Prawica uwielbia historię. Jednak zamiast zajmować się odsieczą wiedeńską czy powstaniem kościuszkowskim na tapetę bierze tę najnowszą. Prawdopodobnie to właśnie oni są najczęstszymi gośćmi w czytelniach Instytutu Pamięci Narodowej. Przeglądanie życiorysów ma długą tradycję. Ostatnio przekonał się o tym sędzia Igor Tuleya.
Cezary Gmyzbadając przeszłość sędziego Igora Tulei wpisał się w popularną na prawicy tendencję do oceniania ludzi po życiorysach. Autor artykułu o trotylu na wraku tupolewa napisał, że matka Tulei pracowała w Służbie Bezpieczeństwa. Zdaniem Tomasza Lisa prawica grzebiąc w życiorysach rodziców, daje dowód swojej bolszewickiej mentalności. "To bolszewicy grzebali ludziom w życiorysach, szukając genetycznie skażonych przodków" – napisał na blogu.
Szczegółowemu sprawdzeniu poddaje się nie tylko życiorysy polityków, dziennikarzy czy naukowców, ale też celebrytów. Choć jak zauważył ostatnio w RM FFM Jan Bury z PSL "sędzia orzeka sam, a nie z matką", do listy obserwowanych przez prawicę dołączyli rodzice sędziów. Maciej Marosz na łamach "Gazety Polskiej" drobiazgowo sprawdził rodzinną historię Magdy Gessler. Dokładnie opisano współpracę z SB jej ojca Mirosława Ikonowicza, ale właściwie nie uzasadniono dlaczego ten temat w ogóle podjęto. Chyba że jest nim fakt, że dziennikarka prowadzi program kulinarny w TVN. Lustracyjny Pudelek.
Ten sam autor w tym samym artykule opisuje też przeszłość rodziców Hanny Lis. Na początku tego wątku przytacza negatywną opinię dziennikarki o IV RP. Każdy kto nie popiera Prawa i Sprawiedliwości powinien biec do IPN i sprawdzić, czy w dokumentach nie ma czegoś na jego rodziców?
Marosz to stały współpracownik Doroty Kani przy jej lustracyjnych artykułach. Ich opus magnum to "Perły w koronie Służby Bezpieczeństwa" – opublikowany w "Gazecie Polskiej" przegląd archiwów dotyczących Hipolita Straszaka (były zastępca Prokuratora Generalnego) i ojców Eryka Mistewicza i Moniki Olejnik. Opisują dokładnie jak pracowali, czym się zajmowali, jak skończyli pracę w służbach. Znowu jednak zapominają wyjaśnić jak to ma wpływ na pracę Olejnik (też posądzanej o współpracę z SB) czy Mistewicza, a chyba dlatego napisali ten artykuł.
Za to wprost o takim związku wspomina Józef Darski, który, a jakże, w "GP" lustruje prokuratorów badających katastrofę smoleńską. "Prowadzący śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej Jarosław Sej jest synem płk. Jerzego Seja (…)" – czytamy. Autor wywodzi później, że komunistyczna przeszłość wpływa na postępowanie dzieci.
Wydaje się, że dementowanie informacji tylko wzmacnia w oskarżycielach przekonanie, że mieli rację. Na swoim blogu w naTemat Tomasz Lis odpowiedział internaucie, który zarzucał jego rodzicom pracę w służbach PRL-u. To jednak nie ucięło komentarzy, bo pod tekstem powtarzano te same oskarżenia.
Przeszłość rodziców to nie tylko argument w walce między mediami, ale także dyskusji naukowej. W połowie 2008 roku użył go Bogdan Musiał z Biura Edukacji Publicznej wobec prof. Włodzimierza Borodzieja. W artykule o wypędzeniach po II wojnie światowej nie omieszkał wspomnieć, że Wiktor Borodziej, ojciec naukowca był oficerem SB. Po fali krytyki i liście kilkudziesięciu naukowców, które skrytykowały to postępowanie, Musiał przekonywał, że w Niemczech to normalna praktyka. "W Niemczech wykrywanie powiązań znanych naukowców, intelektualistów i polityków czy to z narodowym socjalizmem, czy też ze Stasi, jest traktowane jako niezbywalny element demokracji" – pisał w "Rzeczpospolitej". Co innego jednak wyciąganie życiorysów rodziców.
Od lat ojciec Zdzisław Kwaśniewski, ojciec byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, nazywany jest przez prawicowców Izaak Stolzman. Przekonują, że był żydowskim funkcjonariuszem UB, który miał torturować opozycjonistów. Niedawno podobnym tropem poszły inne media. Wiele kontrowersji wzbudził artykuł o ojcu braci Kaczyńskich w "Newsweeku", choć Rada Etyki Mediów uznała, że jest on zgodny z zasadami etyki zawodowej. Jednak artykułom o rodzicach polityków daleko jeszcze do wojen, jakie toczą się w środowisku dziennikarskim.
Profesor Paweł Łuków, etyk z Uniwersytetu Warszawskiego, ocenia, że uciekanie się do życiorysów to dowód słabości i braku argumentów. – Oczywiste chyba jest, że z merytorycznego punktu widzenia takie lustrowanie rodziców jest zupełnie bezpodstawne. Odbieram to jako chwytanie się ostateczności, kiedy nie ma się argumentów rzeczowych – mówi w rozmowie z naTemat. – Oczywiście rodzice mają na nas jakiś wpływ, wychowali nas. Ale każdy działa na własny rachunek i powinien być oceniany tylko za to, czy dobrze wykonuje swoją pracę – dodaje.
I choć w życiu prywatnym wszyscy wiemy, czym zajmują się rodzice naszych bliskich znajomych, to zdaniem naukowca nie można tych standardów przenosić na życie publiczne. – To są zupełnie inne role społeczne. Sędziowie, politycy czy dziennikarze pełnią funkcje społeczne i z nich powinni być rozliczani. Nawet to, czy dobrze je wykonują, bo są uczciwymi ludźmi, czy dlatego, że chcą zrobić karierę, powinno być sprawą drugorzędną. W Polsce to mylenie sfery publicznej i prywatnej jest częste. Zbyt częste – dodaje.
Nic nie wskazuje jednak, by prawicowi dziennikarze porzucili ten zwyczaj. W końcu nic tak się nie sprzedaje jak magiel. A jeśli uda się go ubrać w szaty misji i walki o prawdę, tym lepiej dla ich wydawnictw.
Nie miałam żadnego wpływu na polityczne decyzje mojego Ojca, z wieloma się nie identyfikuję. Jedyną moją „winą” jest to, że jestem lojalna w stosunku do starego, już bardzo chorego i samotnego człowieka. Postawa Pawki Morozowa jest mi obca. Nie mam zamiaru reagować na agresywne zaczepki. Przyzwyczaiłam się. CZYTAJ WIĘCEJ
Józef Darski
"Gazeta Polska"
Gdzie mają rosyjskie służby szukać współpracowników? Logiczne jest, że wśród swoich. W rodzinach, gdzie już dziadkowie i ojcowie pracowali dla NKWD/KGB lub Smiersz/GRU. I nie chodzi tu o bogate archiwa na Łubiance, ale znów o wspólnotę interesów. Wolna Polska jest przecież zagrożeniem zarówno dla Rosji, jak i postsowieckich elit. A co będzie robiło kolejne pokolenie, jeśli tatuś i mamusia nie ustawią w jakiejś ubeckiej firmie lub instytucji, gdyż takie zostaną zlikwidowane, kiedy państwo zacznie normalnie funkcjonować, biznes przestanie opierać się na korupcji, a media przestaną płacić za kłamstwo i podłość? CZYTAJ WIĘCEJ
Otóż wPIS-owiczu, moi rodzice nikogo nie inwigilowali, w żadnej SB-eckiej akcji żadnego udziału nie brali, wymienionych osób nigdy nie znali, wymienionych miejsc też. W czasach, gdy najlepsza partia na ziemskim padole sprawowała w Polsce władzę, na pewno zostali zlustrowani tak jak ja. Niczego nie znaleziono? No to trzeba kłamać i pluć zza węgła. Wystarczy? CZYTAJ WIĘCEJ