Wyobrażacie sobie, by z panoramy Gdańska zniknęły te dźwigi? Gdańszczanie obawiają się, że żurawie z ziemią zrównają budowniczy ulicy Nowa Wałowa i dzielnicy Młode Miasto.
Wyobrażacie sobie, by z panoramy Gdańska zniknęły te dźwigi? Gdańszczanie obawiają się, że żurawie z ziemią zrównają budowniczy ulicy Nowa Wałowa i dzielnicy Młode Miasto. Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta
Reklama.
Gdy kilka lat temu gdański magistrat przedstawiał pierwsze plany Młodego Miasta - dzielnicy, która ma powstać na terenach postoczniowych w samym sercu miasta, mieliśmy w Gdańsku nadzieję, że wkrótce miasto zacznie przypominać Walencję, Gotteborg, czy Liverpool. Miasta, gdzie industrialny krajobraz z przeszłości zyskał drugie, lepsze życie. Jednak tam przy rewitalizacji terenów fabrycznych nikt nie wyobrażał sobie, by po przeszłości nie został żaden ślad.
Tymczasem, gdańskie Młode Miasto powoli zaczyna powstawać, a wiele wskazuje na to, że ze szczytnych planów pozostało niewiele i nowe centrum miasta ma wyglądać trochę według najlepszych PRL-owskich wzorców. Czyli stanąć na gruzach tego, co było tu wcześniej.
Miasto stoczniowe bez dźwigów...
Pierwszym krokiem inwestorów, którzy mają wznieść Młode Miasto w miejscu, gdzie kiedyś prosperowała wielka Stocznia Gdańska, jest budowa ulicy Nowa Wałowa. Dzisiejsza Wałowa to niewielka ulica oddzielająca dawne tereny stoczniowe od tego, co turyści nazywają w Gdańsku starówką. Nowa Wałowa będzie tymczasem wielką arterią, która ma całkowicie zmienić komunikację w sercu miasta. I stać się główną trasą dla budowniczych nowoczesnego Młodego Miasta.
Problem tylko w tym, że jak na razie na ich drodze nie stoi nic, co mogłoby im przeszkodzić w całkowitym rozprawieniu się z historią Gdańska. Nikt nie ruszy oczywiście pomnika Poległych Stoczniowców, czyli słynnych gdańskich Trzech Krzyży. Przed tym chroni je chociażby powstałe tuż obok Europejskie Centrum Solidarności, które jest pierwszym obiektem zbudowanym w charakterze Młodego Miasta. Na drodze budowy Nowej Wałowej ostatnio stanął jednak nieco mniej słynny od pomnika mur stoczniowy z grafiką Iwony Zając, w którą wplecione były przejmujące historie gdańskich stoczniowców. Kilka dni temu go zburzono. Miejsce wygląda już zupełnie inaczej.
Antoni Pawlak
rzecznik prasowy Prezydenta Miasta Gdańska

Te kilka najbardziej charakterystycznych dźwigów należy do stoczni i większość wciąż pracuje. Co do reszty mamy natomiast taką ustną, dżentelmeńską umowę z właścicielami, że jeśli będą chcieli je sprzedawać będziemy pierwszymi, których o tym zawiadomią.

A czy ktoś wyobraża sobie panoramę Gdańska bez stoczniowych dźwigów? - Ten czarny scenariusz jest jak najbardziej realny - mówi naTemat Janusz Chilicki z inicjatywy "Dźwignij Gdańsk - NIE dla burzenia Stoczni Gdańskiej". Gdańszczanin podkreśla jednak, że wciąż wierzy, że powstanie nowej dzielnicy nie musi tego oznaczać. Czasu jest jednak coraz mniej. W ubiegłym roku niepostrzeżenie z pejzażu miasta zniknęły przecież charakterystyczny "pomarańczowy" żuraw i potężny dźwig typu Kone. To właśnie maszyny tego drugiego typu są wizytówką miasta.
I jak tłumaczy naTemat rzecznik prezydenta Gdańska Antoni Pawlak, o nie możemy być na razie spokojni. - Te kilka najbardziej charakterystycznych dźwigów należy do stoczni i większość wciąż pracuje. Co do reszty mamy natomiast taką ustną, dżentelmeńską umowę z właścicielami, że jeśli będą chcieli je sprzedawać będziemy pierwszymi, których o tym zawiadomią - mówi urzędnik.
Determinacja kontra złom za miliony złotych
Pawlak dodaje, że miasto już jeden żuraw nawet kupiło. Po cenie złomu, bo na taki interes zgodził się właściciel. - Ideą prezydenta Pawła Adamowicza - podobnie jak było to ideą nieżyjącego posła Arama Rybickiego - jest, by w panoramie miasta te dźwigi zostały. Wszystkie już nawet zinwentaryzowaliśmy, jest ich w mieście ponad sto. Natomiast zaledwie kilka ma znaczenie dla krajobrazu - wyjaśnia.
Tym "dżentelmeńskim umowom" niezbyt ufają natomiast zwykli gdańszczanie. - Dżentelmeńskie umowy czasem w biznesie się sprawdzają. Jednak tam, gdzie istnieje strona społeczna i publiczne pieniądze, powinniśmy być raczej zwolennikami transparentnych umów na piśmie - odpowiada magistratowi Janusz Chilicki.
Janusz Chilicki
inicjatywa "Dźwignij Gdańsk"

Z zaprzyjaźnionymi architektami odkryliśmy to dopiero niedawno, choć siedzimy w tym bardzo długo. W planach zagospodarowania przestrzennego Młodego Miasta jest projektowane centrum handlowe większe od Galerii Bałtyckiej! Taki wielki moloch w tak ważnym dla nas, dla całej Polski miejscu.

Publiczne pieniądze, a raczej ich brak to tymczasem kolejny problem z gdańskimi dźwigami. - Kupno po cenie złomu to od wydatek od 50 tys. do nawet miliona złotych. A potem koszty generować będzie także utrzymanie, konserwacja, czy ubezpieczenie. To będzie dla miasta rzeczywiście olbrzymi problem - mówi otwarcie Antoni Pawlak. W urzędzie liczą, że pomoże jednak Warszawa. - Mamy zapewniania Sławomira Rybickiego (brata ś.p. Arkadiusza Rybickiego - red.) z Kancelarii Prezydenta, który ma sprawą dźwigów zainteresować ministra kultury i prezydenta Bronisława Komorowskiego - dodaje.
Być może wystarczyłoby jednak, by miasto wysłuchało wreszcie opinii mieszkańców. Przede wszystkim właśnie o to chodzi twórcom inicjatywy "Dźwignij Gdańsk". - Mamy już kilka pomysłów w jaki sposób zachować te dźwigi. Słowem kluczem do planów, które zaprezentujemy wkrótce jest patronat. Nie chcę zdradzać jeszcze czyj i w jakiej formule, ale już mamy pierwsze deklaracje potencjalnych patronów - zdradza Chilicki.
Magistrat pomysłów mieszkańców powinien wysłuchać tym chętniej i uważniej, iż okazuje się, że niezależnie os siebie obie strony myślą chyba o tym samym. - My jesteśmy naprawdę bardzo zdeterminowani w walce o zachowanie dotychczasowej panoramy. I będziemy pieniędzy na to szukać wszędzie. Jest wiele możliwości, jak choćby sponsorzy. Przecież nie wszystko musi kupić miasto. Możemy też szukać pieniędzy unijnych - tłumaczy Pawlak.
Żurawie i tak zasłoni wielka galeria handlowa?
Niepewna przyszłość gdańskich żurawi to zdaje się jednak dopiero początek obaw o przyszłość miasta i tego, jak zmieni je Młode Miasto. Nawet jeśli inwestor nie będzie miał nic przeciwko dźwigom, zrównane z ziemią zostanie prawdopodobnie większość postoczniowych budynków. Co je zastąpi? Między innymi olbrzymie centrum handlowe, które może stanąć tuż obok Trzech Krzyży, w sąsiedztwie ECS.
- Z zaprzyjaźnionymi architektami odkryliśmy to dopiero niedawno, choć siedzimy w tym bardzo długo. W planach zagospodarowania przestrzennego Młodego Miasta jest projektowane centrum handlowe większe od Galerii Bałtyckiej! Taki wielki moloch w tak ważnym dla nas, dla całej Polski miejscu - irytuje się lider inicjatywy "Dźwignij Gdańsk".
Jego zdaniem, Młode Miasto nigdy nie będzie mogło być tak dobre jak powinno, jeśli władze Gdańska i inwestorzy nie zdecydują się traktować mieszkańców jak równorzędnych partnerów. - W Oslo, Hamburgu, czy Toronto, gdzie powstawały podobne dzielnice, zawsze towarzyszyły temu poważne i długotrwałe konsultacje społeczne. To nie jest tak, że urzędnicy mają pomysły najlepsze. Tam, gdzie społeczeństwo ma prawo głosu, tam pojawia się więcej planów, które później łatwiej zdobywają akceptację społeczną - tłumaczy Janusz Chilicki.