
Startowała pierwszego dnia igrzysk. Odpadła w pierwszej walce. W Pekinie zrobiła wielką aferę, teraz milczała, choć w związku szermierczym jest jeszcze gorzej. – Po co mam krzyczeć? Przecież to walka z wiatrakami – mówi mi Sylwia Gruchała. Radzi też polskim kibicom, by wzięli przykład z Irlandczyków, mówi o swoim dzieciństwie, przyszłości i ... Quentinie Tarantino.
Wielu polskich sportowców, nawet tych z medalami, narzekało w Londynie na związek. Ty cztery lata temu zapoczątkowałaś aferę. Teraz byłaś cicho. To oznacza, że w Polskim Związku Szermierczym jest lepiej?
A skąd. Teraz jest inny prezes, są inne władze. Ale jest jeszcze gorzej. Wiesz, kiedy otrzymałyśmy odżywki? W kwietniu, po zakończeniu kwalifikacji do igrzysk. Przecież to jakaś abstrakcja. Dalej - w związku nie ma żadnego menedżera, który by pozyskiwał sponsorów. I takich sponsorów nie ma. Uważam też, że trener kadry nie powinien być tą najważniejszą postacią, kosztem trenera z klubu. To jest taka prosta zależność. Jest sponsor, są pieniądze, są lepiej opłacani trenerzy, lepiej przygotowują zawodnika, zawodnik osiąga lepsze wyniki, polski sport więcej znaczy na świecie. Proste.
Czemu o tym głośno nie mówisz?
Wtedy było przyzwolenie na picie. Teraz, po zmianach, na szczęście go nie ma. Ale ja przede wszystkim wtedy zarzuciłam trenerowi brak profesjonalizmu. To, że nas nie potrafił przygotować do igrzysk. Że właściwie nie wykonywał swego zawodu. I pod tym dzisiaj się podpisuję. Nie cofam tych słów.
Mówiłaś, że dziennikarze dzwonili non stop w trakcie tamtej afery. A gdy zdobywałaś medale na mistrzostwach, wygrywałaś turnieje, było dużo ciszej. Jak jest teraz?
Powiedziałaś w jednym z wywiadów, że sport to życie a showbiznes to żart. Rozwiniesz tę myśl?
Nie jest z tobą trochę tak, że im było ci trudniej w życiu, tym lepiej szło w sporcie?
Gdy wracam do korzeni, gdy myślę o tym, jakie miałam dzieciństwo i co zrobiłam ze swoim życiem, dochodzę do wniosku, że jednak osiągnęłam sukces. Dla siebie samej jestem zwycięzcą. To nie byłby dramat. Absolutnie nie. To byłby dramat, który się stał … może nie komedią, choć jest dobrze. Może nie wiem, takie "Życie jest piękne" Roberto Benigniego.
Podobał ci się też "Czarny łabędź". Szermierka ma coś z baletu?
Bo ja jestem kobietą pełną sprzeczności.

