Nocne przesłuchania, groźby, zastraszanie, pozbawienie kontaktu z rodziną - tak, według anestezjolożki z Suwałk, wyglądały metody Centralnego Biura Antykorupcyjnego w sprawie doktora Mirosława G.
„Gazeta Wyborcza” porównuje dziś słowa sędziego Igora Tulei o „stalinowskich metodach”, jakie rzekomo stosowało Centralne Biuro Antykorupcyjne przy okazji sprawy doktora Mirosława G., z faktami, które zawarte są w sądowych aktach. Porównanie to nie wypada korzystnie dla CBA.
Okazuje się na przykład, że jedną z podejrzanych, lekarkę z Suwałk, funkcjonariusze zatrzymali, gdy reanimowała pacjentkę, a przyznała się do winy po nocnych przesłuchaniach, w trakcie których grożono jej długoletnim więzieniem.
Wszystko zaczęło się od tego, że w grudniu 2006 roku dr G. wszczepił ojcu lekarki by-passy. Wcześniej nie chciała go przyjąć żadna klinika. "Chciałam kupić kwiaty, ale dla mężczyzny nie jest to dobra forma podziękowania. Kupiłam pudełko na cygara i zostawiłam w pokoju dr. G. On nawet nie zwrócił na to uwagę” – czytamy w zeznaniach anestezjolożki.
Właśnie za pudełko na cygara prokurator postawił jej zarzut wręczenia korzyści majątkowej. Pierwsze przesłuchanie zakończyło się o pierwszej w nocy. Jak zeznała przed sądem, powiedziała to, czego od niej oczekiwano. Już na starcie powiedziano, że może na osiem lat wylądować w więzieniu, co odebrała jako groźbę. Przesłuchiwano ją podwójnie, w prokuraturze i CBA, co z kolei jej zdaniem miało służyć zmęczeniu i wystraszeniu.
Czytaj także: Sąd nad IV RP. "Nocne przesłuchania, zatrzymania, stalinowskie metody"
„W trakcie przesłuchania przez prokuratora kilkakrotnie byłam proszona, naciskana, że dałam to pudełko, aby ojciec miał lepszą opiekę u oskarżonego [czyli dr. G.]” – wspominała.
Jestem anestezjologiem. Zostałam zatrzymana podczas swojego dyżuru w szpitalu. Agenci CBA weszli na blok operacyjny, tak jak stali. Panowie z CBA (były trzy osoby) nie mogli zrozumieć, że nie mogę od razu wyjść. Miałam pacjentów, którzy byli podłączeni do respiratorów. W chwili zatrzymania przyjmowałam pacjentkę, była reanimacja. Odmówiłam wyjścia, bo byłam jedynym anestezjologiem w szpitalu. Dwie, trzy godziny szukałam kogoś na zastępstwo. Agenci CBA chodzili za mną krok w krok. CZYTAJ WIĘCEJ