W wagonie metra leży czarna torba. Wokół nikogo nie ma. Kobieta wchodzi do wagonu, odruchowo siada obok. Po chwili zauważa torbę, rozgląda się niepewnie. Czy informuje maszynistę o potencjalnym zagrożeniu? Nie. Przesiada się kilka miejsc dalej.
– Miałam wypadek. Leżałam na ziemi z krwawiącą nogą, przygnieciona przez mój skuter. Podszedł do mnie jakiś chłopak i zamiast mi pomóc, powiedział coś w stylu: “Fajny skuter, jaki to model?”. Nie odpowiedziałam, a on poszedł dalej – opowiada Olga.
Znieczulica
Historia Olgi nie skończyła się źle, ostatecznie znaleźli się ludzie, którzy jej pomogli. Media od lat donoszą jednak o przypadkach pobić, kradzieży czy morderstw, którym można było zapobiec, jednak “nikt nie zareagował”. Na ogół za komentarz służy slogan o “społecznej znieczulicy”, który sami chętni podchwytujemy, kiwając z troską głową i powtarzając “co za czasy”. Czy jednak można być pewnym, że na miejscu świadków jakiegoś przestępstwa zachowalibyśmy się inaczej?
– Tu nawet nie chodzi o obojętność – mówi Ewa Chalimoniuk, psychoterapeutka z Laboratorium Psychoedukacji. – Ludzie często mają świadomość, że powinni jakoś zareagować, ale ostatecznie uznają, że w danym momencie jest coś ważniejszego, co ich przed pomocą powstrzymuje – spieszą się do pracy, rodziny, na spotkanie. W ten sposób racjonalizują swoją decyzję – tłumaczy Chalimoniuk.
W redakcji naTemat postanowiliśmy przeprowadzić mały eksperyment, aby sprawdzić, jak ludzie reagują na sytuacje, które zaburzają w jakiś sposób codzienną rutynę i wymagają od nich nieco wysiłku i wzięcia na siebie odpowiedzialności. Nie chodziło nam o rzeczy wielkie, trudne ani niebezpieczne. Chcieliśmy jedynie zobaczyć, czy w codziennym pędzie potrafimy jeszcze choć na chwilę wyrwać się z naszego prywatnego “kokonu” i pomyśleć o innych ludziach.
Eksperyment
W ramach naszego eksperymentu zrobiliśmy tylko dwie proste rzeczy: “gubiliśmy” na schodach metra czapkę i zostawialiśmy w wagonie metra “bezpańską” torbę, a następnie obserwowaliśmy reakcje ludzi. Czy schylą się po czapkę, aby położyć ją w widocznym miejscu? Czy zaniepokoi ich czarna torba porzucona w metrze?
Była godzina 12, krańcowa stacja metra – Kabaty. O tej porze ruch jest spory, ale w niczym nie przypomina porannego szczytu, kiedy przez metro przewalają się tłumy jadących do pracy. Większość podróżnych to emeryci i młodzi ludzie, którzy niespiesznie idą w stronę pobliskiego supermarketu, lub z niego wracają. Przy pierwszej próbie czapkę ominęło 10 osób, przy drugiej 17, później 14. Niektórzy schylają się, przyglądają i idą dalej. Większość omija przedmiot szerokim łukiem. Z pewnością go dostrzegają.
Starsza pani, jedna z tych przechodniów, którzy podnieśli czapkę i położyli w widocznym miejscu, zapytana tłumaczy: – Ludzie nie reagują, bo ich nikt nie wychował – mówi. A czemu ona podniosła? – Bo ja, proszę pana, to mam komunistyczne wychowanie – odpowiada.
Choć odpowiedź staruszki może śmieszyć, prof. Krzysztof Wielecki, socjolog z UW, twierdzi, że coś jest na rzeczy: – Przez ostatnie 20 lat stało się coś niepokojącego. Modernizacja i transformacja bardzo zmieniły nasz system wartości. Staliśmy się indywidualistami nastawionymi na własny sukces – ocenia profesor. Choć przyznaje, że zawodowe osiągnięcia czy materialna pomyślność nie są złe same w sobie, wyraźnie podkreśla, że okres transformacji ma także swoje cienie w postaci poważnych mentalnych i społecznych skutków.
Transformacja
– Politycy, dziennikarze oraz wielu naukowców mówiło nam, że “trzeba się dorobić” i “wziąć los w swoje ręce”. Bohaterem masowej wyobraźni stała się postać biznesmena, natomiast już np. nauczyciele i lekarze, pracujący w budżetówce, wraz z innymi zostali wrzuceni do worka z napisem “homo sovieticus” – twierdzi Wielecki. Jego zdaniem zbyt duży nacisk na indywidualny sukces finansowy sprawił, że w ciągu ostatnich 20 lat nastąpiło “sprywatyzowanie życiowej perspektywy” Polaków.
– Badania potwierdzają, że jesteśmy nieufni wobec innych i spodziewamy się po nich najgorszego. Skutki takiego stanu są widoczne nawet w sferze ekonomii. Bardziej wspólnotowe społeczeństwa charakteryzuje np. większa wydajność pracy – tłumaczy socjolog.
Torba
Wróćmy jednak do naszego eksperymentu. Jego druga część polegała na pozostawieniu w wagonie metra torby. Jak na “bezpański” przedmiot, mogący potencjalnie być bombą reagowali pasażerowie? Jedna z kobiet usiadła obok, jednak wyraźnie zaniepokojona po chwili przeniosła się kilka miejsc dalej.
Torba nadal leżała samotnie na fotelu. Później przychodzili kolejni pasażerowie – siadali, wstawali, dziwili się, ale dopiero po przejechaniu 12 stacji ktoś się nią zainteresował. Nie przyciągnęła nawet uwagi kontrolera biletów. Czy to nie dziwne, że samotnie leżąca torba przez nikogo nie została uznana za potencjalnie zagrożenie?
– W tłumie rozmywa się odpowiedzialność. Jesteśmy wtedy przekonani, że kłopotliwą sprawą zajmie się ktoś inny. Nikt nie chce być tym pierwszym, który się wyrwie przed szereg. Unieważniamy więc pierwszy impuls, który mówi nam: “reaguj!” – tłumaczy Ewa Chalimoniuk.
Zobacz też:Po prowokacji Sekielskiego: "Facet siedzi z atrapą bomby na konfie, chodzi po całym Sejmie"
Dr Grzegorz Makowski, socjolog z ISNS UW, także mówi o rozmyciu odpowiedzialności. Dodaje, że pewną rolę odgrywa też brak treningu obywatelskiego: – Nie mamy odruchu troski o dobro wspólne. Nie umiemy się mobilizować, mamy też wstręt do współpracy z władzą – ocenia Makowski. Jego zdaniem granice między taką współpracą a donosicielstwem są w opinii Polaków bardzo płynne.
O czym świadczy wynik naszego “happeningu”? Oczywistym jest, że na jego podstawie nie można wysnuwać daleko idących wniosków, bo była to tylko niewinna dziennikarska obserwacja. Wynik eksperymentu daje jednak do myślenia, pokazując, jak mało zauważamy dookoła siebie, jak bardzo skupieni jesteśmy na naszych własnych problemach.
Wyścig szczurów
– To jest j***ny wyścig szczurów, zwłaszcza rano – powiedział zagadnięty przez nas gazeciarz, rozdający przy wyjściu z metra egzemplarze jednego z darmowych dzienników. – Czasem tylko ktoś powie “dzień dobry” czy “dziękuję”. Czasem młoda dziewczyna się uśmiechnie – mówił o mijających go przechodniach, którym wręcza gazety. Mniej więcej połowa bierze.
– A jak kiedyś stałem przy Wierzbnie, tam przy tramwajach, niedaleko tych biurowców wszystkich na Domaniewskiej, to tak stać musiałem – pokazuje zapierając się mocno na schodach. – Bo by mnie przewrócili, stratowali. Taki pęd. Nic nie widzą.
W tłumie rozmywa się odpowiedzialność. Jesteśmy wtedy przekonani, że kłopotliwą sprawą zajmie się ktoś inny. Nikt nie chce być tym pierwszym, który się wyrwie przed szereg. Unieważniamy więc pierwszy impuls, który mówi nam: “reaguj!”
Dr Grzegorz Makowski
socjolog z ISNS UW
Nie mamy odruchu troski o dobro wspólne. Nie umiemy się mobilizować, mamy też wstręt do współpracy z władzą.