"Wróg numer jeden" ("Zero Dark Thirty") to nie film o wojnie w Afganistanie, ani o zabiciu Osamy bin Ladena, ale obraz pracy CIA, ścigania najbardziej poszukiwanego terrorysty świata. To też film o walce jednostki z urzędniczą i polityczną machiną, z mocno zarysowanymi w tle wątkami politycznymi. Dlatego też w Stanach Zjednoczonych wywołał spore kontrowersje, łącznie z protestami senatorów z komisji służb specjalnych.
Pamiętamy, jak tysiące Amerykanów cieszyły się na ulicach po zabiciu Usamy ibn Ladina (za Oceanem nazywanego Osamą ben Ladenem). Co jakiś czas w internecie pojawia się zdjęcie z The Situation Room, pomieszczenia, w którym akcję obserwowali najważniejsi politycy i dowódcy wojskowi USA. Później świat poznał militarne kulisy zabicia lidera Al–Kaidy, po tym jak opisał je w książce "Niełatwy Dzień" (polska premiera 16 stycznia 2013 roku, Wydawnictwo Literackie) komandos Navy SEALS Team Six, który brał w niej udział. Teraz Kathryn Bigelow (autorka doskonałego "The Hurt Locker. W pułapce wojny") pokazuje proces pogoni agentów CIA za bin Ladenem.
"Wróg numer jeden" to zdecydowanie film o gonieniu królika, a nie złapaniu go. Akcja komandosów to ostatnie 25 minut z trwającego 2 godziny 40 minut filmu. Przez ponad dwie godziny obserwujemy walkę młodej ambitnej agentki (w tej roli świetna, nominowana do Oscara, Jessica Chastain) nie tylko z terrorystami, ale i z przeciwnościami stawianymi przez urzędników CIA i polityków. Główna bohaterka Maya trafia do komórki śledzącej terrorystę krótko po zamachach z 11 września. Młoda, niedoświadczona agentka ma problem z zaakceptowaniem brutalnych metod przesłuchań, takich jak waterboarding, głodzenie, bicie, pozbawianie snu czy przetrzymywanie w niewielkiej skrzyni.
Z czasem jednak, gdy bierze udział w kolejnych sesjach, a przede wszystkim, gdy rośnie w niej determinacja, Maya staje się twardą, dociekliwą agentką. Znamienne, że w pewnym momencie z pracy w Pakistanie rezygnuje Dan, który wprowadzał Mayę do służby. Ona jednak zostaje, by dopaść "wroga nr 1".
W wielu momentach poddaje się swojej intuicji i uporowi, który ma jednak podstawy w ciężkiej pracy. Maya analizuje godziny nagrań z przesłuchań i jeździ po świecie, by sama je przeprowadzić (tu polski akcent – zagląda też do Gdańska, gdzie na jednym ze statków ma działać tajne więzienie). Często jest zmuszona do wydzierania od zwierzchników środków na prowadzenie akcji. Jej emocjonalne podejście z jednej strony pozwala jej często burzyć ściany, stawiane przez administracje. Jednak z czasem zaczynamy się zastanawiać, czy to nie obsesja ugruntowana kilkoma latami życia w zagrożeniu (dwa zamachy, śmierć bliskiej współpracowniczki). Informacje, które teoretycznie ucinałyby prowadzony przez nią wątek, utwierdzają ją tylko w potrzebie dalszego dochodzenia.
Pewność Mai wpływa nie tylko na jej szefów (włącznie z dyrektorem CIA), ale i na widza. Jednak rosnąca determinacja agentki zderza się z przeciwnym prądem. Po kolejnych zamachach (Londyn, Islamabad, nieudana detonacja bomby na Times Square w Nowym Jorku) szefostwo CIA chce, by agenci skupili się na przyszłości, na zapobieganiu kolejnym zamachom, a nie na łapaniu Osamy bin Ladena. Według nich lider Al-Kaidy stracił na znaczeniu i szkoda jest środków na "pogoń za duchem".
Maya jest jednak przekonana, że szejk wciąż jest mózgiem organizacji. Po klęsce, kiedy okazuje się, że śledzony przez nią kurier nie żyje, nadchodzi przełamanie, które odwraca bieg dochodzenia. Okazuje się, że pochowany 7 lat temu człowiek był bratem poszukiwanego Abu Ahmeda, którego udaje się ponownie wyśledzić. Informacja o tym od kilku lat znajdowała się w archiwach CIA i została znaleziona przez przypadek. Śledztwo rusza z miejsca.
Wciąż brak jednak dowodów na to, że w tym samym domu mieszka Osama bin Laden. Wycofana z terenu po zamachu na swoje życie Maya stara się przekonać zwierzchników, że się nie myli. Jest jednak sama – na naradzie z szefem CIA tylko ona ma 100 procent pewności, że dom w Abbottabad zamieszkuje bin Laden. Zresztą w filmie Leon Panetta (wtedy dyrektor Agencji, do 7 stycznia Sekretarz Obrony) przedstawiony jest jako kompletny idiota.
Po premierze filmu w Stanach najwięcej kontrowersji wywołało pokazanie metod przesłuchań. Opinia publiczna podzieliła się na dwie części – niektórzy sądzą, że "Zero Dark Thirty" gloryfikuje torturowanie więźniów, inni (w tym senatorowie z komisji służb specjalnych), że ten wątek jest nad eksponowany i pokazuje pracę agentów w zaburzonych proporcjach. Tortury to jednak tylko epizod w filmie i nie wydaje mi się, że powinniśmy się na nich skupiać.
Znacznie ciekawsze jest jednak zobaczenie jak od środka wygląda praca CIA, jak bardzo hierarchiczna, zbiurokratyzowana i upolityczniona to struktura. Aby być uczciwym, dodam, że w zrozumieniu filmu pomaga chociaż podstawowe orientowanie się w polityce międzynarodowej i sytuacji na Bliskim Wschodzie – bez tego niektóre sytuacje mogą być nieco niezrozumiałe. Jednak warto poświęcić trzy godziny i kilkanaście złotych, by wybrać się na "Wroga numer jeden".
Nie tylko dlatego, by poznać historię (bo w filmie prawda miesza się z fikcją), ale po prostu by zobaczyć kawał dobrego kina. Choć znamy finał i wiemy, co wydarzyło się 2 maja 2011 roku, to film trzyma w napięciu. Wrażenie robią też zdjęcia, ze wspaniałymi szerokimi ujęciami baz wojskowych i pakistańskich ulic. Z dreszczem emocji ogląda się ostatnią część, czyli szturm Navy SEALS Team Six na fortece bin Ladena. Całą sytuację obserwujemy oczami żołnierzy, często mając przed oczami zielony obraz z noktowizorów. Dlatego dziwię się, że Kathryn Bigelow w tym roku nie dostała za reżyserię nominacji do Oscara. "Wróg numer jeden" to film lepszy niż "The Hurt Locker. W pułapce wojny".