Terroryści związani z Al-Kaidą z Afganistanu przenoszą się znacznie bliżej Europy – umacniają swoje wpływy w zachodniej i północnej Afryce. Francuska interwencja w Mali to próba powstrzymania odradzania się tej organizacji, zanim będzie gotowa zaatakować Stary Kontynent.
Od 11 stycznia w Mali trwa francuska interwencja militarna. Siły francuskie wspierają malijską armię w walce o odzyskanie kontroli nad opanowanym przez islamistów związanych z Al-Kaidą terytorium kraju. Tymczasem w Algierii wojska rządowe zaatakowały pole gazowe, na którym terroryści przetrzymywali zakładników, żądając zaprzestania przez Francję działań w Mali. Szturm zakończył się śmiercią co najmniej kilku z przetrzymywanych obcokrajowców.
Czy kryzys w Afryce będzie się zaostrzał? Czy Europa da się wciągnąć w ten konflikt? W rozmowie z naTemat na te pytania odpowiada Krzysztof Liedel, zastępca Dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Pozamilitarnego Biura Bezpieczeństwa Narodowego oraz dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas.
Czy Polska i inne kraje Unii Europejskiej powinny militarnie wesprzeć Francję w jej działaniach na terenie Mali?
Krzysztof Liedel: Z całą pewnością społeczność międzynarodowa musi zadbać o to, aby ograniczyć aktywność Al Kaidy w tym regionie. Chodzi o to, aby pozbawić terrorystów ich zaplecza i utrudnić ewentualne działania. Moim zdaniem zaangażowanie militarne na dużą skalę nie będzie jednak konieczne. Francuzi powinni sobie poradzić w walce z islamistami w Mali. Poważniejszym wyzwaniem będzie natomiast zagwarantowanie stabilizacji tego kraju. Wsparcie dla rządu, szkolenia sił zbrojnych i policji – to są obszary, w których pomoc Europy może okazać się niezbędna. Inaczej islamiści mogą znów urosnąć w siłę.
Eksperci cytowani przez “Rzeczpospolitą” twierdzą, że Amerykanie dogadują się w Afganistanie z talibami. Po wycofaniu wojsk USA z tego kraju talibowie mają zagwarantować, że Al-Kaida nie odbuduje tam swojej potęgi. Niestety, oznacza to, że terroryści związani z organizacją przeniosą się gdzie indziej. Przede wszystkim do Północnej i Zachodniej Afryki. Czy zgadza się pan z taką tezą?
Tak, to prawda. Przy czym dziwi mnie mówienie o tym scenariuszu w czasie przyszłym, bo mniej więcej od 5 lat Al-Kaida przenosi stopniowo swoje siły w rejon Maghrebu. Co by nie mówić o skuteczności misji w Afganistanie, pozbawiła ona Al Kaidę jej zaplecza finansowego i logistycznego, w związku z tym islamiści musieli poszukać sobie nowej bazy.
Dlaczego akurat w krajach Maghrebu?
Wiele krajów w tym regionie to tzw. państwa upadłe. Nie ma tam silnej władzy, rządy są słabe, wojsko i policja nieskuteczne. Al Kaidzie łatwo zakładać tam swoje obozy szkoleniowe i bazy. To się już dzieje.
Czy fakt, że islamscy terroryści przenoszą się do północno-zachodniej Afryki, znacznie bliżej Europy niż daleki Afganistan, zwiększa zagrożenie zamachami na Starym Kontynencie?
Nie wiem, czy zwiększa, ale z pewnością ułatwia terrorystom działanie. Co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, z Algierii, Mali, Somalii, czy Nigru, bardzo blisko jest do północnoafrykańskich krajów żyjących z turystyki. Do tamtejszych krajów przyjeżdżają ludzie z całego świata – afrykańskie kurorty mogą więc stać się wymarzonym celem ataków terrorystów.
A drugi powód?
Trzeba pamiętać, że wielu przedstawicieli muzułmańskich mniejszości w Wielkiej Brytanii i Francji pochodzi z Afryki Północnej. Poprzez sieć kontaktów rodzinnych i biznesowych mogą oni pomagać członkom Al Kaidy przebywającym w ich rodzinnych stronach przenikać do państw europejskich.
Czy przewiduje pan, że kraje zachodnie będą przeciwdziałać odbudowywaniu przez Al Kaidę jej znaczenia? Czy czeka nas więcej operacji przypominających to, co dzieje się w Mali?
Społeczność międzynarodowa działa na tym polu cały czas, choć nie zawsze o tym wiemy, bo często ataki wymierzone w terrorystów przeprowadzają tajne służby. Jeśli w krajach graniczących z Mali Al-Kaida będzie rosła w siłę, powinna spotkać się z odpowiedzią Zachodu.
Dlaczego Francja zdecydowała się na interwencję właśnie teraz?
Bo sytuacja stała się groźna. W północnej części Mali islamiści urośli w siłę. Zjeżdżało się ich tam coraz więcej. Zapewne Francuzom chodziło o to, aby nie powtórzył się scenariusz afgański, czyli sytuacja, w której na jakimś terytorium zaczynają rządzić islamiści. Taki region stać się może wtedy swoistą wylęgarnią terroryzmu. Sytuacja jest tym poważniejsza, że z Syrii i Libii płyną sygnały o wyciekach za granicę broni. Trzeba reagować na czas.
Proszę na koniec opowiedzieć, kim są ludzie, którzy walczą z Francuzami w Mali? Skąd się rekrutują? Czy Al-Kaida wysyła tam bojowników, czy to miejscowi zwolennicy tej organizacji?
Al-Kaida jest luźnym związkiem organizacji, które współpracują ze sobą na poziomie strategicznym, złączone wspólną ideologią i celami. Choć nie ma zorganizowanej, wyraźnej struktury, tworzy zaplecze pozwalające przerzucać swoich ludzi z kraju do kraju. Można zakładać, że wielu islamistów działających w regionie Maghrebu to przybysze z innych krajów, często doświadczeni w walce. Tak jest z Mokhtarem Belmokhtarem, stojącym za wzięciem zakładników na algierskim polu gazowym w In Amenas. Doświadczenie zdobywał w Afganistanie, gdzie walczył jeszcze za czasów rosyjskiej interwencji.