Gwiazdy wybierając projekty filmowe stąpają często po cienkim lodzie – konkretny tytuł może wybić ich karierę o lata świetlne, a inny pogrzebać ją na zawsze. Oto siedem aktorek i aktorów, których decyzje doprowadziły do załamania ich karier.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Kobieta-kot" i "Pinokio" – co łączy te dwa filmy? Jeden zastopował karierę Halle Berry, a drugi praktycznie zniszczył tę Roberto Benigniego.
Co ciekawe, podobny los spotkał nawet... Madonnę.
Oto siedem filmów, które zniszczyły kariery aktorom i aktorkom.
7. Taylor Lautner
"Porwanie", reż. John Singleton (2011)
Taylor Lautner już w 2005 roku zagrał w "Rekinie i Lavie: Przygodzie w 3D" Roberta Rodrigueza, jednak dopiero saga "Zmierzch" sprawiła, że aktor stał się pożądanym elementem obsady.
W 2011 roku, czyli po premierze trzeciej części ("Zaćmienia"), Taylor na fali popularności dostał angaż w thrillerze "Porwanie" i to w pierwszoplanowej roli. Niestety, chociaż jako wilkołak Jacob się sprawdził (może dlatego, że w adaptacjach książek Stephenie Meyer wszyscy fatalnie grali...), całego filmu nie uniósł.
Produkcja odniosła spektakularną porażkę w box office, a grę aktorską Lautnera zrównano z ziemią. Od tamtej pory pojawia się on co prawda w jakichś tytułach, ale w porównaniu z oszałamiającymi karierami reszty obsady (Robert Pattinson, Kristen Stewart) do jego przypadku nie pasuje nawet słowo "kariera".
6. Geena Davis
"Wyspa piratów", reż. Renny Harlin (1995)
Geena Davis współpracowała z najgłośniejszymi reżyserami swoich czasów – Davidem Cronenbergiem ("Mucha"), Timem Burtonem ("Sok z żuka") czy Ridleyem Scottem ("Thelma i Louise"). Umiejętności aktorskie Davis były powszechnie szanowane, czego ukoronowaniem był otrzymany w 1988 roku Oscar dla Najlepszej aktorki drugoplanowej za film "Przypadkowy turysta".
Wszystko zmieniło się jednak po "Wyspie piratów". Film zaliczył spektakularną porażkę, a że Davis była jego gwiazdą, jej twarz firmowała tę klęskę, więc producenci bali się zatrudniać ją przy kolejnych projektach. Chociaż aktorce wciąż zdarza się występować w głośniejszych tytułach ("GLOW", "Egzorcysta"), statusu gwiazdy nie odzyskała nigdy.
5. Hayden Christensen
"Gwiezdne wojny: Część III – Zemsta Sithów", reż. George Lucas (2005)
Rola Haydena Christensena w "Gwiezdnych wojnach II: Ataku klonów" ograniczała się głównie do wybranka serca Padmé Amidali (Natalie Portman). Nikt wtedy nie czepiał się jego roli, ale kiedy w trzeciej części sagi, czyli "Gwiezdnych wojnach III – Zemście Sithów", przyszło mu pokazać przemianę Anakina Skywalkera w Dartha Vadera... Na jego głowę posypały się gromy.
Rola jednej z najbardziej ikonicznej postaci popkultury zwyczajnie przerosła umiejętności aktorskie Christensena. Z pewnością nie pomógł też scenariusz filmu oraz wkładanie w usta Anakina takich linijek jak: "Nie cierpię piasku. Jest taki szorstki, irytujący i dostaje się wszędzie. Nie tak jak ty".
Aktor regularnie pojawia się w filmach, ale do pierwszej ligi (czy nawet do drugiej) nigdy się nie dostał. Co ciekawe jednak pozwolono mu wrócić do roli Vadera w (nieudanym) serialu Disney+ "Obi-Wan Kenobi".
4. Halle Berry
"Kobieta-Kot", reż. Pitof (2004)
Halle Berry na początku lat dwutysięcznych była u szczytu swojej kariery. W 2002 roku dostała Oscara dla Najlepszej aktorki pierwszoplanowej za film "Czekając na wyrok" oraz wcieliła się w rolę Dziewczyny Bonda u boku Pierce'a Brosnana w "Śmierć nadejdzie jutro".
Aktorka wcielała się również w Storm w serii o X-menach i być może dlatego bez wahania przyjęła tytułową rolę w "Kobiecie-kot". Ten film kosztował ją jednak znacznie więcej niż Złotą Malinę (film otrzymał łącznie cztery) dla Najgorszej aktorki, którą odebrała jednak w epickim stylu.
– Przede wszystkim chcę podziękować Warner Brothers za umieszczenie mnie w tym cholernie gównianym filmie. Tego właśnie potrzebowała moja kariera! Byłam na szczycie, a wtedy "Kobieta-Kot" sprowadziła mnie na sam dół. Uwielbiam to! Ciężko jest być na szczycie. O wiele lepiej jest być na dnie – powiedziała aktorka na gali Anty-Oscarów.
Wiele się niestety nie pomyliła, gdyż jej kariera już nigdy nie wróciła na właściwe tory.
3. Elizabeth Berkley
"Showgirls", reż. Paul Verhoeven (1995)
Paul Verhoeven to zawodowy skandalista, który nigdy nie bał się epatować seksem w swoich filmach. Zawsze miał to jednak jakiś artystyczny sen, podczas gdy "Showgirls" wygląda po prostu jak jego mokry sen przeniesiony na filmową taśmę.
Filmowi nie można odmówić pewnego kampowego uroku, jednak w 1996 roku dramat erotyczny Verhoevena został dosłownie obsypany Złotymi Malinami (otrzymał ich aż siedem), a dodatkowo w 2000 roku otrzymał "specjalną" nagrodę dla Najgorszego filmu dekady.
Niestety trzeba to powiedzieć, ale film na dno ściągnęła absurdalna momentami gra aktorska Elizabeth Berkley, która niemal w każdej scenie szarżowała tak, że ciężko było nie odwracać wzroku z zażenowania. To, że "Showgirls" generalnie pogrzebało jej karierę, nie wydaje się za dużą stratą.
2. Roberto Benigni
"Pinokio", reż. Roberto Benigni (2002)
O tak spektakularny koniec kariery naprawdę ciężko. W 1997 roku Roberto Benigni otrzymał trzy Oscary za dramat wojenny "Życie jest piękne", który obecnie uznawany jest za współczesną klasykę.
Film okazał się dla niego przepustką do Hollywood i w 2002 roku zrealizował adaptację powszechnie lubianego "Pinokia". Niestety, 50-letni Benigni nie poprzestał na reżyserii, ale sam wcielił się... w drewnianego chłopca.
Co stało za tą kuriozalną decyzją artystyczną, tego nie wie nikt, powiedzieć jednak, że efekt nikogo nie zachwycił, to nic nie powiedzieć. Tym razem Włoch otrzymał nie prestiżowe wyróżnienie, a Złotą Malinę i nigdy się już po tym nie podniósł.
Po "Pinokiu" wyreżyserował zaledwie jeden, niezbyt głośny włoski film ("Tygrys i śnieg") oraz zagrał w paru tytułach. Co ciekawe jednak, w 2019 roku znowu zagrał w adaptacji tej samej baśni (tym razem w nie swojej reżyserii), jednak wcielił się w Gepetta, a więc tym razem postać adekwatną do swojego wieku...
1. Madonna
"Rejs w nieznane", reż. Guy Ritchie (2002)
Madonna ma na swoim koncie niezłe role. "Dick Tracy", "Cztery pokoje" czy "Evita" (za dramat muzyczny dostała nawet Złotego Globa) – jej wszystkie wcielenia w tych filmach były generalnie zadowalające albo dobre.
Wszystko zmieniło się jednak po spektakularnej porażce, jaką był "Rejs w nieznane" jej ówczesnego męża Guya Ritchiego. Przy budżecie opiewającym na 10 milionów dolarów film nie zarobił nawet 600 tysięcy, co było spektakularnym fiaskiem.
Film otrzymał aż pięć Złotych Malin w różnych kategoriach, jednak to właśnie piosenkarce najmocniej się oberwało. Od tamtej pory nikt nie traktował już jej kariery aktorskiej poważnie, a ona sama (po krytycznych słowach dotyczących jej gry) przysięgła, że już nigdy nie wystąpi w filmie. Póki co słowa dotrzymała.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.