Nie wszyscy młodzi ludzie zapominają o historii. I rodzinnej tradycji. Młodzi zaczynają też wreszcie dostrzegać, że w czasach dominacji korporacji i dużych koncernów warto kontynuować rodzinne tradycje zawodowe. – To skarb, który trzeba pielęgnować – wyznaje Aga Prus, która tak jak jej dziadek i ojciec, zajęła się ręcznie szytym obuwiem.
Choć słowa z filmu Stanisława Barei dotyczyły zgoła innej rzeczywistości, to mogłyby również opisywać współczesne realia, gdzie coraz rzadziej znajduje się miejsce na tradycję. Coraz więcej osób zaczyna oczekiwać czegoś więcej, niż tylko supermarketowej rzeczywistości. To, co jest nasze, rodzinne i unikalne, nareszcie zaczyna zajmować właściwe miejsce w codziennym życiu.
Powszechność nie zawsze jest w cenie. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Aga Prus, która postanowiła wyjść na przeciw wielkim koncernom obuwniczym i sięgnąć do rodzinnych korzeni. – Uznałam, że moje rzemiosło rodzinne ma wyjątkową wartość – mówi właścicielka "Aga Prus handmade shoes".
Wcześniej tej wartości nie dostrzegała. Wiedziała, że jej dziadek, a później ojciec zajmowali się wyrobem butów. To właśnie ojciec (Janusz) namówi ją do kontynuowania rodzinnej tradycji. On wiedział jak robi się buty, a córka była wrażliwa na piękno. Wiedziała też, co może spodobać się ludziom. Choć początkowo nie była zdecydowana, zaczęła zastanawiać się nad tym pomysłem. – Te buty zawsze gdzieś tam były w rodzinie. Robił je dziadek, później mój tata uczył się fachu od swojego teścia. Mama też zawsze chodziła w butach od dziadka. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest to takie fajne. Po pewnym czasie jednak trafiło do mnie, że to skarb, który trzeba pielęgnować – wyznaje Aga Prus.
A tradycja rodzinnego rzemiosła w domu Agi Prus była obecna wszędzie. Wszystko zaczęło się gdy, młody Brunon Kamiński opuścił małą wieś na pomorzu i przyjechał do Warszawy. Tu przy ulicy Smolnej zaczął uczyć się na szewca i rozpoczął pracę. Nadeszła jednak wojna, a zakład szewski dosłownie przestał istnieć. Brunon Kamiński walczył w powstaniu, później zaś trafił do obozu. Przeżył.
– Po powrocie do Warszawy wybrał sobie najmniej zniszczone gruzy i zamieszkał przy Nowym Świecie. Odbudował budynek, w którym otworzył zakład szewski. Szybko zyskał sławę wśród warszawiaków, wygrywał międzynarodowe konkursy. Po jego buty przychodziły gwiazdy, miedzy innymi Irena Santor, Beata Tyszkiewicz, czy Grażyna Szapołowska – wspomina Aga Prus.
Projektantka obuwia zna jednak te historie od swoich rodziców, gdyż nie pamięta zmarłego w 1993 roku dziadka. Jak twierdzi, pamięć po dziadku odnajduje jednak każdego dnia. – W mieszkaniu przy Nowym Świecie mieszkał dziadek, wychowywała się tu moja mama, a od kilku lat mieszkam tu również ja. Właśnie to miało bezpośredni wpływ na to, że zajęłam się rodzinnym fachem – mówi Aga Prus.
Wraca moda na "slow"
Wnuczka Brunona Kamińskiego skończyła warszawską Akademię Sztuk Pięknych. Przyznaje, że zawód szewca jest raczej męskim zajęciem, gdyż wymaga nie tylko siły fizycznej, ale również użycia młotka, kleju, wiertarki. Aga Prus zajęła się więc projektowaniem obuwia i zatrudnia rzemieślników. – Nie przejęłam pracowni po dziadku, ta działa równolegle. Chciałam jednak pokazać, że buty od szewca mogą być fajne, współczesne, robione tradycyjnymi metodami. To co robię, jest czymś świeżym, opartym na historii która jest piękna – uważa Aga Prus.
Czytaj także: Polacy mają dość. Nie chcą pracować więcej niż trzeba, bo i tak nie dostaną podwyżek
Rodzinne rzemiosło sprawia, że Aga Prus często powraca myślami do pracy dziadka. – Pewnie by się zdziwił, że to robię. Jestem pierwszą kobietą w naszej rodzinie, która kontynuuje tradycję – mówi projektantka. Aga Prus martwi się jednak o przyszłość rodzinnej pasji. – Czy moje dzieci będą chciały to kontynuować? Nie wiem. Dziś już nie ma szkół szewskich. Jedyna nadzieja w renesansie który się odbywa na naszych oczach, zainteresowanie rzemiosłem, zamiłowaniem do "slow" czyli robienia różnych rzeczy powoli – mówi z nadzieją Aga Prus.
To tradycja wybiera nas
Czasem warto zrezygnować z wybranej drogi życiowej i sięgnąć do rodzinnej tradycji. Aleksander Łyskawa ukończył ekologię transportu. Początkowo nie miał zamiaru kontynuować rodzinnej tradycji. Z biegiem czasu uznał jednak, że warto.
Rodzina pana Aleksandra Łyskawy od czterech pokoleń zajmuje się cukiernictwem. – Firmę w Ostrowie Wielkopolskim założył mój dziadek Franciszek. Później przejął ją mój ojciec, a następnie mój starszy brat Michał. Ta tradycja jest bardzo ważna dla mojej rodziny – mówi Aleksander Łyskawa.
Pan Aleksander ostrzega jednak, że prowadzenie rodzinnej działalności ma dobre i złe strony. O ile dla wszystkich członków rodziny ważne jest kontynuowanie pamięci przodków, firma rodzinna może rodzić także negatywne konsekwencje. – Różnie to bywa – przyznaje szczerze właściciel sieci cukierni – Czasem po prostu nie da się już oddzielić pracy od życia rodzinnego – przestrzega Aleksander Łyskawa.
Nie róbmy nic na siłę
Firmy rodzinne na całym świecie mają się dobrze. Bazują nie tylko na zaufaniu klientów, ale także tym wewnątrz firmy. Zamiłowanie do tradycji i chęć kontynuowania rodzinnej działalności nie zawsze jednak oznacza sukces. Zarówno jeśli chodzi o firmę, jak i nasze życie zawodowe. – Zdarza się, że rodziny wywierają rodzaj presji, aby ktoś przejął firmę rodziców czy dziadków – uważa psycholog biznesu Izabela Kielczyk.
– Z jednej strony łatwiej jest sięgać do rodzinnych tradycji, bo mamy skąd czerpać wzorce, pomysły. Taka działalność budzi zdecydowanie większe zaufanie, niż firmy bez historii – mówi psycholog biznesu. Dla wielu osób sentymentalna podróż do rodzinnych firm czy zawodów, to nic innego, jak zwykły biznes. – Niektórzy naprawdę chcą wskrzesić dorobek przodków.
Psycholog ostrzega jednocześnie, aby w kierunku, który wybrali nasi przodkowie, nie brnąć na siłę. – To ważne, aby nic nie robić przeciwko sobie. Rodzinna tradycja nie może być ważniejsza niż nasze własne pasje i predyspozycje. Zdarzają się jednak osoby, które na siłę starają się kontynuować rodzinny fach – ostrzega psycholog.
Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza. Tradycja naszych dziejów jest warownym murem, to jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza... To jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje, od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy.