznały w szczerych rozmowach dla "Twojego Stylu" że uroda nie tylko nie przyniosła im szczęścia, ale też wielokrotnie przeszkodziła im w karierze i życiu osobistym. Jak to możliwe?
Ładne mają łatwiej?
"Atrakcyjne kobiety zwracają na siebie uwagę w urzędach, na ulicach, w restauracjach i sklepach – wszędzie tam, gdzie można je spotkać. […] Ładne kobiety chętnie przepuszcza się na pasach – oj, znam takie przypadki – zawsze jest okazja, by dłużej im się przyjrzeć. Ładnym kobietom łatwiej wybacza się gapowate zachowanie na drodze – sami policjanci z pewnością przyznają, że zdarzyło im się łagodniej potraktować atrakcyjne kobiety" – napisał w felietonie jeden z blogerów serwisu newsweek.pl .
Jego obserwacje zdają się potwierdzać badania i opinie ekspertów. – To, co wpada w oko, jest ważniejsze od tego, co wpada w ucho. Najpierw oceniamy wzrokiem, czy dany obiekt nam się podoba, dopiero potem szacujemy konsekwencje wyboru i zastanawiamy się, czy było warto – oceniała w rozmowie z Karoliną Przewrocką prof. Maria Libiszowska-Żółtko.
Dotyczy to także spotykanych przez nas osób. Nie od dziś mówi się, że na pierwsze wrażenie mamy ledwie kilka sekund. Tyle wystarczy, by wyrobić sobie o kimś opinię.
Choć zdawałoby się, że atrakcyjny wygląd ma więc same plusy, co innego twierdzą jedne z najpiękniejszych Polek. Dla Sylwii Gruchały, Doroty Gardias i Bogny Sworowskiej uroda stała się paradoksalnie – i atutem i przekleństwem.
Trofeum
Bogna Swarowska, dziś ma 45 lat. Za sobą: karierę modelki, tytuł Wicemiss Polonia 1987, wiele doświadczeń z różnymi mężczyznami. Dziś przyznaje, że uroda, choć bywa przepustką do wielkiego świata i pieniędzy, może przynieść wielkie niepowodzenia w życiu osobistym. "Choćby Marilyn Monroe: zjawiskowa, wrażliwa, otoczona przez tłumy mężczyzn, a jak samotna" – powiedziała na łamach najnowszego "Twojego Stylu" .
Jej zdaniem piękne kobiety po prostu zdają się przyciągać szczególną kategorię mężczyzn. "Silnych, pewnych siebie, dominujących". Dodała też, że mężczyźni często traktują piękne kobiety jak swego rodzaju trofeum, które trzeba zdobyć, a później można odstawić na półkę.
"Od jednego usłyszałam: 'idź spać, chcę żebyś jutro ładnie wyglądała. I położyłem ci sukienkę, którą masz włożyć'. To było słabe" – powiedziała.
Uroda nie równa się rozum
Dla Sylwii Gruchały, polskiej florecistki, dwukrotnej medalistki na igrzyskach olimpijskich, uroda stała się przekleństwem, kiedy wchodziła w świat sportu. Przez to, że już jako nastolatka była piękną dziewczyną, dziennikarze odmawiali jej talentu i rozumu.
"Miałam kilkanaście lat, odnosiłam sukcesy, więc udzielałam wywiadów. Wtedy usłyszałam od dziennikarzy: 'za ładna, żeby umiała dobrze wykorzystać swój talent' albo 'za mało inteligentna, by osiągnąć sukces'. Pisali, że nie będę potrafiła oprzeć się pokusom, pójdę na łatwiznę" – powiedziała. "Robiłam wszystko, żeby ludzie oceniali mnie na podstawie sukcesów sportowych, a nie urody. Ale często byłam oceniana przez jej pryzmat" – dodała florecistka.
Gruchale nie pomogła aktywność w mediach. Nie tylko wystąpiła w rozbieranej sesji na łamach "CKM", ale także w "Tańcu z Gwiazdami". Przyznaje jednak, że było warto. Choć dziennikarze chcieli ją później medialnie rozszarpać, w jej kieszeni za jedną sesję zostało tyle co za brązowy medal.
"Musicie być chętne i grzeczne"
Problemy miała też Dorota Gardias. Dziennikarka telewizji TVN przyznała w wywiadzie, że dla niej uroda miała początkowo drugorzędne znaczenie. Żeby wyjechać z rodzinnego Tomaszowa Lubelskiego pracowała tańcząc w ludowym zespole. "Wiedziałam, że jeśli nie zarobię, utknę w Tomaszowie bez pracy i, jeśli nawet będę najpiękniejsza z całego miasteczka, to jakie czeka mnie życie?" – powiedziała.
Gardias przyznała, że uroda pomogła jej dopiero w starcie w telewizyjną karierę. I to jednak odbiło jej się czkawką. Kiedy jeszcze rozdawała "Zonki" w polsatowskim teleturnieju "Idź na całość", ludzie z miasteczka szeptali, że zrobiła karierę przez łóżko. "Szłam alejką, na ławkach siedzieli chłopcy i nagle zaczęli skandować: 'idź na całość, idź na całość'. Serce podeszło mi do gardła, a jeden z nich rzucił: 'ja wiem, jak dostałaś się do tego programu. D… dałaś, laluniu'. To był straszny policzek".
Gardias opisała też inną sytuację. "To było po wyborach Miss Polonia, miałam wtedy 19 lat. […] Mili panowie częstowali szampanem, proponowali, żebyśmy wybrali się na zakupy. Chciałyśmy z Martą uciekać. Potem przyszła prześliczna blondynka: 'Dziewczyny, nie wiecie, jakie macie szczęście, że trafiłyście na tych ludzi. Oni zapewnią Wam karierę, luksusowe życie'. Patrzyłyśmy zdziwione. Wyjaśniła: '[…] tak to się kręci. Mężczyźni sponsorują, od nich wszystko zależy, więc musicie być grzeczne, miłe i chętne'. Ryczałam jak bóbr".
Prezenterka przyznaje, że dziś z powodu urody nie ufają jej koleżanki z pracy. Ona sama z kolei nie ufa mężczyznom. Dlaczego więc stara się być wciąż atrakcyjna, nawet wychodząc ze śmieciami wyglądać ok? "Chcę zarobić jak najwięcej, spłacić kredyt, zabezpieczyć przyszłość". Dorota Gardias wie, że uroda nie będzie trwała wiecznie.
Atrakcyjna, znaczy że idiotka
Ciężko ma też inna piękna kobieta. Minister Joanna Mucha. Trzy miesiące temu po raz kolejny żądano jej odwołania. Oficjalnym powodem był niezamknięty dach na Stadionie Narodowym, ale wielu polityków po cichu przyznawało, że Mucha "to tylko wydmuszka". Poseł Dariusz Joński wprost kazał jej zająć się dzieckiem.
– Oczywiście, miała kilka wpadek, ale jej błędy są wyolbrzymiane. Inni ministrowie miewają o wiele poważniejsze wpadki – przekonywała w rozmowie z Michałem Wąsowskim feministka Anna Dryjańska. – Gdy została ministrą, ludzie pytali: jak to, kobieta ministrem sportu?! Od początku budziła niezdrowe emocje – dowodziła.
"Kobieta, jak wiadomo, z założenia nie jest zbyt mądra. A gdy jest atrakcyjna, jak wiadomo, zwykle jest głupia. A gdy jest bardzo atrakcyjna, to - jak wiadomo - jest kompletną idiotką" – podsumował ironicznie na swoim blogu Tomasz Lis.