Reklama.
Taniec na brudnych pieluchach, słowa o "bolącej pupie", zwierzenia, że bardziej podniecające są heteroseksualne firmy pornograficzne oraz ślubowanie "nie spuszczę się, aż do śmierci" – m.in. za takie występy poseł Robert Biedroń stracił poważanie wśród działaczy gejowskich.
Spotykamy się w sejmowej restauracji. Biedroń jest posłem dopiero od roku, ale widać, że w parlamencie czuje się jak ryba w wodzie. Od wejścia robi hałas, zaczepia kelnerki, serdecznie wita się z europosłem PiS Ryszardem Czarneckim. Podobno dzień wcześniej byli razem w Polsat News. He, he, trochę sobie tam poskakali po Platformie. – Po co pan poszedł do „Kilerskiego karaoke”? – pytam Biedronia. – Hello! Proszę nie udawać, że pan nie wie, jak to działa. Dziennikarz chce sensacyjki, ja mu ją daję i wszystko się kręci. Nauczyłem się, że ludzie zapamiętują samą postać bez szczegółów.
Podczas występu w Superstacji, lipiec 2011 rok. Dziennikarz: Co z procesem o pobicie szwadronu policjantów? [Biedroń jest oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej policjanta podczas demonstracji 11 listopada 2010 r.] Biedroń: Chodzi o złapanie policjanta za pałkę, hy hy? To policjant twierdzi, że go złapałem za pałkę, a ja zaprzeczam. Dziennikarz: A za co go złapałeś? Biedroń: Za nic, nie był w moim typie. Policjantów nie powinno się łapać za pałkę. Zwłaszcza gdy są na służbie.