Najemca lokalu, w którym miała powstać Piwnica u Fritzla, został przez władze dzielnicy Śródmieście wyrzucony z lokalu. Choć na wczorajszym spotkaniu w urzędzie deklarował gotowość do zmiany nazwy, to później się z tego wycofał. Władze rozwiązały umowę i zapowiedziały wniosek do prokuratury.
Nie będzie Piwnicy u Fritzla przy ulicy Nowy Świat w Warszawie. Władze dzielnicy Śródmieście, do której należy lokal, rozwiązali ze skutkiem natychmiastowym umowę najmu. Jeszcze wczoraj urzędnicy przekonywali Roberta Surowieckiego, by zmienił nazwę lokalu i odwołał akcję promocyjną Piwnicy u Fritzla. Dzisiaj jednak umieścił na stronie oświadczenie, które wydaje się negować ustalenia.
Jak relacjonuje Mateusz Dallali z Zarządu Gospodarowania Nieruchomościami, mężczyzna przyznał, że ma świadomość kontrowersji, jakie mogła budzić nazwa. Miał też przyznać, że zdecydował się na nią świadomie, licząc na darmową promocję, która pozwoli na zwrot inwestycji. – Spotkanie z tym panem było bardzo rzeczowe, ale widać, że nic nie zrozumiał – powiedział w rozmowie z naTemat. Jeszcze wtedy nie planowano wyrzucenia przedsiębiorcy z lokalu.
Wojciech Bartelski, burmistrz dzielnicy Śródmieście wyjaśnia, że urzędnicy Zarządu Gospodarowania Nieruchomościami nie podejmują decyzji wizerunkowych czy politycznych. – Jako zwierzchnik ZGN mam prawo do rewizji ich decyzji. Nie ma tu żadnego dwugłosu, czy sporu. Po prostu Zarząd zajmuje się tą stroną formalną, a to była decyzja dotycząca wizerunku – mówi w rozmowie z naTemat. – Zbulwersowała mnie argumentacja tego pana, że chciał po prostu zrobić sobie reklamę. Na coś takiego zgody nie będzie – deklaruje stanowczo Bartelski.
Dlatego poza rozwiązaniem umowy, władze dzielnicy chcą złożyć zawiadomienie do prokuratury na podstawie art. 255 kodeksu karnego, który mówi o roku więzienia za publiczne pochwalanie zbrodni. Poza tym w ocenie burmistrza Bartelskiego naruszono także artykuł piąty, który przewiduje karę za naruszenie zasad współżycia społecznego. Teraz trwa kontrola urzędniczej komisji. Najprawdopodobniej także ona dostarczy argumentom władzom dzielnicy. Przedsiębiorca nie miał zezwoleń od konserwatora zabytków ani zgody sąsiadów na remont. Poza tym zalega z czynszem na 50 tysięcy złotych.