Tomasz Komenda nie schodzi z ust polskiej opinii publicznej. Najpierw o niesłusznie skazanym mężczyźnie wypowiedziała się jego była partnerka, teraz głos zabrała jego najbliższa rodzina. – Udaje, że nas nie zna. Nie chce mieć z nami nic wspólnego – mówi o swoim synu Teresa Klemańska w najnowszym wywiadzie. Jego brat dodaje, że to "dopiero początek upadku Tomka".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Teresa Klemańska, matka Tomasza Komendy, stwierdziła w rozmowie z dziennikarzami, że od dwóch lat nie rozmawiała z synem. – Udaje, że nas nie zna. Nie chce mieć z nami nic wspólnego – powiedziała w wywiadzie udzielonym portalowi Onet.pl.
Rodzina Tomasza Komendy przerywa milczenie. "To początek jego upadku"
Jak dodała, to zasługa jej najstarszego syna (Komenda ma trzech braci), który "steruje Tomkiem". – Dopóki mieszkał z nami, było wszystko okej. Teraz Tomek ma złych doradców. Jest pod wpływem Maćka, który nim steruje. To, co się stało z Tomkiem, to jest jego zasługa. Zobaczymy, jak daleko dojdzie. Spełnia marzenia wszystkich, tylko nie swoje – stwierdziła.
Kobieta użyła też mocniejszych słów. – Jeżeli może, to niech usunie tatuaż z rękawa z napisem "Kocham cię mamo", bo jest nieprawdziwy i fałszywy. To jest kłamstwo. Po co ten napis? Przecież ja już dla niego umarłam. On mnie pochował żywcem – powiedziała.
Dobrego zdania o swoim bracie nie ma też Krzysztof Klemański. – Jeszcze usłyszymy o Tomku, bo to dopiero początek jego upadku – stwierdził jeden z młodszych braci Komendy. Mężczyzna dodał także, Tomasz Komenda "odwrócił się bez mrugnięcia okiem" od najbliższych. – Zostawił nas jak śmieci – nie krył żalu Klemański.
I dodał: – Gdy się obudzi, będzie sam. Już jest sam, bo wkoło niego pozostali tylko świetni aktorzy, którzy znikną, gdy skończą grać spektakl. Raz zniszczyli mu życie ludzie z wymiaru sprawiedliwości. Teraz robią to ludzie z najbliższego otoczenia. Serce nam pęka, ale nie możemy nic zrobić.
Czytaj także:
Była partnerka wydała oświadczenie ws. Komendy
Tomasz Komenda znowu jest na ustach całej Polski. Jego była partnerka Anna Walter poinformowała w niedawnym oświadczeniu, że niesłusznie skazany mężczyzna ma cierpieć na nowotwór z przerzutami.
W oświadczeniu padły też poważne oskarżenia. Anna Walter zarzuciła byłemu partnerowi, że ten "był agresywny", "wydawał pieniądze na narkotyki" i "zwleka z płaceniem na dziecko". "Złożyłam zawiadomienie na policję, bo groził uprowadzeniem dziecka, które jednak w późniejszym czasie wycofałam ze względu na poważną chorobę Tomka" – tłumaczyła.
"W sądzie przedstawił, że ma nowotwór z przerzutami i brak szans. Nie chciałam mu niszczyć ostatnich dni życia, prosiłam go i błagałam tysiąc razy, żebyśmy się polubownie dogadali" – poinformowała była partnerka Tomasza Komendy.
"Kiedy zapadł wyrok skazujący jej dziecko na 25 lat więzienia, jej świat się rozsypał. Jednak nie poddała się i walczyła o syna – Tomasza Komendę – do ostatniej łzy, do momentu, kiedy usłyszała, że jest niewinny. Teraz walczy o jego codzienność i uczy, jak żyć w świecie, który tak bardzo się zmienił" – czytamy w opisie książki Grzegorza Głuszaka "Walka przez łzy. Matka Tomasza Komendy Teresa Klemańska", wydanej w 2019 roku.
Cztery lata temu w "Uwadze" TVN opowiadała, jak wyglądał czas, kiedy cała rodzina Komendy musiała bezradnie czekać na jakiś przełom w sprawie. Klemańska opowiadała, że miała momenty załamania.
– Wtedy najbardziej pomogła rodzina. Wytłumaczyli, że zaglądanie do kieliszka to nie jest dobra droga. Chcę im za to dziś podziękować. Byłam już w takim momencie, że chciałam otruć się tabletkami. Zostawiłam nawet list pożegnalny, ale syn, który wcześniej wrócił do domu, znalazł mnie i uratował – przyznawała kobieta.
Co Tomasz Komenda mówił po wyjściu z więzienia?
Tuż po uniewinnieniu Tomasz Komenda udzielił wywiadu dla Wirtualnej Polski. – Za kratami nie ma dobrych ludzi, samo zło tam jest – przyznał. Wówczas stwierdził także, że pogodził się z tym, że nie cofnie prawie 18 lat skradzionego życia. Zwrócił jednak uwagę na problemy, z którymi mierzy się na wolności.
Komenda po wyjściu na wolność spokoju nie miał nawet w myjni samochodowej, w której pracował. – Zdjęcia chcieli, autografy, selfie, żebym im opowiadał, jak tam było, jak mi się udało wyjść – opowiadał.
W 2020 roku Komenda oświadczył się Annie Walter na premierze filmu o jego skazaniu. Oświadczył także, że oboje wyczekują narodzin syna. – Zostanę tatusiem. Będę miał syna. Za trzy miesiące wyjdzie na świat. Na premierze oświadczyłem się mojej dziewczynie. Było wielkie "bum". Kiedy jak nie teraz? – powiedział.
Jeszcze w 2006 roku opowiedział także o dramatycznych kulisach przesłuchania, podczas którego przyznał się do winy. – Ci którzy mnie zatrzymywali, powiedzieli, że mają na mnie takie, jakie mają dowody. I zaczęli mnie bić, żebym się do tego przyznał, że ta sprawa za długo trwa, że nie mogą odnaleźć prawdziwych sprawców, i ja muszę się do tego przyznać, bo inaczej nie wyjdę żywy z ich pokoju. I po prostu tak mnie bili, że nawet bym się przyznał, że strzelałem do papieża – powiedział.