Czy zdarzyło ci się wejść drugi raz do tej samej rzeki, wracając do ex? A może robiłaś to więcej niż raz? Każdy z nas choć raz sam doświadczył albo obserwował związek, w którym rozstania nigdy definitywnie nie kończyły relacji. Para męczyła się ze sobą, ale też cierpiała bez siebie, a czasem to jedna strona, nie mogła się zdecydować, czego chce. Niedefinitywne zerwanie można nazwać mikroporzuceniem - czasem partnerzy robią to specjalnie, by przejąć kontrolę nad drugą połówką. To okrutna forma manipulacji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mikroporzucenie to rodzaj rozstania, po którym partnerzy i tak do siebie wracają
Może to być obopólna decyzja dwojga osób, które wpadły w błędne koło relacji
Mikroporzucenie to też toksyczna zagrywka, którą stosują narcyzi - zerwanie to kara i czas, by ich ofiara "zmiękła" i ponownie oddała im kontrolę nad sobą
Mikroporzucenie można porównać do "silent treatment" czy "love bombingu", czyli innych technik manipulacji
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki?
Wiecie, że większość z nas używa tego powiedzenia w złym znaczeniu? Autorem powiedzenia jest Heraklit, który wypowiadając te słowa, miał na myśli, że woda w rzece, do której weszliśmy po raz pierwszy, dawno odpłynęła, a woda, do której wejdziemy po raz drugi, jest już inną wodą. Puentą jest więc raczej: nie ma powrotu do przeszłości, nawet przy wykonywaniu tych samych co kiedyś działań.
Tak powinno być także z powrotem do związku, który już znamy, ale nie działa tak jak wcześniej. I chociaż powstało mnóstwo poradników na temat tego, by nie wracać do ex, powrót nie zawsze jest zły - w końcu wszyscy popełniają błędy. Problem pojawia się, gdy waszą relację można opisać jako "rozstania i powroty". Ciągłe zrywanie i wracanie do siebie po rozstaniu można w pewnych przypadkach określić mianem mikroporzucenia. To technika manipulacji.
Jak ją rozpoznać? W waszym związku pojawiają się problemy, dochodzi do eskalacji konfliktu, jedna ze stron proponuje: "w takim razie się rozstańmy". I w tym momencie czujesz, że tracisz grunt pod nogami, bo wolałabyś jednak usłyszeć "lepiej to naprawmy". Rozstanie, które kończy się "mikroporzuceniem" inicjuje jedna strona, nie jest to decyzja ani obopólna, ani przemyślana, wygląda raczej jak efekt chwili, afekt. Ale to, że wygląda tak dla strony porzuconej, nie oznacza, że istotnie tak jest.
Tego typu "zerwanie" dla osoby, która podejmuje decyzje, może być bardzo przemyślaną taktyką, która niewiele ma wspólnego z realnym rozstaniem! Chodzi o swego rodzaju przeczekanie partnera, pozostawienie mu czasu, by zmiękł, zatęsknił, by potem wspaniałomyślnie do niego powrócić. Można powiedzieć, że to technika manipulacji stosowana przez narcyzów, co nie oznacza, że osoby bez podobnego zaburzenia nie stosują jej jako metody szantażu w związku. Czemu jednak mikroporzucenia są kojarzone z narcyzmem?
Mikroporzucenie, czyli szantaż "poczekaj, a zmądrzejesz"
Mikroporzucenie jest techniką manipulacji podobnie jak love bombing czy karanie ciszą (obydwa terminy wyjaśnialiśmy już w naTemat.pl tutaj). Stosują ją narcyzi (ale nie tylko) ze względu na to, że ci nie potrafią zawiązywać głębokich relacji, umieją jedynie sprawiać jej pozory. Nie są w stanie przywiązać kogoś do siebie poprzez zbliżenie się do niego, a poprzez uzależnienie go od siebie. Mikroporzucenie to "świetny" sposób, by wywołać w partnerze dysonans poznawczy.
W trakcie konfliktu decydują więc o rozstaniu, porzucając swojego partnera bez uprzedzenia. Dają mu w ten sposób czas na "przemyślenie swojej decyzji". Manipulują sytuacją tak, by zerwanie wyjaśnić jego zachowaniem, nawet jeśli ten nie zrobił obiektywnie nic złego. Jednak nie zgodził się z wizją narcyza, postawił mu się lub pokazał, że nie jest już łatwym celem do manipulowania.
Narcyz czując, że traci nad swoją ofiarą kontrolę, wysuwa ostateczne działo, by ją przywrócić. "Chwilowe zerwanie" jest właściwie formą karania ciszą. Narcyz "znika" z naszego życia w teorii. Przestaje się odzywać, pisać, SMS-ować całkowicie lub staje się bardzo chłodny, wcześniej ogłaszając zerwanie lub komunikując chęć rozstania, jednak pozostawiając nas w niepewności, co do faktycznego statusu naszej relacji.
Strona porzucona jest zszokowana, często towarzyszy jej nie tylko smutek, ale wręcz rozpacz. Zaczyna zastanawiać się, co zrobiła źle, że konflikt czy nieporozumienie skończyło się tak drastycznie. Szuka winy w sobie, o co dokładnie chodziło narcyzowi. Gdy wystarczająco zmięknie, pojawia się narcyz, który zmieni narrację sytuacji.
Podkreśli, że rozstanie było wywołane winami drugiej strony i wraca z nadzieją, że ta poprawiła swoje zachowanie. Ofiara narcyza powodowana tęsknotą i szokiem po rozstaniu, łatwo okaże mu uległość. W ten sposób para znowu do siebie wróci i rozpocznie się złoty okres. Aż do kolejnego rozstania. Albo mikrorozstania.
Mikrorozstania - kocham cię i nienawidzę
Mikroporzucenia można także rozumieć jako ciągłe rozstania i powroty, które nie tyle są techniką manipulacji, co sposobem nieradzenia sobie z relacją z obydwu stron. Często kolokwializuje się ich znaczenie, mówiąc o relacji z włoskim temperamentem. Realnie, jeśli ciągle do siebie wracacie i rozstajecie się, powinniście przemyśleć, dlaczego tak się dzieje? Psychologowie podsuwają kilka tropów.
Trzymacie się nadziei - obydwoje lub jedno z was decyduje się na powrót w nadziei na zmianę - zmianę charakteru relacji lub zmianę, która ma dokonać się w partnerze. Nie można jednak oczekiwać nowych rezultatów, podejmując ciągle te same decyzje. Nie zmienimy partnera, jeśli ten nie ma w sobie wewnętrznej motywacji do zmiany.
Boicie się samotności i blokujecie na nową relację - może to nie wielkie uczucie motywuje was do powrotu, a fakt strachu przed samotnością? Nie dajecie sobie czasu na żałobę po związku, nie dochodzicie nawet do fazy spotkań z innymi, bo nie wierzycie w to, że po rozstaniu uda wam się kogoś znaleźć. Tęsknota myli się z desperacją.
Nie pracujecie nad sobą - rozstanie stało się dla was chwilowym wentylem bezpieczeństwa. Gdy problemy się nawarstwiają, a konflikt eskaluje, któreś z was naciska guzik z napisem "rozstanie" - po nim tygodnie, miesiące, a czasem zaledwie kilka dni panuje cisza, chwilowe zawieszenie broni lub rozpacz.
Później wracacie do siebie, a tęsknota zastępowana jest euforią, namiętnością, seksem na zgodę. Problem w tym, że nie zmieniacie nic w swojej relacji i sytuacja wraca. Wpadacie w błędne koło, a mikrorozstania stają się sposobem na związek.
Jedno przywiązuje, drugie trwa - jednym z powodów relacji typu „jo-jo” jest zablokowanie w błędnym kole relacji. Być może w waszym związku jedno z was jest osobą kontrolującą, a drugie trwa przy nim z potrzeby uwagi, akceptacji lub przywiązania do seksu. Bardzo trudno jest się tego związku uwolnić - kiedy jedna strona odchodzi, odczuwa pustkę, której nie potrafi niczym wypełnić, ponieważ jest od tego typu relacji uzależniony.