FC Barcelona znów szuka ratunku i nowych dźwigni. I właśnie idzie do sądu się poskarżyć
Krzysztof Gaweł
14 stycznia 2023, 09:56·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 stycznia 2023, 09:56
Władze FC Barcelona zdecydowały się pozwać LaLiga do hiszpańskiego sądu. Dlaczego? Bo klub nie radzi sobie z wymogami finansowego fair play, które krępują jego rozrzutne życie. Zanosi się na to, że zimą klub nikogo nie pozyska, a przepisy – zdaniem jego szefów – "uniemożliwiają mu równą rywalizację" z rywalami. Kryzys finansowy nadal uwiera Katalończyków i pod tym względem niewiele się zmieniło.
Reklama.
Reklama.
FC Barcelona pozwała władze hiszpańskiej LaLiga do sądu powszechnego
Klub chce sprawiedliwości i zezwolenia na kolejne słynne dźwignie finansowe
Na razie sytuacja Barcy jest trudna, nie może nikogo pozyskać w styczniu
Latem 2022 roku nowe władze FC Barcelona zrobiły coś, co w świecie piłki dotąd nie miało miejsca. Prezydent Joan Laporta,chcąc ratować budżet klubu i pozyskać środki na wzmocnienia, zaczął wyprzedawać... przyszłe zyski klubu, który od lat jest wielką gospodarczą machiną i który niedawno przynosił ogromne zyski. I przy okazji żył ponad stan. Do tego stopnia, że długi Dumy Katalonii sięgnęły ponad 1 miliarda euro!
Okazało się, że aby posprzątać szatnię, kupić nowych zawodników i zbudować mocny zespół, który przyniesie trofea, potrzebna będzie gimnastyka w rachunkach. Tak w gabinetach prezesów klubu wymyślono tzw. dźwignie finansowe. Barca zaczęła wyprzedawać to, co mogła i zgarniać gotówkę. Zadłużony gigant dzięki czterem dźwigniom zyskał ok. 800 mln euro, z czego aż 155 mln zostało wydane na wzmocnienia.
Pozyskano Raphinhę, Roberta Lewandowskiego, Andreasa Christensena, Francka Kessie, Marcosa Alonso oraz Julesa Kounde. Później trzeba było wszystkich zarejestrować do gry, co długo nie udawało się w przypadku dwóch ostatnich. Wreszcie Barca oddała kilku graczy, m.in. Pierre-Emericka Aubameyanga do Chelsea Londyn oraz Miralema Pjanicia, który odszedł za darmo. Budżet z trudem spięto, ale sprytnym zabiegom klubu tamę dał szef LaLiga.
Joan Laporta i władze FC Barcelona od połowy sierpnia nie mogli już liczyć na kolejne finansowe dźwignie, dzięki którym do budżetu Dumy Katalonii płynęły setki milionów euro jeszcze przed sezonem. Władze LaLiga kategorycznie zakazały takich praktyk, a za wszystkim stał Javier Tebas, szef rozgrywek. To on trzyma w ryzach wydatki najlepszych klubów w Hiszpanii, narzuca ostre kryteria finansowe i to on zakazał słynnych dźwigni.
I tak FC Barcelona na początku 2023 roku została na lodzie, bo budżet nadal trzeszczy w szwach, a klub nie może kupować (a przy okazji wciąż nie pozbywa się niechcianych piłkarzy). Co wymyślili szefowie Blaugrany? Pozwali do sądu powszechnego władze rozgrywek, bo ich zdaniem klub "nie może na równych prawach rywalizować z innymi drużynami w Hiszpanii". Teraz to sąd oceni, czy drakońskie limity są zgodne z prawem.
Problemy są na tyle duże, że FC Barcelona nie może od początku roku zarejestrować Gaviego do gry, nie może przedłużyć umowy Alejandro Balde i nie może kupować. A potrzeby nadal są duże, przecież trwa wyścig o mistrzostwo Hiszpanii. Co ciekawe, z limitami narzucanymi przez LaLiga nie godzą się też Real Madryt i Athletic Bilbao, kluby skarżą się, że przez Javiera Tebasa nie mogą na równi rywalizować z ekipami w Europie.
- Złożyliśmy skargę do sądu handlowego w Barcelonie, ponieważ uważamy, że naruszane jest nasze prawo do równej rywalizacji z innymi drużynami w Hiszpanii. Chodzi o prawa, które dotyczą finansowego fair play, a które mają inne drużyny LaLiga, a my nie. Będziemy walczyć o swoje do końca, a robimy to po to, by zbudować jeszcze lepszy skład – tłumaczył dziennikarzom decyzję klubu Rafael Yuste, wiceprezydent Dumy Katalonii.
On i jego współpracownicy liczą na przychylność sądu i korzystną decyzję, która pozwoli na zaciąganie kolejnych zobowiązań. Drużyna odpadła z Ligi Mistrzów, przez co pojawiła się dziura w finansach i teraz trzeba ją jakoś zasypać. Szacuje się, że Barca przeliczyła się o jakieś 60 mln euro, więc klub nadal balansuje na krawędzi, a definitywne pożegnanie z kryzysem dopiero przed Katalończykami.
"Zarząd FC Barcelona uchwalił budżet na sezon 2022/2023, który zawiera przychody operacyjne w wysokości 1,225 mld euro. Prognoza zysku wynosi 274 mln euro. Na koniec poprzedniego sezonu zarząd zamknął rok finansowy ze stratą wynoszącą 1,017 mld euro i zyskiem w wysokości 98 mln euro" – ogłosił jesienią kataloński klub. Co to oznacza? Że Barca redukuje zadłużenie, ale powoli. A przecież na transfery wydano ok. 155 mln euro.
I wciąż w planach są kolejne dźwignie, wydatki i szaleństwa. Zostaje jedno pytanie: jak długo będzie się udawać FC Barcelonie takie życie ponad stan? Tego na razie nie wie chyba nikt.