Turyści w górach bywają nieodpowiedzialni. Wychodzą na szlak w nieodpowiednim stroju, wybierają się na zimowe wspinaczki mimo braku doświadczenia, zabierają ze sobą psy. Para uratowana 7 lutego w Tatrach wykazała się jednak szczególnym brakiem wyobraźni. W góry wyszli mimo zagrożenia lawinowego i zabrali ze sobą... roczne dziecko.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ratownicy musieli pomagać rodzinie, szczególnie ojcu dziecka, który z powodu wagi zupełnie opadł z sił
Turyści poszli w Tatry z rocznym dzieckiem
We wtorek 7 lutego wieczorem do HZS spłynęła prośba o pomoc trójce turystów, którzy utknęli na odcinku Tatrzańskiej Magistrali pomiędzy Szczyrbskim Jeziorem a Popradzkim Stawem. Turyści nie przyjęli do wiadomości informacji, że ogłoszone zostało tam zagrożenie lawinowe i kontynuowali wycieczkę tą trasą.
W pewnym momencie turyści zrozumieli, że nie dadzą rady iść dalej i wezwali pomoc. Okazało się, że była to kobieta z rocznym dzieckiem oraz jej partner – mężczyzna ważący ponad 150 kilogramów, dla którego droga okazała się ogromnym wyzwaniem. Najtrudniej szło mu się w głębokim śniegu, aż wreszcie opadł z sił całkowicie.
Ratownicy z powodu zaśnieżenia terenu dotarli do turystów na nartach i skuterach śnieżnych. Matka z dzieckiem została przetransportowana do Popradzkiego Stawu, natomiast mężczyznę przewieźli tam na saniach skuterem śnieżnym. Akcja ratunkowa skończyła się o północy.
Kobieta zaginęła w Karkonoszach z 3-latkiem
Na początku stycznia informowaliśmy w naTemat.pl, że ratownicy zakończyli poszukiwania kobiety, która pod koniec grudnia zaginęła w górach ze swoim trzyletnim dzieckiem. Od 27 grudnia poszukiwało jej 150 ratowników i policjantów z Polski i Czech. Przeszukanie terenu na polsko-czeskiej granicy zakończyło się znalezieniem ciał kobiety i dziecka.
Z założeń śledczych wynikało, że turystka wzięła dziecko na wyprawę na Śnieżkę. Na górę działała jednak tylko pierwsza część kolei do Ruzowej hory. To właśnie tę okolicę przeszukiwali ratownicy i policjanci z Polski i Czech.
W dniu znalezienia ciał planowano skorzystać z pomocy śmigłowca. Poszukiwania jednak zakończono, o czym poinformował Piotr Zamorski, naczelnik Karkonoskiej Grupy GOPR.