
Raz za razem media krytykują pomysł zwiększenia liczby fotoradarów. Lecz trzeba uważać, by nie przekroczyć cienkiej granicy rzetelności. Przekonał się o tym tygodnik "Wprost", który posłużył się osobą Beaty Tadli, dziennikarki telewizyjnej, by wytknąć błędy zwiększania liczby fotoradarów. Sama prezenterka nie jest tym zachwycona. – Przyzwyczaiłam się do "luźnego" podejścia do rzetelności stosowanego przez kolorową prasę, ale od tygodnika "Wprost" naprawdę spodziewam się więcej... – pisze na swoim blogu.
Nie trafiają do mnie argumenty, że w krajach zachodnich działają tysiące fotoradarów. Trzeba pamiętać, że one stoją na drogach alternatywnych dla autostrad, a my tej alternatywy najczęściej jesteśmy pozbawieni, nie mamy wyboru, przy zdecydowanej większości tras. Fotoradar nie może być dla państwa bankomatem, a dla nas mandatową pułapką, która wyskakuje niczym królik z kapelusza z hasłem: "mamy cię!".
Już po publikacji znana dziennikarka na swoim blogu wyraża niezadowolenie. Przekonuje, że jej wypowiedź została źle przedstawiona, a ona sama na okładce tygodnika została pokazana jako jedna z liderek wielkiego ruchu na rzecz obalenia fotoradarów. Beata Tadla przyznaje, że po "Wprost" spodziewała się więcej, tym bardziej dziwi ją "luźne podejście do rzetelności, stosowane przez kolorową prasę".
To zdecydowane nadużycie. Choć teraz czytam słowa naczelnego, że skrót myślowy... Ciekawe. Tygodnik Wprost zadzwonił z pytaniem o moją opinię na temat fotoradarów. Się wypowiedziałam. […] Dziś patrzę i oczom nie wierzę. Okładka sugeruje, że działam w jakiejś zorganizowanej grupie, która wywołuje akcję: "Stop fotoradarom!" No nie róbmy jaj! Posklejane wypowiedzi różnych osób, które tak jak ja zostały poproszone o komentarz, to jeszcze nie jest wspólny front! Nie wzywamy do żadnej akcji! Nie wspomnę o tym, że nikt nie zapytał mnie, czy się zgadzam na zdjęcie na okładce... CZYTAJ WIĘCEJ
