Telefony komórkowe, komunikatory internetowe, portale społecznościowe – nie ma wątpliwości, że te wszystkie wynalazki oparte na nowoczesnych technologiach ułatwiają nam codzienne życie. Niestety cena, jaką płacimy za naszą wygodę, jest wysoka.
– Kiedy ktoś mówi “fajny facet na trzeciej”, to nigdy nie wiem, gdzie mam spojrzeć. W dzieciństwie miałam po prostu bardzo szczupłą rękę i akurat tak się złożyło, że jedyne zegarki, które mi pasowały, miały elektroniczny wyświetlacz, a nie tarczę ze wskazówkami. Poza tym wtedy te elektroniczne były modne – tłumaczy Klara, która przyznaje, że mimo 25 lat w metryce, wciąż ma pewne problemy z odczytywaniem godziny z tradycyjnego zegarka. – To nie jest tak, że w ogóle tego nie potrafię, ale sprawia mi to trudność. Muszę sobie powtórzyć, która wskazówka to godziny, a która minuty – tłumaczy.
Agnieszka, która także urodziła się w późnych latach osiemdziesiątych, przyznaje z kolei, że koledzy z pracy śmiali się z niej, kiedy nie umiała zaadresować listu poleconego: – Jak się okazało, pomyliłam miejsca, w których na kopercie wpisuje się nadawcę i odbiorcę – tłumaczy. – Nie miałam pojęcia, że to może mieć jakieś znaczenie. Poza tym ostatni raz listy wysyłałam w podstawówce na koloniach – wspomina. Jak się dziś komunikuje? Jak wszyscy – za pomocą emaili, Facebooka, Skype’a, komórki. – Ale paczkę umiem wysłać – zastrzega z uśmiechem.
Kiedy historię Agnieszki opowiadam doktorowi Tomaszowi Rożkowi, publicyście zajmującemu się tematyką nauki i zaawansowanych technologii, od razu przypomina sobie historię jednej ze swoich znajomych: – Chciała nadać przekaz pocztowy, ale gdy zobaczyła druczek, oniemiała. Postępowała zgodnie z instrukcjami, jednak po trzech dniach pieniądze do niej wróciły. Ta krótka historia może być ilustracją szerszego zjawiska – powoli odzwyczajamy się od wielu czynności, które dziś można wykonywać prościej i szybciej – mówi dr Rożek.
Znikające umiejętności
Opisane powyżej problemy wielu osobom mogą wydawać się śmieszne i niedorzeczne, ale kiedy rozejrzymy się dookoła z łatwością dostrzeżemy, jak wielu rzeczy, które kiedyś były oczywistością, dziś już nie potrafimy zrobić.
– Czy pamięta pan, kiedy ostatni raz używał pan mapy? – pyta Tomasz Rożek. Opowiada też, jak wiele trudności sprawiło mu kupno planu miasta, kiedy niedawno był w Katowicach. – Pani w kiosku zapytała mnie od razu: “Nie ma pan GPS-a?”. Dopiero w trzecim odwiedzonym miejscu dostałem papierowy plan – mówi.
Zapomniana sztuka kaligrafii
Umiejętności, które wraz z rozwojem nowoczesnych technologii znikają na naszych oczach, jest jednak więcej: weźmy chociażby ręczne pisanie.
– Moja pasja ręcznego pisania zrodziła się właściwie ze smutnej obserwacji, że ludzie przestali przywiązywać uwagę do swojego charakteru pisma – mówi Małgorzata Wołczyk, znawczyni kaligrafii, założycielka studia Skryptorium. – Ktoś, kto stawia koślawe, niedbałe litery w pospiesznym rytmie zdań, nie poczuje dziś żadnego zażenowania ponieważ "w powietrzu" unosi się przeświadczenie, że od kiedy mamy drukarki możemy poniekąd "czuć się zwolnieni" z wymogu, aby pisać już nie tyle nawet ładnie, co także czytelnie – mówi Wołczyk.
Moja rozmówczyni jest świadoma, że dla młodych ludzi jej pasja jest czymś niezrozumiałym. – Dla nich liczy się czas, efektywność, a niestety kaligrafia kłóci się z pośpiechem. Pisanie kaligraficznym krojem pisma wymaga nie tylko czasu, ale też uwagi, staranności i cierpliwości, a to jak wiemy nie są przymioty współczesnego człowieka – mówi. Zauważa, że nasze pisanie sprowadza się dziś właściwie już tylko do podpisu w urzędzie, pod pismem, umową. Nie piszemy już nawet kartek przy okazji świąt, nie wysyłamy też pocztówek z wakacji, bo wszystko można przecież taniej i szybciej załatwić z pomocą telefonu komórkowego.
Więcej znaczy mniej?
Dr Tomasz Rożek zastanawia się nawet, czy w wyniku stałego upraszczania sposobów, w jakie się komunikujemy, w przyszłości będziemy w stanie sklecić jakąkolwiek dłuższą wypowiedź. – W erze Twittera i smsów porozumiewamy się za pomocą krótkich komunikatów. Co więcej, mamy także coraz mniej czasu na rozmowę. Mam wrażenie, że im więcej dookoła urządzeń ułatwiających nam komunikację, tym, paradoksalnie, rzadziej się komunikujemy – ocenia publicysta.
Tomasz Rożek przyznaje też, że na postępującej “technologizacji” relacji międzyludzkich cierpią autentyczne, osobiste formy kontaktu z naszymi bliskimi: – Kiedyś chodziło się do znajomych, żeby zapytać, co u nich słychać. Dziś coraz rzadziej wpada się do kogoś, bo łatwiej wysłać zwykłego smsa – ocenia Rożek. – Trudno jest przewidywać przyszłość i oceniać, dokąd zmierzamy, ale perspektywa malująca się przed nami nie jest różowa – dodaje.
Małgorzata Wołczyk również podkreśla negatywne aspekty zachodzących przemian. Mówiąc o smsach, które przesyłamy bliskim z podróży zamiast pocztówek, zauważa: – Pytanie, kto z nas archiwizuje takie pozdrowienia z wakacji, bo pocztówki, jeśli się zdarzą, chowamy skrzętnie do szuflady, a czyjś tekst pisany ręką wprawia nas w melancholię. Dzieje się tak, bo tylko ta jedna osoba na świecie pisze właśnie takie śmieszne “A”, albo stawia niezgrabne haczyki przy “Ę”. Czyjeś pismo, choćby nawet mało piękne i staranne, jest jego znakiem rozpoznawczym, zupełnie jak linie papilarne – podsumowuje Wołczyk.