Psychologowie twierdzą, że odpowiedzialność za rodziców mamy wdrukowaną, zapisaną w genach, niezbywalną. I dobrze, bo to nasze naturalne stado. Problemy zaczynają się, gdy starając się pomagać rodzicom za wszelką cenę, rezygnujemy ze swoich obowiązków, miłości, pasji. Jak wyznaczyć granicę między odpowiedzialnością za nich a własnym życiem?
R. jest już w takim wieku, że niebawem chce zakładać rodzinę. Jego tata dwa lata temu stracił pracę. Od tego czasu nie napisał nawet CV. R. dzwoni do taty, rozmawia z nim, prosi, żeby poszukał pracy, podrzuca pomysły, pyta znajomych. Czasem przyjeżdża i stara się pracować z tatą. Bez skutku. Nie pomagają też interwencje mamy i siostry. R. ma wyrzuty sumienia. Gdyby zrezygnował ze spotkań z dziewczyną albo pracy naukowej po godzinach, pewnie mógłby jeździć do taty częściej i przymusić go do poszukiwań.
Rodzice J. nie dogadują się już od dłuższego czasu. Ciągle mówią, że powinni się rozejść, ale na drodze stają kolejne rzeczy: choroba ojca, trudności ekonomiczne. Nie ma dnia bez kłótni między nimi. J. ma 30 lat i mieszka z rodzicami. Tłumaczy, że pełni rolę mediatora, interweniuje w kłótniach, a dodatkowo jest buforem finansowym dla rodziców.
M. ma już własne dorosłe dzieci. Sama jest jedynaczką. Jej ojciec zmarł nagle kilka lat temu. M. uważa, że nie zdążyła powiedzieć mu wielu rzeczy, wielu zrobić. Dlatego dziś jest na każde zawołanie matki, starszej już pani. Widzi się z nią kilka razy w tygodniu, załatwia za nią sprawy urzędowe, pomaga utrzymywać. Dzieci M. przyznają, że babka czasem wykorzystuje to zaangażowanie.
Granica
Podobne historie może o swoich relacjach z rodzicami opowiedzieć pewnie każde dorosłe dziecko. Z jednej strony większość czuje bowiem za los rodziców odpowiedzialność. Z drugiej ciężko jest wyczuć, kiedy pomoc oznacza rezygnację ze swojego życia. Jak w historii T. i jego siostry, którzy znajdują się na dwóch biegunach zaangażowania w rodzinne historie:
– Jestem bardzo związany z rodzicami, spotykamy się przynajmniej raz w tygodniu, czasem częściej. Rozmawiamy przynajmniej kilka razy. Ja pomagam im, oni mi. Po drugiej stronie jest moja siostra, która prawie zupełnie się odcięła. Kiedy się na nią wkurzam, tłumaczy, że ma trójkę dzieci, swoje problemy, że gdyby jeszcze zaczęła zajmować się rodzicami, kompletnie by zwariowała – mówi.
Gdzie jest granica między odpowiedzialnością a rezygnowaniem z siebie?
Opiekuńczy gen
– Polacy mają wdrukowaną odpowiedzialność za członków rodziny. Nie potrafimy się odciąć – zdiagnozowała w rozmowie z Martą Pawłowską psycholog Olga Świderska. Potwierdza to terapeutka rodzinna, Ewa Krupińska.
– Człowiek jest zwierzęciem stadnym, a my o tym my zapominamy. Dziś stado buduje się w celu zrealizowania projektu, potem ono się rozpada. Jeśli czujemy zobowiązania wobec rodziny, to bardzo zdrowy odruch, jest on uwarunkowany biologicznie – mówi. – Człowiek jest bodaj jedynym gatunkiem, u którego rodzice na starość przechodzą pod opiekę dzieci. Taka relacja szczególnie często zachodzi między matkami a córkami. Te pierwsze żyją dłużej, te drugie są po prostu bardziej opiekuńcze.
Terapeutka dodaje, że choć czasem patrzymy na te relacje jak na ciężar, to jeśli są one zdrowe, jest zupełnie odwrotnie. – Silne więzi rodzinne bardzo wpływają na nasze zadowolenie z życia. Proszę zwrócić uwagę, że mimo wszystkiego, co się dzieje dookoła, jego poziom jest niezwykle wysoki – przekonuje.
Alimenty dla ojca
Jak zadbać o takie relacje? To zdaniem terapeutki jest już bardziej skomplikowana sprawa. Największy problem polega na tym, by wyłapać, kiedy zaangażowanie zaczyna wpływać negatywnie na nasze życie.
Chińskie prawo
Z problemem opieki nad rodzicami zaczynają zmagać się Chińczycy. Po ujawnieniu przypadków, kiedy dorosłe dzieci porzucały potrzebujących rodziców uchwalili prawo, które nakazuje odwiedzać starzejących się ojca i matkę. Jeśli dziecko nie dotrzyma obowiązków, rodzice mogą je pozwać.
– Granicę faktycznie nie jest łatwo wyznaczyć. Można to przecież rozpatrywać na wielu różnych płaszczyznach. Granicę troski o rodziców w czasie wyznacza śmierć. A w zachowaniach? Tu trzeba polegać na swojej empatii – uważa. – Jasne jest, że jeśli rodzice nie są w stanie umyć okien, albo przeżyć z emerytury od pierwszego do pierwszego, trzeba pomóc. Nawet w prawie jest to zapisane, sąd może wyznaczyć alimenty.
Im jednak przypadek jest mniej jaskrawy, tym trudniej. Czy R. powinien zrezygnować z pracy naukowej, by za wszelką cenę znaleźć ojcu pracę? Czy J. powinien się wyprowadzić, a M. rzadziej odwiedzać matkę? Czy T. powinien przymusić siostrę do częstszych spotkań z rodzicami?
– Każdy oczywiście musi zdecydować indywidualnie analizując potrzeby, sytuację. Ale generalnie niepokojącym sygnałem jest to, kiedy w imię pomocy rodzicom zaczynamy rezygnować z więzi z innymi ludźmi – mówi Ewa Krupińska. – Jeżeli rodzice mówią: zajmuj się nami, a nie swoją nową kobietą, bo przecież po to nas wychowali, to jest już wykorzystywanie.