Prawicowy rząd Benjamina Netanjahu planuje ograniczyć uprawnienia sądu najwyższego Izraela. Przeciwko temu zbuntowali się mieszkańcy kraju, którzy 11 marca masowo wyszli na ulice, głównie w Tel Awiwie. Według organizatorów protestu w manifestacji wzięło udział pół miliona osób. Kontrowersyjny projekt ma być procedowany przez Kneset w przyszłym tygodniu.
Reklama.
Reklama.
Celem zmian, jak twierdzi lider rządu Izraela jest "wprowadzenie równowagi pomiędzy organami władzy"
Zdaniem przeciwników pomysłu, reforma da rządowi między innymi pełną kontrolę nad powoływaniem sędziów
Manifestujący podkreślali, że zmiana ma doprowadzić do "scentralizowania władzy w rękach rządu"
Mieszkańcy Izraela nie zgadzają się z planami, które szykuje dla nich rząd. Dość jasno pokazali to, wychodząc masowo na ulice tamtejszych miast. Największa demonstracja odbyła się w Tel Awiwie. Według szacunków wszystkie wiece liczyły nawet 500 tysięcy osób. Media piszą o 200-300 tysiącach w samym Tel Awiwie. To największy protest w ostatnich tygodniach, które cyklicznie od kilku tygodni organizowane są w kraju.
Jaki jest powód protestów w Izraelu?
Tym, co skłoniło obywateli Izraela do wyjścia na ulice, jest planowana reforma, którą zapowiedział rząd. Ten chce, by zmienić przepisy w stosunku do tamtejszego sądu najwyższego. Jak wyjaśniają przedstawiciele władz, ma to "wprowadzić równowagę pomiędzy organami władzy".
Przeciwnego zdania są obywatele. Jak twierdzą, zmiana pozwoli na scentralizowanie władzy, która skupi się w rękach rządu przez to, że dostanie on pełną kontrolę nad powoływaniem sędziów.
Brzmi znajomo? Podobne zmiany dot. powoływania sędziów wprowadził rząd PiS. Izrael poszedł jednak o krok dalej, ponieważ chce zakazać Wysokiemu Trybunałowi Sprawiedliwości przeglądanie ustaw konstytucyjnych.
Co mówią mieszkańcy Izraela o planach rządu?
"To nie jest żadna reforma sądownictwa. To rewolucja, której celem jest doprowadzenie do pełnej dyktatury w Izraelu i chcę, aby Izrael pozostał demokracją dla moich dzieci" – powiedział cytowany przez Reutersa 58-letni Tamir Guytsabri, który manifestował swój sprzeciw podczas demonstracji w Tel Awiwie.
"Jestem tutaj, aby zaprotestować przeciwko reformie prawa i zaprotestować przeciwko naszemu premierowi, którego nazywamy ministrem ds. przestępczości" – powiedział inny z manifestujących, cytowany przez jedną z lokalnych gazet.
Sprzeciw wobec reformy jest jednak szerszy. Reuters informuje, że część rezerwistów wojskowych poinformowała o planowanym buncie. Zapowiedzieli, że po uchwaleniu projektu nie będą oni słuchać rozkazów władz i nie odpowie na wezwanie do armii.
Netanjahu o protestach: celem obalenie rządu
Przeciwnego zdania niż protestujący, jest premier Netanjahu, który w grudniu ubiegłego roku rozpoczął swoją szóstą kadencję. Jak twierdzi, celem demonstracji jest obalenie jego rządu. Jak pisze "The Guardian", oskarżył on protestujących o "podeptanie demokracji", obiecując, że jego skrajnie prawicowa koalicja będzie kontynuować kontrowersyjne ustawodawstwo,
ograniczające władzę sądowniczą. Wobec Netanjahu pojawiły się zresztą ostatnio zarzuty o korupcję.
Głos w sprawie zabrał także prezydent Izraela, Isaac Herzog, który zaapelował o dialog między rządem a przywódcami opozycji, aby "uniknąć możliwego pogrążenia się w przemocy i upadku konstytucji".