"Nauczyciele gorsi od terminatorów, szczególnie nie pozdrawiam dziada od fizyki". "Nauczyciele nie mają essy, woźna groźna, a koleżanki nienormalne". "Jak się zapomni o kanapkach do szkoły, to na spokojnie można upolować jednego ze szczurów śmigających po korytarzach" – brzmi absurdalnie? Zdecydowanie. Recenzje szkół to nowa zabawa uczniów, którą rozpowszechniają na TikToku. A wszystko zaczęło się od opinii w Google Maps. Internetowa zabawa dotyczy jednak realnych szkół...
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Recenzowanie szkół to nowa zabawa, którą najmłodsi urządzają na Gogle Maps, ale jej efekty widać na TikToku
Profil olvx22 na TikToku postanowił zebrać kilkadziesiąt przykładów tej zabawy
Z jednej strony niektóre komentarze bywają komiczne, inne mogłyby naprawdę dopiec pracownikom szkoły – pytanie, czy recenzje mają coś wspólnego ze szkolną rzeczywistością
Okazuje się, że memem dla młodego pokolenia jest... Jan Paweł II, pojawia się on w internetowych pastach, czyli opowiadaniach kopiowanych i rozpowszechnianych w internecie
Uczniowie piszą recenzje szkół – "nauczyciel nie ma essy"
Kto był uczniem polskiej szkoły, ten wie, że nawet najbardziej absurdalny komentarz może mieć w sobie ziarno prawdy. Brak tak podstawowych rzeczy, jak papier toaletowy czy nawet drzwi do ubikacji w wielu polskich szkołach był normą.
W mojej podstawówce, a później w liceum w czasie deszczu dach przeciekał do takiego stopnia, że na ławkach stawialiśmy kubły, do których kapała woda. Kto nie był bez wyraźnego powodu goniony przez woźną ze szmatą czy, co gorsza, całym mopem w ręku, też nie zna życia.
Mimo tego recenzje szkół umieszczone w Google Maps i tak brzmią zaskakująco. Wśród nich możemy przeczytać m.in.:
"Szkoła jest tak biedna, że w matematycznej siedzimy na podłodze".
"Kilka lat temu, gdy sama chodziłam do tej szkoły, z toaletami był taki problem, że woźna na czas przerwy zamykała je na klucz, czy to się dalej dzieje?".
"Pewnego razu nie odrobiłem pracy domowej i zostałem przez nauczycielkę od biologii zamknięty w piwnicy do końca dnia. Nie polecam, mam przez to ogromną traumę".
Opinie te dotyczą Zespołu Szkół Elektronicznych i Licealnych w Warszawie i czytając je, świeży użytkownik internetu może jeszcze zastanawiać się, czy są pisane na poważnie. W końcu nie od dziś wiadomo, że polskie szkoły bywają niedofinansowane, a ostatnie wyznanie można potraktować jako poważny zarzut w stosunku do nauczycielki biologii. Szkoła podana jest w nazwie – można więc spekulować co na to rzeczona nauczycielka.
Gdy jednak przez TikToki przebrniemy dalej, okazuje się, że uczniowie zupełnie puścili wodze fantazji. W swoich recenzjach bywają wulgarni, ale też bardzo zabawni.
"Zespół Szkół Łączenia Bólu i Cierpienia, ale dyżurka git".
"Nauczyciele nie nadają się na pedagogów, nie mają essy, woźna groźna, koleżanki nienormalne, desek w toaletach brakuje, tak samo mydła i papieru, pleśń w ziemniakach. Pan Andrzej konserwator jest super. Gwiazdka dla pana Andrzeja. Sufit spada na dzieci".
"Nauczyciele gorsi od terminatorów".
"Oszukano mnie, przyszedłem do szkoły, a to szpital psychiatryczny".
"Budynek szkoły co roku ma zawody z domkiem z kart o to, kto się pierwszy zawali".
Jan Paweł II memem dla młodego pokolenia
Przeglądanie ich wpisów jest dobrym sposobem na zaznajomienie się z poczuciem humoru obecnej młodzieży. Okazuje się, że jednym ze stałych żartów w repertuarze uczniów jest... Jan Paweł II.
Papież zdecydowanie nie jest dla nich autorytetem, ale pożywką do memów. Nawiązują w swoich wpisach m.in. do godziny śmierci papieża, czyli 21:37 podając przy różnych okazjach ten ciąg cyfr, piszą o kremówkach, "mocarzu z Wadowic" czy twierdzą, że Barka była oficjalnym hymnem szkoły, do której chodzili.
"Uczą jedynie robienia kremówek na zamówienie od anonimowego klienta z Watykanu" – piszą o szkole w Białymstoku.
"Pamiętam, że gdy zostałem w szkole bez wiedzy nauczycieli do 21:37, usłyszałem Barkę, więc udałem się w stronę głosu i w sali od matmy zobaczyłem dyrektora ją śpiewającego. Mało tego, ten chciał mi dać kremówkę i pomodlić się ze mną do Jana Pawła II. Nigdy więcej nie byłem w tej placówce" – twierdzi anonimowy internauta.
"Jakiś czas temu przechodziłem obok szkoły o godzinie 21:37. Mężczyzna o żółtej twarzy obrzucił mnie kremówkami, po czym wskoczył do Papa Mobilu i uciekł. Policja i pracownicy szkoły zarzekają się, że nic nie widzieli" – dodaje uczeń ze szkoły numer 3 w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Tym samym uczniowie tworzą popularne w internecie "pasty", a dokładnie "copypasty", czyli teksty przypominające opowiadania na faktach pisane w pierwszej osobie, które są kopiowane i rozpowszechniane przez internautów, stają się więc swego rodzaju memem.
Co bawi młode pokolenie?
Widać, że główne inspiracje uczniów to właśnie memy, teksty rapowych piosenek i szeroko pojęta popkultura. Ich żarty, często także te bardziej wulgarne nierzadko napędzają same szkoły, które w opiniach na Google Maps zaczynają odpowiadać niesfornym uczniom.
"Nie polecam. Jedyne co z tej szkoły wyniosłem to kable RJ45, stany lękowe i depresje. Odpowiedź: proszę o zwrócenie mi szczęścia oraz chęci do życia"– pisze jeden z uczniów.
Tymczasem sekretariat warszawskiej szkoły, którą zrecenzował, odpisał mu: "ale kable prosimy zwrócić". W innej wiadomości szkoła odpisała niezadowolonemu z usług placówki uczniowi: "jak się nie podoba, to papiery do sekretariatu". Trudno powiedzieć czy pracownicy szkoły odpisujący na zaczepki zdają sobie sprawę z żartu i czy mają świadomość tego, że ich odpowiedzi są wodą na młyn dla internetowych śmieszków.
Faktem jest, że ich żarty podzieliły internautów. Niektórzy doceniają kreatywność i wyobraźnię uczniów, inni oburzają się z powodu tekstów obraźliwych wobec nauczycieli lub zarzucają młodym brak szacunku do autorytetów, jak papież Polak. Zareagować mogłaby dyrekcja, jednak trudno szukać "sprawców" po całym internecie...