Ks. Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 w Gdyni. Był wcześniakiem, od urodzenia miał lewostronny niedowład i dużą wadę wzroku. Nie miał przez to łatwego dzieciństwa, ale możliwe, że właśnie z tych przykrych doświadczeń czerpał siłę i chciał pomagać innym chorym. Robił to praktycznie przez cała swoją pracę duszpasterską.
– Sygnały, zdania, sceny z dzieciństwa musiały Jana naznaczyć, zbudować w nim jakiś rodzaj wewnętrznej potrzeby udowodnienia światu, że jednak się do czegoś nadaje. Tu należy szukać źródła jego wielkiej determinacji. Chciał pokazać światu, nie do końca w niego wierzącemu, że jest zdolny do sprawczości, a nie tylko do bycia zwykłym, empatycznym kapłanem – mówił na antenie Polskiego Radia Przemysław Wilczyński. Po zdaniu matury rozpoczął studia filozoficzno-teologiczne w Gdańskim Seminarium Duchownym. W 2007 roku uzyskał doktorat na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Napisał pracę "Godność człowieka umierającego a pomoc osobom w stanie terminalnym – studium teologiczno-moralne". Można powiedzieć, że śmierć towarzyszyła mu przez większość życia, ale pomagał ją nam także oswajać.
W tak zwanym międzyczasie w 2004 roku był jednym z założycieli Puckiego Hospicjum Domowego. To z jego inicjatywy 2009 roku powstało stacjonarne Puckie Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Był jego dyrektorem. "Idea opieki hospicyjnej wyrosła ze sprzeciwu wobec tego, co widział na wielu szpitalnych oddziałach paliatywnych" – czytamy na stronie fundacji im. ks. Jana Kaczkowskiego.
Dziś mija 7 lat od śmierci naszego pomysłodawcy i założyciela śp. ks. Jana Kaczkowskiego. Jan zawsze był blisko chorych, wspierał, stawiał na człowieczeństwo i spełnianie nawet drobnych marzeń i zachcianek Podopiecznych. Uczył, bawił, wspierał, zostawił cząstkę siebie w każdym, którego spotkał. Zostawił nam również wiele mądrych, nieśmiertelnych słów, do których codziennie możemy wracać. To On nauczył nas bliskości i ufności, pokazał, że w każdym można znaleźć dobro. Dziś z dumą kontynuujemy Jego dzieło, codziennie dbając o Chorych, o Ich godne ostatnie chwile, spełniając marzenia.
Jedną z najbardziej zaskakujących i typowych decyzji dotyczących hospicjum było rekrutowanie do wolontariatu trudnej młodzieży i osób skazanych. Tak właśnie trafił tam m.in. były złodziej i narkoman Patryk Gajewski. Jego relacja z ks. Kaczkowskim została przedstawiona w filmie "Johnny". Jest autentyczną postacią, która dostała drugą szansę i ją wykorzystała w pełni. Dziś jest cenionym szefem kuchni, mężem i ojcem.
Życie Patryka Galewskiego (jednego z bohaterów filmu "Johnny") pokazuje nam, że nikt nigdy nie jest przegrany. Nikt nie rodzi się przecież złym człowiekiem. Złe wybory i toksyczni ludzie niszczą to, co w człowieku jest dobre. Bóg stawia na naszej drodze ludzi, którzy pomagają nam się podnieść.
Udzielił wielu wywiadów, które zaowocowały potem książkami: m.in. "Szału nie ma, jest rak" i "Życie na pełnej petardzie. Czyli wiara, polędwica i miłość". Ze współautorem tej drugiej, Piotrem Żyłką (napisał ją wspólnie z ks. Kaczkowskim), rozmawiała Aneta Olender.
To był gigant. Tacy ludzie nie rodzą się codziennie. Z jednej strony był osobą z ogromną wrażliwością, rozumiał ludzkie słabości i cierpienie. Z drugiej strony był bardzo odważny. Nie wszystkim się podobało, to co mówił i robił. A on jechał jak czołg przed siebie i się nie przyjmował atakami i krytyką. W Kościele też mu nie zawsze było łatwo. Nie raz został skopany. Dlatego ta odwaga była bardzo inspirująca. Pokazał, że kochanie Kościoła nie oznacza, że trzeba akceptować wszystko co się w nim dzieje. Że nie można akceptować skandali, mierności, bylejakości, tego, że się nie szanuje wolności, godności i inteligencji człowieka. To też sprawiło, że ludzie się nim zachwycili.
Prowadził również bloga na łamach naTemat, na którym m.in. pisał o swojej chorobie.
Byłoby efekciarskie i banalne, gdybym stwierdził, że jestem wdzięczny za chorobę. Bo nie jestem. Ale jestem za to wszystko, co przed nią i podczas niej się zadziało.
Udowadniał też, że miał do niej ogromny dystans i do końca nie opuszczało go poczucie humoru.
Jeśli mówimy o wdzięczności, to jakby to hardkorowo nie zabrzmiało: jestem wdzięczny za glejaka, a nie np. nowotwór trzustki, bo mogę jeść i rozkoszować się smakami.
Do historii przeszło też spotkanie z nim na Woodstocku w 2015 roku. Festiwalowicze czekali na niego jak na gwiazdę rocka. Ks. Kaczkowski opowiadał m.in. o swoim życiu w chorobie, przyzwoitości, byciu "onkocelebrytą" i polityce, które wdziera się do Kościoła katolickiego. Całość możecie obejrzeć poniżej.
"Johnny" miał kinową premierę 23 września zeszłego roku. Zdobył trzy Złote Lwy (m.in. nagrodę od publiczności i za rolę dla Piotra Trojana) oraz cztery Orły. Online możemy go obejrzeć na Playerze, a od 24 marca również na Netfliksie, gdzie okupuje pierwsze miejsce najpopularniejszych filmów i z pewnością tak prędko nie opuści TOP 10.
I nie ma co się dziwić. W recenzji pisałem, że to może i film łzawy oraz momentami przypomina reklamę hospicjum, ale mądry, doskonale zagrany zarówno przez Dawida Ogrodnika, jak i Piotra Trojana, oraz nakręcony pod prąd - to nie jest kolejna sztampowa biografia. Uchwycił tylko cząstkę filozofii ks. Kaczkowskiego, ale na pewno zachęca do ich zgłębienia. Po co? Śmierć czeka każdego z nas, ale dzięki jego doświadczeniom i przemyśleniom może być ciut mniej straszna.