– Widać, że kwestie finansowe, na które postawił rząd PiS, nie do końca działają. Okazuje się, iż żołnierze nie przymykają z tego względu oczu na upartyjnianie wojska i wykorzystywanie munduru do realizacji partykularnych interesów politycznych – mówi #TYLKONATEMAT były szef MON, a dziś wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Tomasz Siemoniak.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tomasz Siemoniak: Absolutnie jestem tego pewien, bo masa krytyczna została przez tę władzę osiągnięta. Prawo i Sprawiedliwość jesienne wybory przegra. Otwartym jest tylko jeszcze pytanie o skalę ich porażki.
PiS przez te prawie osiem lat zużyło się moralnie, wyczerpało ze wszelkich pomysłów na rządzenie i dziś nie panuje nad wieloma kluczowymi sekatorami państwa.
Jakich więc zmian po wyborach należy spodziewać się w sektorze bezpieczeństwa i obronności?
Zapewne pod koniec roku decydującym czynnikiem w tym sektorze nadal będzie wojna w Ukrainie, konieczność wzmacniania w Polsce obecności sojuszniczej oraz zwiększania zdolności naszej armii.
Koalicja Obywatelska poparła nową ustawę o obronie ojczyzny, poparliśmy także ideę istotnego zwiększenia nakładów na zbrojenia oraz liczebności sił zbrojnych. Generalnie ten kierunek zostanie więc utrzymany.
Co natomiast trzeba będzie pilnie zrobić, to na przykład zagwarantowanie pewnej transparentności zamówień dla armii oraz silniejsze włączenie w realizację przetargów polskiego przemysłu zbrojeniowego.
Nie można też pozwolić, aby zaniechaną w latach 2015-2022 modernizację wojska teraz ratować chaotycznymi zakupami. Niestety, docierają do nas sygnały, że dziś wojskowych de facto nie ma przy podejmowaniu decyzji o konkretnych zamówieniach.
Nie ma pewności, że w dłuższej perspektywie wszystkie decyzje aktualnego szefostwa MON okażą się przemyślane.
Widać, że kwestie finansowe, na które postawił rząd PiS, nie do końca działają. Okazuje się, iż żołnierze nie przymykają z tego względu oczu na upartyjnianie wojska i wykorzystywanie munduru do realizacji partykularnych interesów politycznych.
Wojskowi mają dość pozowania na tle wieców partyjnych, w które Mariusz Błaszczak zamienia konferencje czy pikniki.
Taki sam zarzut można przecież podnieść wobec wszystkich poprzednich szefów MON. Zdjęć z konferencji ministra Siemoniaka z żołnierzami w tle nie brakuje…
Oczywiście, że jako minister obrony organizowałem konferencje prasowe z udziałem żołnierzy, ale nigdy nie dotyczyły one czystej polityki! Nie znajdzie pan relacji z takiej konferencji, gdzie na przykład atakowałem ówczesną opozycję.
W czasach kierowania MON w ogóle starałem się takiej krytyki unikać, a dzisiaj jest to codziennością i wielu wojskowych – z natury apolitycznych – ma tego dość, nie chcą firmować walki partyjnej.
Nie ma pan wrażenia, iż głównym powodem odejść są jednak kwestie materialne? Ten, kto będzie rządził koleje lata, musi mieć świadomość, że najlepsi żołnierze to specjaliści atrakcyjni na rynku pracy i mają po prostu wyższe wymagania finansowe.
Wymagania finansowe naturalnie rosną i będzie trzeba poważnie na nie odpowiedzieć. To zresztą problem wielu innych służb mundurowych – także policji czy Służby Więziennej – gdzie praca jest trudna, często niewdzięczna, wymaga narażania zdrowia i życia. I niestety nie da się tych oczekiwań finansowych zaspokoić PiS-owską propagandą sukcesu.
W tych kwestiach nie warto też czekać do wyborów. Problem z odejściami z wojska jest tak palący, że niedawno publicznie zaproponowałem ministrowi Błaszczakowi pomoc w poszukiwaniu rozwiązań. Może wspólnie z opozycją rząd znajdzie zarówno odpowiednie propozycje finansowe, jak i wypracuje standardy pozwalające na odpolitycznienie.
Na pewno trzeba myśleć przede wszystkim o polskim bezpieczeństwie. Wielokrotnie podnosiliśmy konieczność starań o jak największe wsparcie sojusznicze w Polsce. Dobrze, że pewne decyzje w ramach NATO udało się osiągnąć, ale polskie władze nie mogę na tym poprzestać.
Ze względu na nasze położenie musimy zabiegać o pogłębianie obecności wojsk NATO-wskich. Polska powinna mieć dziś taki status na mapie świata jak Niemcy Zachodnie w czasach zimnej wojny.
Powinniśmy wspierać Ukrainę tak mocno, jak tylko się da, dodatkowo jak najmocniej wciągając w tę pomoc Unię Europejską oraz NATO. To chyba jedna z tych spraw, co do których między wszystkimi głównymi partiami nie ma żadnych rozbieżności. Gdy jesienią dojdzie do zmiany władzy, nie należy spodziewać się zmiany w stosunkach polsko-ukraińskich.
My co najwyżej będziemy w stanie jeszcze skuteczniej zabiegać o pomoc dla Ukrainy w UE. Tu akurat jest wiele do zrobienia, bo aktualna strategia rządu PiS – polegająca na udowadnianiu sojusznikom rzekomej wyższości czy granie kartą antyniemiecką – w rzeczywistości sprawie ukraińskiej nie służy.
Nawet jeśli nasi partnerzy z Zachodu czasem robią błędy, rolą Polski nie jest ich ciągłe wytykanie. Trzeba pragmatycznie dbać o gwarancje bezpieczeństwa dla nas i jak najwięcej sprzętu dla Ukrainy.
"Jeśli porównamy liczbę think tanków niemieckich z polskimi organizacjami, to jest to przepaść" – stwierdził szczerze ówczesny szef KPRM Michał Dworczyk na październikowej konferencji "Europe – Poland – Ukraine. Rebuild Together". Jak sprawić, by nie okazało się, że Polska dużo pomogła w walce, a po wojnie nie skorzysta na odbudowie Ukrainy?
To mi trochę przypomina myślenie sprzed 20 lat, gdy wielkie nadzieje wiązano z naszą obecnością w Iraku. Było sporo polityków, którzy twierdzili, że byliśmy członkami koalicji antyterrorystycznej po to, aby uzyskać konkretne korzyści gospodarcze. Tymczasem okazało się, że niekoniecznie tak to działa…
Dziś warto przygotowywać się do odbudowy Ukrainy, ale na konkretne plany jest za wcześnie. Ukraińcy muszą najpierw obronić się przed rosyjską napaścią, to nie jest czas na kreowanie oczekiwań gospodarczych. Jak sąsiadowi walczącemu z okupantem mamy proponować teraz inwestycje?
Poza tym nie jestem pewien, czy Michał Dworczyk nie przesadza z tą oceną zainteresowania ze strony Niemców. Wydaje mi się, że dziś nie dotyczy ona inwestycji w odbudowę Ukrainy, a po prostu doraźnej pomocy – awaryjnych źródeł energii elektrycznej, lekarstw czy po prostu pieniędzy na funkcjonowanie państwa.
A po wojnie? Polski biznes oczywiście powinien być w Ukrainie obecny i zaangażować się w odbudowę, ale nie sprawiajmy wrażenia, że pomagamy tylko po to, aby na tym zarobić.
Czy pogłębiona integracja Unii Europejskiej powinna oznaczać powołanie wspólnej armii?
W Platformie Obywatelskiej zawsze byliśmy za tym, żeby UE miała także wymiar obronny. W 2011 roku jednym z priorytetów polskiej prezydencji było właśnie wsparcie wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony. Ten kierunek z pewnością będziemy więc kontynuowali.
Natomiast wizja powołania pełnoprawnej wspólnej armii europejskiej jest utopijna. Co nie znaczy, że w realnej perspektywie czasowej nie mogą powstać jakieś wspólne jednostki.
Mogłyby one operować na przykład w sytuacjach podobnych do tej z sierpnia 2021 roku w Kabulu. Wówczas do ewakuacji obywatelu UE mogliśmy jako wspólnota wysłać jedną z takich dużych wspólnych jednostek, zamiast działać trochę każdy na własną rękę.
Czyli dla Europy nie alternatywy wobec amerykańskiego żandarma?
Nie sądzę, aby pojawiła się rozsądna alternatywa dla NATO. Po prostu tak jest dzisiejszy świat skonstruowany. Współpracę obronną w UE musimy pogłębiać, ale powinno być to uzupełnienie, a nie konkurencja wobec współpracy transatlantyckiej. Zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Europie trzeba utrzymać.