nt_logo

Chcę osobny serial z Dorocińskim - nawet bez wikingów. W 2. sezonie "Walhalli" kradnie każdą scenę

Bartosz Godziński

18 stycznia 2023, 14:57 · 4 minuty czytania
O tym, że Marcin Dorociński zagrał w 2. sezonie "Wikingowie: Walhalla" wiedzą wszyscy miłośnicy seriali, a przynajmniej ci rodzimi. Aktor pojawia się zaledwie w kilku scenach, ale jak już go zobaczymy, to zdecydowanie rządzi na tle innych aktorów - w przenośni i dosłownie.


Chcę osobny serial z Dorocińskim - nawet bez wikingów. W 2. sezonie "Walhalli" kradnie każdą scenę

Bartosz Godziński
18 stycznia 2023, 14:57 • 1 minuta czytania
O tym, że Marcin Dorociński zagrał w 2. sezonie "Wikingowie: Walhalla" wiedzą wszyscy miłośnicy seriali, a przynajmniej ci rodzimi. Aktor pojawia się zaledwie w kilku scenach, ale jak już go zobaczymy, to zdecydowanie rządzi na tle innych aktorów - w przenośni i dosłownie.
Marcin Dorociński zagrał Jarosława I Mądrego. Fot. "Wikingowie: Walhalla" / Netflix
  • "Wikingowie: Walhalla" to spin-off, a właściwie sequel "Wikingów". Dzieje się ponad 100 lat po wydarzeniach z kultowego serialu.
  • 2. sezon możemy oglądać na Netfliksie od 12 stycznia. Liczy łącznie 8 odcinków.
  • Marcin Dorociński wcielił się w postać Jarosława Mądrego, księcia Rusi Kijowskiej, który zasługuje na oddzielny serial.

"Wikingowie" 10 lat temu rozpoczęli niegasnącą modę na opowieści o legendarnych wojownikach. Widać to nie tylko po fryzurach facetów, którzy chcieliby być jak Ragnar Lodbrok, ale i po liczbie seriali. W ostatnich latach powstały takie produkcje "Norsemen", "Upadek królestwa" czy anime "Vinland Saga".

Żadna jednak nie prześcignęła popularnością niepozornego serialu kanału History. Zresztą on sam stał się ofiarą swojego sukcesu i jego ostatnie sezony (łącznie nakręcono ich sześć) już nie były tak dobre, a wręcz męczyły widza. "Walhalla" miało być więc nowym otwarciem znanej marki i choć turbofani "Wikingów" przyjęli sequel z otwartymi ramionami, to jednak nie jest to samo.

"Wikingowie: Walhalla" w drugim sezonie dalej nie porywają. To tania telenowela kostiumowa.

"Od śmierci Ragnara Lodbroka minęło ponad sto lat, a wikińskie ludy jak nigdy przedtem kłócą się o to, kto ma rację. Poganie czy chrześcijanie. Wszystko w imię wiary. Mimo waśni wikingowie stają jednak ramię w ramię, by pokonać wspólnego wroga, jakim są Anglicy. Nowy serial "Wikingowie: Walhalla" stara się dorównać oryginałowi, ale w konfrontacji z przodkiem ginie za jednym ciosem" - pisała w recenzji pierwszego sezonu Zuzanna Tomaszewicz.

Drugi sezon cierpi na te same bolączki, co poprzedni. Przede wszystkim brakuje mi "mięcha" - nie chodzi tylko o spektakularne, krwawe boje (dobra, o to też mi chodzi, wszak to rzekomo serial o wikingach!), ale o wyrazistych bohaterów i ich awanturnicze przygody.

Wszystkie postacie zlewają mi się w jedną bezkształtną masę. Snują się po ekranie i więcej gadają, niż machają mieczem. To też oczywiście nie byłoby wadą, gdyby dialogi miały w sobie odrobinę werwy i polotu.

Do tego całość wygląda tanio i tandetnie. Produkcja History, czyli stacji, która totalnie nie kojarzy się z takimi dobrymi serialami, była spektakularna i nawet porównywana do "Gry o tron".

"Walhalla" tymczasem coraz bardziej zbliża się do "Korony królów", a przecież nakręcił ją sam Netflix. Nie ma już takiego rozmachu i brudnego klimatu (ratują ją jedynie scenografia i kostiumy - to chyba nigdy się nie znudzi).

Wszystko przypomina zwyczajny serial kostiumowy: począwszy od śnieżnobiałych zębów i fryzurach wprost od barbera, przez historyczne absurdy i słabe efekty CGI, a skończywszy na telenowelowych dylematach, aspiracjach i problemach bohaterów, które wydają się aż nadto współczesne.

Nie będę spoilerował, ale każdy, kto już widział serial, z pewnością dostrzegł, że niektóre wątki są za mało "wikingowe".

2. sezon "Walhalli" warto obejrzeć tylko dla Marcina Dorocińskiego. Kiedy się pojawia?

Od zaśnięcia w czasie serialu ratowała mnie tylko wizja pojawienia się Marcina Dorocińskiego. I aktor nie zawiódł, dowiózł rolę, która wyróżnia się na tle pozostałych. Rzecz jasna jak większość Polaków w zagranicznych produkcjach mówi po angielsku z rosyjskim akcentem, ale akurat w tym wypadku tak musiało być - wszak wciela się w księcia Rusi Kijowskiej (średniowieczne państwo położone na terenach dzisiejszej Białorusi, Ukrainy i części Rosji).

W czasie pierwszych występów w drugim odcinku (w 7. i 13. minucie) widzimy, że budzi respekt i wszyscy przy nim trzęsą portkami, nawet wikingowie, którzy przybyli prosić go o schronienie i pomoc. Gości ich czym chata bogata, a charyzmą czaruje nie tylko zgromadzonych na uczcie, ale i widzów. W trzecim odcinku (zaczynając od 24 minuty) znów się pojawia, tym razem w bardziej humorystycznym tonie.

Żegna Haralda Sigurdssona (zwanego potem Srogim i "ostatnim wikingiem") i jego załogę, a także mówi pod nosem: "Książę, handlarz niewolników, ślepy Pieczyng, uczona, dwóch oszustów i arystokrata, wszyscy w łodzi na saniach. Co może pójść nie tak?". Jest to zarówno ironiczne, jak i dobrze podsumowujące drugi sezon "Walhalli".

Później jeszcze na chwilę pojawia się w szóstym odcinku w okolicach 26 minuty i pozostawia nas z wielkim niedosytem.

Spin-off "Wikngów" z Jarosławem I Mądrym to by było coś!

Jarosław I Mądry występuje w serialu jako wujek Haralda i jego przyrodniego brata Olafa (w jego żyłach naprawdę płynęła krew wikingów), ale ta postać historyczna ma o wiele ciekawszy i barwniejszy życiorys. Po śmierci ojca Włodzimierza Wielkiego walczył o władzę ze swoim bratem Świętopełkiem, który wcześniej zamordował trzech innych braci. Jarosław się nie dał i przegonił Świętopełka do Polski, którą rządził wtedy jego zięć, Bolesław Chrobry.

Jarosław  na przełomie 1016 i 1017 roku zasiadł na tronie w Kijowie, ale niedługo cieszył się władzą. Świętopełk razem z Bolesławem Chrobrym przybył wkrótce z posiłkami i przejął panowanie. Tym razem to Jarosław musiał uciekać - do Nowogrodu, ale chwilę później nastąpił kolejny zwrot akcji. W 1019 r. ostatecznie pokonał starszego brata w bitwie nad Altą. Ten zginął w czasie ucieczki w nieznanych okolicznościach.

Jarosław wygrał walkę o sukcesję (jak widać była bardziej hardcorowa niż w słynnym serialu HBO), a za jego panowania Ruś stała się potęgą i dalej się rozrastała. Toczył boje m.in. z Bizancjum, Litwą, ale i z Polską.

Jednak kiedy trzeba było porachować kości poganom, wspomógł Kazimierza Odnowiciela. Utrzymywał też dobre relacje ze Skandynawią, a ich urywek mogliśmy zobaczyć właśnie w drugim sezonie serialu.

Był też sprytnym politykiem i świetnym gospodarzem: miał kilka córek, które wydał za mąż za monarchów z Francji, Węgier i Norwegi (siostra Jarosława, Maria Dobroniega, wyszła za Kazimierza Odnowiciela), z Kijowa uczynił metropolię, w jego czasach m.in. wybudowano tam sobór Sofijski z m.in. mozaikami i freskami, który jest teraz muzeum na liście UNESCO, a także powstał zbiór staroruskich i starosłowiańskich praw zwyczajowych oraz bizantyńskiego prawodawstwa, zwany Prawda Ruska.

Po jego śmierci (spoczął w grobowcu we wspomnianym soborze) w 1054 r. Ruś zaczęła się rozpadać. Do dzisiaj jest uznawany za jednego z najlepszych władców (stąd przydomek) - jego podobizna znalazła się na banknotach w Ukrainie i Rosji, co jest dość niecodziennym zjawiskiem.

Marcin Dorociński z pewnością udźwignąłby ciężar legendy i choć wolałbym serial z polskim księciem w klimacie "Wikingów", to spin-offem z Jarosławem I Mądrym w jego wykonaniu też bym nie pogardził. I podpisałbym każdą petycję, jaka by powstała w tym zakresie. Może w 3. sezonie będzie go więcej, ale to wciąż będzie o wiele za mało.